Kamil ma 28 lat. Przez 10 lat związany był z Kongresem Nowej Prawicy, partią KORWiN i Konfederacją. Wspólnym mianownikiem każdej z nich był oczywiście ich ojciec założyciel Janusz Korwin-Mikke i skrajnie prawicowe poglądy. Dzisiaj Kamila, którego można było spotkać na Marszach Niepodległości, zobaczycie raczej na Paradzie Równości. "Byłem konfederakiem, zostałem lewakiem" – śmieje się. I jako ex prawak opowiada, co według niego przyciąga dziś 37 proc. najmłodszych mężczyzn pod skrzydła Konfederacji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kamil jako nastolatek działał aktywnie w strukturach każdej partii Janusza Korwin-Mikkego od czasu Kongresu Nowej Prawicy. Brał udział w akcjach promocyjnych i agitacyjnych. Uczestniczył w konwencjach wyborczych KNP, partii KORWiN i Konfederacji.
"Dwóch meneli spod budki ma więcej do powiedzenia o stanie tego kraju niż jeden profesor". Pamiętasz kto to powiedział?
Śmiejesz się, ale to był jeden z argumentów Korwin-Mikkego, który, gdy byłem nastolatkiem, przekonywał mnie najbardziej. Dzisiaj widzę, że to dość prymitywna i upraszczająca krytyka demokracji, ale podobało mi się to mocne stwierdzenie, że władzę w kraju powinni dzierżyć ci najlepiej wykształceni i zainteresowani polityką, czyli m.in. my, nastolatkowie obracający się wokół Janusz Korwin-Mikkego, a nie szary Kowalski.
Kiedy JKM zaczął być twoim guru?
Od dziecka interesowałem się polityką, ale gdy miałem 15 lat, Korwin-Mike zaistniał w mojej głowie jako ktoś, kto w tej politycznej masie mówi konkretami. Wstąpiłem wtedy do młodzieżówki partii, którą wtedy prowadził, czyli Kongresu Nowej Prawicy.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Trudno powiedzieć, żeby w wieku 15 lat przekonała cię do nich dojrzała analiza ich programu...
Na Facebooku zauważyłem, że moi znajomi udostępniają fanpage młodzieżówki koła Kongresu Nowej Prawicy i polajkowałem z ciekawości. Korwin-Mikke był wtedy po prostu modny wśród młodych.
W tym samym momencie napisał do mnie przewodniczący tego koła i zapytał, czy jestem zainteresowany działaniem młodzieżówki tej partii. Zaczęła się rozmowa o poglądach tej partii i w tamtym momencie z racji tego, że wychowywałem się w katolickiej, konserwatywnej rodzinie, te poglądy do mnie przemówiły. Brzmiały swojsko, domowo, wiarygodnie.
Co konkretnie cię przekonało?
Powtarzanie haseł społecznych, które słyszałem wśród znajomych czy rodziny. Temat osób homoseksualnych, do których początkowo miałem wtedy awersję – podkreślanie, że nie jest to naturalne, że są wyrzutkami społecznymi, a to brzmiało bezpiecznie.
I nie było takie "poprawne politycznie", więc wydawało mi się, że jest odważne. Kwestie podatkowe do mnie faktycznie przemawiały, bo mając 15-lat już się tym interesowałem, ale zdecydowanie większe emocje budziła we mnie np. kwestia legalizacji broni, którą Janusz Korwin-Mikke forsował. Hasło "obrona interesu narodowego" zrobiło na mnie wtedy największe wrażenie.
Ale co to wtedy dla ciebie znaczyło? Co było tym niebezpieczeństwem?
Unia Europejska, która odbierała Polsce niezależność – tak wtedy myślałem. Przede wszystkim przekonanie, że włodarze europejscy żyją z państw członkowskich. Żadna inna partia nie mówiła tyle o obronie tego, co polskie, tego, w czym się wychowywałem, tego, co było dla mnie wtedy ważne, jak Kościół czy tradycja.
