Joasia Zakrzewski, znana szkocka biegaczka, została zdyskwalifikowana z ultramaratonu, który odbywał się na trasie Manchester-Liverpool, a tym samym odebrano jej brązowy medal. Wszystko za sprawą nadajnika, który wykazał "nadludzką" prędkość.
Reklama.
Reklama.
Joasia Zakrzewski, znana szkocka biegaczka długodystansowa została zdyskwalifikowana z ultramaratonu, który odbywał się na trasie Manchester-Liverpool
Zawodniczka miała pokonać 80 km, z czego, jak się okazało, fragment trasy pokonała przy użyciu samochodu
Przyjaciele biegaczki zaznaczają, że bieg nie poszedł po jej myśli, bo była ona wyczerpana i dlatego zdecydowała się na "podwózkę"
Joasia Zakrzewski to szkocka biegaczka długodystansowa. W 2017 roku została zwyciężczynią Wings for Life World Run w Poznaniu, a trzy lata później wygrała 24-godzinny bieg w Australii, pokonując w tym czasie 236,561 km. W lutym tego roku ustanowiła rekord świata na poziomie 411,5 przebiegniętych kilometrów podczas ultramaratonu na Tajwanie.
Miała przebiec 80 kilometrów, z czego 4 przejechała samochodem
7 kwietnia odbył się ultramaraton na trasie między Manchasterem a Liverpoolem. Pokonanie 80 kilometrów zajęło uczestnikom średnio ok. 13 godzin, łącznie z przerwami na jedzenie i picie. Jak podaje "Daily Mail", reprezentantka Szkocji Joasia Zakrzewski pokonała ten dystans w czasie 7 godzin i 25 minut, co pozwoliło jej na zdobycie brązowego medalu. Pojawiły się jednak podejrzenia, że część trasy mogła pokonać samochodem.
W nadajniku, który ma każdy ultramaratończyk w czasie biegu, namierzono, że w pewnym momencie osiągnęła niemal "nadludzką" prędkość. Kobieta miała się przemieszczać z prędkością około 50 kilometrów na godzinę.
Wayne Drinkwater, dyrektor maratonu poinformował, że organizatorzy ultramaratonu otrzymali informację, iż zawodniczka "zyskała niesportową przewagę na jednym z odcinków biegu". Sprawa została skierowana do brytyjskiej federacji lekkoatletycznej.
Organizatorzy przeanalizowali dane z nadajnika GPS i zdecydowali się zdyskwalifikować biegaczkę, która, jak się okazało, na 4-kilometrowym odcinku trasy skorzystała z transportu samochodowego.
"Joasia była wspaniałym ambasadorem brytyjskiego sportu"
Przyjaciele biegaczki zaznaczają, że bieg nie poszedł po jej myśli, bo była ona wyczerpana. Jak dodali, na miejsce zawodów Zakrzewski dotarła w nocy przed biegiem, po blisko 48-godzinnej podróży z Australii.
– Bieg nie poszedł zgodnie z planem. Powiedziała, że czuje się słaba i zmęczona na trasie biegu i chciała podwózki – powiedział Adrian Scott, przyjaciel zawodniczki. Zapewnił przy tym, że Joasia Zakrzewski szczerze żałuje i przeprasza za zaistniałą sytuację.
Scott stwierdził również, że biegaczka "w pełni współpracuje z organizatorami biegu". Miała też już złożyć dokładne wyjaśnienia. – Joasia była wspaniałym ambasadorem brytyjskiego sportu i zainspirowała wiele kobiet do biegania i osiągania swoich celów – zaznaczył.