Gabriele Amorth sprzedał prawa do adaptacji na swój temat w 2015 roku, jednak zmarł rok później. Watykańskiemu egzorcyście zależało, by realistycznie pokazać, jak służył Kościołowi Katolickiemu, jednak twórcy ostatecznie mieli inny pomysł na film i odeszli mocno w rejony fantazji. Oto sześć rzeczy, które zmieniono w "Egzorcyście papieża".
"Egzorcysta papieża" w luźny sposób adaptuje fragmenty biografii ojca Gabriele'a Amortha. Większość rzeczy została jednak zmyślona – tak jak spisek Watykanu czy podróż do Hiszpanii w celu uratowania 10-letniego chłopca opętanego przez diabła. Watykański egzorcysta twierdził co prawda, że w Watykanie w latach 80. odnaleziono ślady diabła, jednak raczej miał na myśli coś bardziej metaforycznego.
Amorth nigdy nie mierzył się również z tak silnym przeciwnikiem, jak Asmodeusz, który w filmie chciał przejąć jego ciało, aby wskrzesić umarłe anioły, które miały zaatakować Watykan podczas ostatecznej apokalipsy.
W filmie, kiedy papież zgłasza się do ojca Amortha, egzorcysta jest już uznanym specjalistą w swojej dziedzinie. W rzeczywistości jednak Gabriele Amorth został głównym watykańskim egzorcystą dopiero w 1986 roku, kiedy miał 61 lat.
Wcześniej Amorth walczył m.in. w II wojnie światowej oraz studiował dziennikarstwo w Rzymie, a z opętaniami nie miał nic wspólnego aż do momentu, w którym osiągnął znacznie starszy wiek. Z jego autobiograficznych książek wynika jednak, że już znacznie wcześniej czuł powołanie.
Z pewnością również egzorcysta nie wyglądał (i nie zachowywał się) tak, jak Crowe w filmie – napakowany, pędzący Lambrettą po rzymskich ulicach w czerwonych skarpetkach i z popem lecącym z głośników.
Amorth przyznał w swojej pierwszej książce, że generalnie dwa na sto przypadki mogą dotyczyć rzeczywistych opętań, w których potrzebna jest interwencja egzorcysty. I chociaż widział on zjawiska niewytłumaczalne przez współczesną naukę i medycynę, to podczas 100 tys. egzorcyzmów, które podobno wykonał, żaden z nich nie dotyczył przedstawionych w filmie istot, jak duchy, poltergeisty czy demony we własnej osobie.
Jasne jest jednak, że od czasu, w którym w latach 70. zadebiutował głośny "Egzorcysta" Williama Friedkina, twórcy tego gatunku muszą sięgać po nowe chwyty, by najpierw przyciągnąć, a następnie przestraszyć widzów w kinie. Prawdą jest jednak, że ojciec Amorth widział lewitujących "opętanych".
Ojciec Amorth nigdy nie pozwolił się opętać, żeby wygonić demona z kogoś innego. W filmowej fantazji na temat egzorcysty taka scena miała jednak miejsce w finale. Wcielający się w egzorcystę Crowe prowokuje głównego antagonistę (wspomnianego Asmodeusza), by wszedł w jego ciało. W ten sposób daje innym kapłanom możliwość ostatecznego wykończenia demona (w jaki sposób dokładnie, tego nie będziemy zdradzać).
Po tym, jak Asmodeusz zostaje pokonany, jeden z kardynałów zleca watykańskiemu egzorcyście oraz młodemu hiszpańskiemu księdzu, który mu asystował, żeby wyruszyli w misję do 199 innych "bezbożnych" miejsc oraz wypędzili z nich demony. I chociaż Amorthowi w egzorcystach rzecz jasna pomagali inni kapłani, to z nikim nie stworzył on takiego duetu.
Takie zakończenie sugeruje jednak, że twórcy pomyśleli o sequelu, a być może i o całej franczycie. Biorąc pod uwagę wyniki w box office oraz to, że film spodobał się widzom (krytykom mniej), istnieje spora szansa, że za jakiś czas usłyszymy zapowiedź "Egzorcysty papieża 2".
Patrząc na poczynania Russela Crowe'a w filmie, można by uwierzyć, że ojciec Amorth polował na demony niczym Van Helsing na wampiry w słynnym filmie z Hugh Jackmanem w tytułowej roli.
Watykański egzorcysta rzeczywiście miał niekonwencjonalne metody pracy, jednak przede wszystkim był księdzem, a nie superbohaterem, który wyważa drzwi, pędzi autem z zawrotną prędkością czy strzela z pistoletu jak kowboj.
Jedną z bardziej zapamiętywalnych scen jest ta, w której ojciec Amorth wysyła demona do ciała świni, a następnie strzela do niej ze strzelby. Jak można się domyślić, nic takiego tak naprawdę nie miało miejsca.