Partie Korwin-Mikkego zajmowały się w moim rozumieniu głównie obroną, partie lewicowe atakowały to, co było dla mnie ważne. W mojej perspektywie – atakowały polskość. No i poglądy aborcyjne – dla mnie jasne było, że prawicowa partia stanie po stronie obrony życia, a aborcja była dla mnie morderstwem. Taki był przekaz Kościoła i ludzi w moim otoczeniu.
Nie umiałem postawić się na miejscu kobiety w niechcianej ciąży, bo jako 15-latek w ogóle nie myślałem racjonalnie o takim scenariuszu, nie uprawiałem seksu i przekaz morderstwa kontra obrony przed morderstwem wydawał mi się jasny i miał jasne rozwiązanie – zakaz aborcji.
Krytykowaliśmy inne partie, korwinową "bandę czworga", czyli PiS, Platformę, SLD i PSL. Wojowanie z partią czworga było tematem – trzeba było zwalczyć ich wszystkich, bo głosowanie na któregokolwiek z nich będzie takim samym złem. Z naszej perspektywy 15,16-latków próbowaliśmy zrozumieć, jak jest zbudowany system podatkowy. Może nie do końca rozumieliśmy to, co Korwin-Mikke mówi, ale powtarzaliśmy jego hasła.
O młodych zwolennikach Korwin-Mikkego mówi się często usprawiedliwiająco, że przyciągają ich kwestie gospodarcze, ale nie mają świadomości, jaki jest program społeczny Konfederacji. Co myśleliście wtedy o kwestiach osób LGBT czy podejściu polityka do kobiet?
Myślę, że Konfederacja nie była jednolita i dzieliła się na podgrupy. Wśród moich znajomych głosujących na Konfederację byli tacy, dla których najważniejsze były problemy podatkowe, gospodarcze – bo mieli to poczucie, że to dotyczy każdego.
Jeśli natomiast była mowa o osobach LGBT czy aborcji to wielu z nas miało poczucie – "jeśli nie jestem kobietą ani gejem, to mnie to nie interesuje".
Ale ostatecznie to właśnie te kwestie wpłynęły na zmianę moich poglądów – mając 20 lat, zacząłem rozumieć, że kwestia aborcji dotyczy także mnie, bo jakiś przygodny seks może się zakończyć niechcianą ciążą, dziewczyna może chcieć tej aborcji, ale ja mogę chcieć jej na takim samym poziomie. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że kobieta ma większe prawo do tego, żeby o tym decydować, a Konfederacja jej to prawo odbiera.
Podobnie było z wyobrażeniem, że moja dziewczyna zajdzie w ciążę chcianą, ale dziecko będzie chore, a brak możliwości aborcji sprawi, że i ja i ona możemy mieć naprawdę nieszczęśliwe życie. Wtedy zrozumiałem, że mnie to też dotyka.
I wyobrażenie sytuacji, w której kobieta zostałaby zgwałcona i przez 9 miesięcy nie miałaby możliwości prowadzić normalnego życia, bo nie mogłaby leczyć się z traumy gwałtu.
Co z tego, że moją rolą jako partnera byłoby ją wspierać – jak to sugerowali politycy Konfederacji – skoro najlepszym wsparciem dla niej byłoby, gdyby miała możliwość wyboru? Postawienie się w sytuacji osoby, która przez Konfederację byłaby zmuszona do przeżywania takiego okrucieństwa, dało mi najbardziej do myślenia. Głosując dalej na Konfederację przyczyniłbym się do tego, że to prawo zostałoby komuś odebrane.
Doszło to do ciebie w pewnym momencie, ale jak mężczyźni głosujący na Konfederację tłumaczyli sobie stanie za całkowitym zakazem aborcji?
W środowisku głosujących na Konfederację (młodzieżówkach, partii i kółkach wzajemnej adoracji) mówiło się o czarnych protestach czy forsowanym wtedy jeszcze zakazie aborcji, że jest to "temat zastępczy" i pod tym kryje się "coś większego" – nie wiadomo jednak, co konkretnie.
