Wódka z sokiem pomarańczowym, rum z colą ewentualnie martini ze spritem. Drinkowe możliwości Polaków są mocno ograniczone. W barach najlepiej sprzedaje się czysty alkohol, a na mieszanki patrzy się podejrzliwym okiem. Sytuacja zupełnie inaczej wygląda za granicą, gdzie cocktail bary cieszą się coraz większą popularnością. U nas to wciąż egzotyka. Czy do mieszania trzeba dorosnąć?
W Londynie są trzy bary, w których można spróbować różnych gatunków wód. Z Ameryki, Chorwacji czy Polski. Kilkanaście rodzajów przezroczystego płynu serwowane jest w prostych szklankach. Ekstrawagancja? Jak na nasze, polskie możliwości na pewno. Bary z wodą to miejsce dla wyrafinowanego klienta. Trzeba znać się na smakach i umieć docenić drobne niuanse. Trzeba też mieć gest, bo egzotyczna woda potrafi słono kosztować. Podobnie jak drinki, które są stopniem wtajemniczenia, którego jeszcze nie udało nam się przekroczyć. Zanim więc zamarzymy o wodnym barze, może lepiej zastanówmy się dlaczego w naszym kraju mieszany alkohol ogranicza się do trzech słów: mojito, capirinia i sex on the beach. A i te często daleko niewiele mają wspólnego z oryginałem.
– W Polsce drinki wciąż uważane są za kobiece – mówi Aga Kozak, krytyczka kulinarna i autorka bloga Ugryzienie Kozak. – Nie ma u nas kultury picia mieszanego alkoholu, brakuje barmanów, którzy potrafiliby zaimprowizować i śmiałości ze strony klientów. Kiedy w Polsce zamawia się drinka, to zwykle jest to wymierzona co do mililitra mieszanka kilku
W Berlinie coktail bary przeżywają renesans. Ostatnio w modnej dzielnicy Kreuzbergu otworzył się Wurgeenegl, w którym można dostać kilkadziesiąt drinków. Oprócz znanych kompozycji są też mieszanki z szampanem, whiskey czy winem.
CZYTAJ WIĘCEJ
alkoholi i soków. Właściciele barów nie potrafią sprzedać swoich pomysłów i zwykle umieszczają w karcie nudne klasyki. Przeszkodą może też być cena. Nawet jeśli trafimy do miejsca, gdzie drinki są przygotowane na życzenie klienta, to okazuje się, że nie potrafimy nazwać swoich oczekiwań. Brakuje nam też zaufania do barmanów, którzy często są po prostu dorabiającymi w barze studentami. Trudno więc od nich oczekiwać specjalnej inwencji, dlatego pewniej jest zamówić wódkę, wino czy piwo niż szaleć z tajemniczym „sex on the beach” – dodaje Kozak.
Nie ma gdzie pić
Rzeczywiście przeszkodą może być niewykwalifikowana kadra. Oczywiście jest w naszym kraju wielu świetnych barmanów, ale zwykle są poukrywani w miejscach, które nie są ogólnie dostępne. Brakuje też ogólnej wiedzy i znajomości tematu. Jeżeli mamy zapłacić za drinka 20 złotych, to chcemy żeby nam smakował. Niestety opisy w kartach albo są enigmatyczne, albo w ogóle ich nie ma. Oczywiści zdarzają się wyjątki. Od dłuższego czasu w Warszawie działa bar Pies czy Suka w którym można dostać molekularne drinki. Pomysł choć ryzykowny, świetnie się sprzedał. Głównie dzięki temu, że właściciele baru potrafili z drinków zrobić obiekty sztuki.
– Dobry pomysł zawsze się sprzeda. Niezależnie od miejsca, ceny i mody – mówi Kozak. – W Pies czy Suka drinki nie są tanie, ale idą jak woda. Myślę, że to zasługa obsługi, która potrafi opowiadać o alkoholu w taki sposób, że aż chce się go pić. Barman jeżeli chce coś sprzedać, musi umieć słuchać klienta i rozmawiać z nim. Niestety w większości miejsc w Polsce od klienta ważniejszy jest utarg. Z takim podejściem, żaden biznes nie może wypalić – tłumaczy. Czy jednak brak kultury picia drinków, to tylko problem miejsca, a może bardziej naszej mentalności?
Dojrzałe procenty
– Do picia rzeczywiście trzeba dorosnąć – mówi Wojtek Kardyś, barman i bloger naTemat. – Przez długi czas w Polsce piło się tylko wódkę z colą. Dziś powoli się to zmienia. Pamiętam, że w czasach świetności serialu „Seks w wielkim mieście” nagle kobiety zaczęły masowo zamawiać Cosmopolitan. Problemem z drinkami polega też na tym, że dla większości ludzi jest to alkohol dla lemingów i lansiarzy. Kojarzy się z kolorowym napojem z palemką, który piją ludzie, którzy nie mają pojęcia o alkoholu. Oczywiście w tych obiegowych zdaniach niewiele jest prawdy, ale jakoś tak się już przyjęło, że jak pić to wódkę, a nie chociażby „Long Island Ice Tea” – dodaje Kardyś.
Mitów na temat drinków jest znacznie więcej. Podobno mamy po nich większego kaca, podobno trudniej kontrolować w nich ilość alkoholu i łatwiej się upić. Ile w tym prawdy? – Niewiele – mówi barman. – Kaca ma się zawsze po alkoholu. Niezależnie od tego czy jest to szlachetna mieszanka, czy tania wódka. Prawdą jest za to fakt, że drinki powinno pić się dla smaku i umieć się nimi delektować. Dobrze zmieszany alkohol może być zgubny, ale chyba na tym polega cała zabawa, żeby wypić coś co w smaku przypomina sok, a działa na nas jak porządny shot – żartuje Kardyś.
Zabawa z drinkami bywa ryzykowna. Tak samo jak ryzykowne jest otwieranie w Polsce coctail baru. Kto jednak nie ryzykuje, ten się nie bawi. Jeszcze kilkanaście lat temu winiarni w Polsce było jak na lekarstwo. Dziś każdy jest specjalistą, ma swoje ulubione szczepy i dostawców. Podobnie będzie też pewnie z drinkami. Trzeba zaufać barmanom i się przełamać. Świat drinków może być fascynujący, jeżeli tylko wyrzuci się ze swojego słownika kilka zgranych klasyków. Mojito śmierć.