Pamiętam też komentowanie sprawy Izabeli z Pszczyny przez kolegów z Konfy. Pojawiały się wtedy nawet głosy, że to piękna śmierć poświęcić się dla dziecka. Poza tym mówili, że mają ważniejsze rzeczy na głowie, jeden z moich kolegów wysoko postawionych w Konfederacji napisał mi wtedy, dyskutując ze mną na Messengerze:
"Dla mnie też to chore z tym, że mam ważniejsze rzeczy na głowie. Temat mnie nie dotyczy osobiście, tak jak i Ciebie. I jak setki innych zaniedbań w Polsce w różnych sferach, przez które tygodniowo umrze setki osób. Skupianie się na jednym przypadku w tym momencie jest męczeniem sobie głowy i chwytaniem się medialnej nagonki".
I tak mówił facet, który miał żonę i dwoje dzieci! Że to jego nie dotyczy! Mam wrażenie, że w Konfederacji w kwestii społecznej królował jeden pogląd – "jeśli Lewica czegoś chce, to my musimy na odwrót, byleby nie zrobić tak, jak mówiły lewaki". Mam wrażenie, że temat aborcji byłby do wybronienia w Konfederacji, gdyby nie był forsowany akurat przez Lewicę.
Dzisiaj stare twarze Konfy schowane są do politycznej szafy przez nowoczesne gwiazdy jak Mentzen. Ale was te kilkanaście lat temu do partii przyciągnął Korwin-Mikke, chociaż mówił m.in. o tym, że kobiety nie potrzebują praw wyborczych...
Akurat słowa Korwin-Mikkego o tym, że kobiety nie potrzebują praw wyborczych, bo mogą za nich głosować mężowie, nie brzmiały dla mnie aż tak absurdalnie, bo w swojej bańce nie znałem kobiet znających się na polityce, nawet zainteresowanych polityką i uważałem przez uogólnienie, że skoro kobiety nie znają się na polityce, to nie powinny faktycznie głosować, bo to działa na szkodę państwa.
Ze słowami Korwin-Mikkego faktycznie było tak, że nawet jego zwolennicy musieli je tłumaczyć i usprawiedliwiać sobie nawzajem, żeby zabrzmiały sensownie...
Naprawdę uważałem wtedy, że słowa Korwin-Mikkego są źle interpretowane albo wyrwane z kontekstu.
Jak można wyrwać z kontekstu to, że kobiety nie powinny mieć praw wyborczych?
Czasami też mówiło się, że Korwin-Mikke mówi takie rzeczy i w taki sposób, żeby o nim mówiono i celowo wywołuje kontrowersje. Wystarczy przywołać przykład tego, że mówił on, że kobiety są średnio mniej inteligentne od mężczyzn. Tłumaczył to tylko średnią, badaniami, inteligencją mierzalną w jeden sposób. Nie wydawało mi się to wtedy seksistowskie, chociaż nie wiem, jaką to miało wiarygodność.
Nie czułeś, że to ma usprawiedliwić mówienie, że kobiety są głupsze? Nie można tak powiedzieć o jakiejś grupie wprost, ale można pomachać "badaniami na średnią inteligencję".
Myślę, że chodziło o taką tęsknotę za tym patriarchalnym światem, gdzie mężczyzna miał więcej do powiedzenia, a kobieta mniej. Może chodzi o to, że mężczyźni zaczynali czuć się silni, dopiero gdy kobiety czuły się słabe? Nie uważałem wtedy, że środowiska prawicowe dyskryminują kobiety. Uważałem, że jeśli ktoś zarzuca nam mizoginię, to nie rozumie naszych poglądów.
Że Korwin-Mikke "nie to miał na myśli"?
Dokładnie tak.
Ale w młodzieżówce czy wśród sympatyków Konfederacji były też kobiety.
Gdzieś się przewijały, ale były raczej takimi przykładami na to, że "w Konfederacji też mogą być kobiety". Mężczyźni i tak zajmowali tam najważniejsze stanowiska. Jeśli kobiety pojawiały się w KNP, partii KORWiN czy Konfederacji, to od razu w internecie wyrastały posty chwalące, że "my też mamy kobiety"! Widocznie zjawisko kobiety na Prawicy było tak egzotyczne, że należało głośno bić brawo.
A co sądzisz o nowej zasadzie: "głosujesz na Konfederację, nie idę z tobą do łóżka"?
Myślę, że ta zasada funkcjonowała już wcześniej, dlatego powstała Konfederacja (śmiech). Po niektórych swoich kolegach z Konfy widziałem, że mają problemy w relacjach-damsko męskich – często w rozmowach podnosili temat, że "dzisiaj już nie ma prawdziwych kobiet". Mam wrażenie, że trudniej było znaleźć im dziewczynę o zbliżonym do siebie światopoglądzie. Co ciekawe, ja w tym czasie spotykałem się z dziewczyną o skrajnie lewicowych poglądach.
Jak wyglądał związek korwinisty i lewaczki?
Miałem wtedy ponad 20 lat, rozmawialiśmy o polityce, ona nie mogła zrozumieć, jak mogę mieć takie poglądy, ja nie mogłem zrozumieć jej poglądów. Z drugiej strony obydwoje uważaliśmy siebie za inteligentne osoby i mogliśmy rozmawiać na bardzo wiele tematów. Kwestia naszej świadomości i wiedzy pozwalała nam na to, żeby dogadywać się na zupełnie innych płaszczyznach. Inne kwestie zbliżyły nas na tyle, że polityka nas od siebie nie odpychała.
Co ciekawe, najbardziej zażarte dyskusje i rozmowy, którymi karmiłem się intelektualnie, były z osobami o przeciwnych poglądach, a nie tymi, którzy przyklaskiwali mi. Z moją dzisiejszą przyjaciółką przez cztery lata toczyliśmy zażarte dyskusje o polityce i uważałem, że te poglądy, które ma, czyli proaborcyjne, pro-LGBT ma, bo nie rozumie do końca tych kwestii.
Myślałeś, że przekonasz ją do swoich poglądów?
Nie zależało mi na przekonaniu tylko do doprowadzeniu do refleksji, żeby sama dojrzała do zmiany swoich poglądów...
Czyli do przekonania jej...
Ale to nie miało być moją zasługą! Chciałem doprowadzić do takiego rachunku sumienia, żeby stwierdziła, że prawicowe wartości mają więcej sensu. Moje zamierzenia odbiły się rykoszetem, bo okazało się, że poglądy, które wyznawałem, nie mają tak silnej podstawy, żeby można było nadal być im wiernym. Gdy już uznałem niektóre z poglądów Konfederacji za złe, to były to poglądy na tyle istotne i kluczowe, że wtedy nie mogłem się już nazywać prawakiem i głosować na środowiska konserwatywne.
Pamiętasz jeden moment, który stał się cezurą w twoim myśleniu?
Czarny protest w czasie pandemii był momentem, kiedy na poważnie pytałem samego siebie, co bym zrobił w takiej sytuacji – jakbym się zachował i czego bym chciał. I uznałem, że chciałbym mieć wybór w momencie, gdy ciąża zagraża życiu mojej partnerki. Wyobraziłem sobie, że moja partnerka mówi, że bardzo się boi tego, co ma się zadziać. Uznałem, że to chore, żeby grupa osób, która forsuje tradycyjny porządek, będzie miała władzę większą niż ona sama.
Poza tym temat osób homoseksualnych, o których Mentzen mówił wprost w swojej piątce, że chce "Polski bez gejów"... Do zmiany poglądów w tej kwestii zachęciła mnie paradoksalnie wiara katolicka. Pomyślałem sobie, że słowa "bądź miłościw mnie grzesznemu, dla ciebie odpuszczam bliźniemu" pokazują, że skoro Bóg jest miłościwy dla mnie, to ja muszę być otwarty na moich bliźnich niezależnie od ich orientacji.
Paradoksalnie wiara nakłoniła cię do odejścia od partii konserwatywnej, która odwołuje się do katolickiej religii. Drugim czynnikiem były rozmowy z osobami o innych poglądach, którymi były głównie... kobiety.
Mężczyźni o lewicowych poglądach, z którymi rozmawiałem, nie mieli aż tak silnego oburzenia na to, co robi Konfederacja i nie wydawali się tak rozczarowani, gdy dowiadywali się o moich poglądach. Zapewne nie dotyczyło ich to na tyle, co kobiet, więc to głównie kobiety mnie przekonywały. Poza tym kiedy pierwszy raz na studiach poznałem osoby homoseksualne, zacząłem myśleć o ich prawach na konkretnym przykładzie.
Uświadomiłem też sobie, że nic nie zmieni w moim życiu to, że dwóch gejów zawrze związek małżeński lub zaadoptuje dziecko – że to nie jest zamach we mnie, jak to pokazywał przekaz Konfederacji. Myślałem też o tym, co stałoby się, gdyby kiedyś moje dziecko okazało się osobą homoseksualną. Uznałem, że lepsze i dla mnie, i innych jest budowanie tolerancji niż homofobii.
Podobnie zacząłem tłumaczyć sobie adopcję dzieci przez pary homoseksualne – pomyślałem, że lepiej, gdyby dziecko zostało zaadoptowane przez dwóch mężczyzn czy dwie kobiety, które starają się o to i są do tego przekonani, niż miałoby spędzić resztę życia w domu dziecka.
Mówi się dzisiaj o tym, że kobiety coraz bardziej "lewicują" – wyjeżdżają z małych miejscowości do miast, częściej mają wyższe wykształcenie, mężczyźni w ich wieku zostają na prowincji. Czy to nie jest tak, że na Konfederację głosują ci mężczyźni, którzy boją się, że kobiety się im wyemancypują i oni zostaną sami?
Faktycznie jest część mężczyzn w kręgach Konfederacji, która nie może się pogodzić z tym, że świat się zmienia i idzie do przodu. A dokładnie nie "świat", tylko kobiety – że chcą od życia czegoś więcej niż tego, żeby w wieku 30 lat zajmować się dziećmi prawie bez "pomocy" męża, sprzątaniem, praniem i podawaniem obiadu pod nos.
Przede wszystkim wielu mężczyzn mierzi nie tyle wybór konkretnej ścieżki zawodowej czy domowej kobiet, ale fakt, że w dzisiejszych czasach coraz rzadziej można coś kobiecie narzucić. Kobiety dziś wiedzą, że co najwyżej mogą chcieć, a nic nie muszą – tak samo faceci, tylko że dla facetów to, że to, co robią, wynika z ich decyzji, nie jest czymś nowym. Kobiety były zawsze podległe temu, co powie społeczeństwo.
Zgodnie z raportem o dyskryminacji mężczyzn czują się grupą najbardziej zepchniętą na margines, bo partie lewicowe i mainstreamowe skupiają się wyłącznie na kobietach i ich problemach. Utożsamiasz się z tym?
Trudno mi powiedzieć, bo nie czuję się dyskryminowany. Może poczucie ich dyskryminacji wynika z tego, że nie mają do powiedzenia tyle, co kiedyś – co ich ojcowie czy dziadkowie. Ich zdanie jako mężczyzn nie jest tak ważne w społeczeństwie jak jeszcze 30 lat temu.
I oczywiście widzę dyskryminacje systemowe mężczyzn, takie jak ich wyższy wiek emerytalny, tylko nie wiem, na ile zwolennikom Konfederacji zależy na takiej zmianie, a na ile boli ich to, że pozycja kobiet w społeczeństwie zyskuje, a ich po prostu... stoi w miejscu?
A kto dzisiaj przekonuje młodych mężczyzn do Konfederacji – gdy postacie jak Janusz Korwin-Mikke czy Braun siedzą zamknięte w politycznej szafie dla samego dobra Konfederacji?
Zdecydowanie Konrad Berkowicz, który jest politycznym dzieckiem Korwin-Mikkego, Krzysztof Bosak znany z "orania lewaków", gwiazda TikToka Sławomir Mentzen, którego wkładu w to, że Konfederacja ma obecnie 37 proc. poparcia nie można przecenić.
To człowiek, który jest uznawany za autorytet, bo ma doktorat z ekonomii i za "równego gościa", bo w mediach społecznościowych potrafi przemówić do młodego chłopaka tak, jak nie zrobi tego skupiony na problemach młodych kobiet Biedroń.
Mentzen wie, w jaki sposób wykorzystać narzędzia, które ma w ręku. Imponuje to młodym mężczyznom, którzy są zmęczeni przekazem PiS-u, który można streścić "my wam damy". On wychodzi i mówi jasno: "nic wam nie damy, bo nie będziemy mieli skąd wam dać, bo nie chcemy wam zabierać. Róbcie ze swoimi pieniędzmi, co chcecie".
Wchodzący w dorosłość mężczyźni, którzy jeśli mają w głowie tradycyjne wartości, narzucają sobie jeszcze, że muszą radzić sobie z presją utrzymania rodziny, są jak nigdy wcześniej wyczuleni na temat zabierania im pieniędzy. Chyba nigdy Polacy nie byli tak świadomi tego, że pieniądze z budżetu państwa pochodzą z ich podatków.
Oni widzą polityków jako pasożytów żyjących z ich krwawicy – gdy politycy Konfederacji wychodzą i mówią, jakie podatki obniżą, i że zmniejszą liczbę posłów, są przekonujący. O tym nikt inny nie mówi. Zyskują, bo są jedyną partią, która obiecuje poluzowanie tego kagańca.
I to w zawrotnym tempie...
I myślę, że będą zyskiwać nadal, bo ujawnia się coraz więcej osób, które już kiedyś popierały postulaty Konfederacji, ale nie głosowało na partię, która sięgała 4 proc. w sondażach, bo traktowali to jak "zmarnowany głos". Teraz to licząca się siła, która zyska byłych wyborców platformy i PiS-u. Tych najmłodszych i pewnie w 90 proc. mężczyzn. Wiedzą, jak dotrzeć do ludzi, co mówić i wykorzystać narzędzia, które mają.
Ostatecznie mówisz, że "lewakiem" sam siebie nie nazywasz, chyba że w żartach. Czemu?
To nie kwestia poglądów, a utożsamiania się z partią. Jestem za liberalizacją prawa aborcyjnego czy małżeństwami i dopuszczeniem adopcji dla par homoseksualnych. Ale nie chcę się wpisywać w kanon kogoś, kto popiera Lewicę jako partię. Tak jak nie zagłosuję na Konfederację, tak nie zagłosuję na Lewicę.
Dlaczego?
Bo Konfederację – abstrahując od ich skandalicznych poglądów – uważam za dobrych politycznie graczy. Możemy nie lubić sportowca z danego klubu, ale musimy uznać jego grę. Tak jak uznaję polityków Konfederacji za dobrych polityków, tak uważam, że Lewica i niestety cała obecna opozycja nie ma konkretnego planu.
Donald Tusk dzisiaj jedzie na swoich oparach, odcina kupony od swojej politycznej klasy, którą miał przed laty. Niezmiennie graczem okazuje się Jarosław Kaczyński. A Adrian Zandberg, Krzysztof Śmiszek, Robert Biedroń? Nie są dziś żadnymi politykami. Nie są także żadnymi kandydatami dla młodego mężczyzny i nie mówią o jego problemach.
To na kogo będziesz głosował?
Nie na Konfederację – to pewne. Ale poza tym na kogo? Będzie problem.