Lokalny polityk PiS szybko ucina temat. Mówi, że wolałby się nie wypowiadać. Burmistrz jest nieuchwytny. Radni? Większość z tych, których pytamy, twierdzi, że nic nie wie na temat zatrudnienia siostry premiera Morawieckiego w trzebnickim Urzędzie Miejskim. Albo, że coś słyszała. Tylko opozycja podkreśla, że to potwierdzenie jej podejrzeń. Tak reagują w Trzebnicy na ostatnie doniesienia mediów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przypomnijmy. Według ustaleń "Gazety Wyborczej" i "Nowej Gazety Trzebnickiej" siostra Mateusza Morawieckiego miała być fikcyjnie zatrudniona w referacie w Urzędzie Miejskim w Trzebnicy jako "pomoc administracyjna". Jak napisano, według Najwyższej Izby Kontroli referat jednak nie istniał. Polska usłyszała o tych doniesieniach w poniedziałek.
Anna Morawiecka miała być zatrudniona w 2019 roku, a jej praca w urzędzie miała być utrzymywana w tajemnicy. "Pytany o nią burmistrz Marek Długozima przez kilka miesięcy milczał albo kręcił w tej sprawie" – czytamy w "Wyborczej". W naTemat więcej o tym pisaliśmy tutaj.
Jeszcze w poniedziałek Anna Morawiecka wydała oświadczenie, które opublikowało Radio Wrocław. "Z całą stanowczością oświadczam, że jest to oszczerstwo i pomówienie. Wielokrotnie mówiłam o swojej pracy w Trzebnicy i nigdy tego faktu nie ukrywałam. Trudno jednak udowadniać, że się robiło rzeczy, których KTOŚ NIE WIDZIAŁ i nie chce zobaczyć" – napisała.
Zapowiedziała też wystąpienie na drogę sądową. "Moją pracę przerwała ciężka choroba i zarzucanie mi w tej chwili małej skuteczności całego projektu to już szczególna niegodziwość. Nie muszę chyba dodawać, że w związku i tym brutalnym atakiem wystąpię na drogę sądową" – napisała.
Jak te doniesienia i zamieszanie odbierają mieszkańcy Trzebnicy? Uzyskanie szybkiej odpowiedzi w poniedziałek graniczyło z cudem.
"Pierwsze słyszę, nic o tym nie czytałem"
Nikt nic nie wie, nikt nic nie słyszał. Albo słyszał, ale i tak nic nie wie.
Radny X: – Pierwsze słyszę. Nic o tym nie czytałem. Nie będę się do tego odnosił. Do widzenia.
Radny Y: – Nic mi o tym nie wiadomo. Nic o tym nie czytałem. Nic nie wiem na ten temat.
Czy jest zaskoczony, gdy o tym rozmawiamy? – Gdyby to miała być prawda, to tak. Ale pierwszy raz o tym słyszę – ucina.
– Wolę się nie wypowiadać. Nic pani nie odpowiem, bo po prostu nie wiem. Nic na ten temat nie wiem – reagują kolejne osoby w Trzebnicy.
– Burmistrz nie musi nas informować, że zatrudnił jakąś osobę. Gdyby dał jej funkcję prezesa, to tak, ale jeśli nie jest to eksponowane stanowisko to nie. Gdyby to było fikcyjne stanowisko, to byłoby bulwersujące. Ale nic nie wiem na ten temat – tłumaczy jeden z lokalnych polityków.
I tak cały czas. Tylko opozycja jest pewna swego. Mniej więcej od 2020 roku próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o zatrudnieniu Anny Morawieckiej.
Opozycja o zatrudnieniu Anny Morawieckiej
Krzysztof Śmiertka, radny KO, mówi nam, że właściwie dowiedział się o tym przez przypadek – do myślenia dał mu post burmistrza, w którym padło nazwisko siostry premiera.
– Chodziło o to, że Anna Morawiecka pojawiła się gdzieś jako konsultant ds. geotermii, i że będzie promować Trzebnicę w kierunku odwiertów geotermalnych, na które przyznano nam 17 mln zł. Do dnia dzisiejszego pozostaje to tylko w planach, dla nas to brzmi jak szklane domy, w Trzebnicy nie ma infrastruktury, żeby to zrobić. Ale wtedy próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś więcej na temat zatrudnienia Anny Morawieckiej – mówi naTemat Krzysztof Śmiertka.
Co robili? – Zadawaliśmy burmistrzowi pytania na sesji Rady. Oczywiście pan burmistrz nic nikomu nie powiedział. Jego odpowiedzi były zawsze utrudnione. Artykuł w "Gazecie Wyborczej" dokładnie odzwierciedla to, co faktycznie miało miejsce i potwierdza nasze podejrzenia. Myśmy nawet nie wiedzieli, że Anna Morawiecka była zatrudniona. Pan burmistrz nigdy nas nie poinformował, że zatrudnił taką osobę w urzędzie – mówi naTemat Krzysztof Śmiertka.
Sprawa nie jest nowa. W 2020 roku "Nowa Gazeta Trzebnicka" pisała: "Nasza redakcja dostała już kilka informacji jakoby siostra premiera Anna Morawiecka, która przegrała wybory na burmistrza Obornik Śląskich, była zatrudniona w Gminie Trzebnica lub jej jednostkach podległych. Jednak uzyskanie tej prostej informacji graniczy z cudem".
Krzysztof Śmiertka: – W mojej ocenie nawet radni PiS mogli nie wiedzieć o zatrudnieniu Anny Morawieckiej, tak jak nie wiedzieli o zatrudnieniu radnego z Obornik Śląskich, który startował z komitetu pani Anny, na stanowisko dyrektora muzeum w Trzebnicy. Radni z PiS byli tym równie zaskoczeni jak my. Mówili, że nie wiedzą, że coś takiego jest. O tym również dowiedzieliśmy się niedawno przez przypadek.
Czym zajmowała się Anna Morawiecka
Anna Morawiecka jest najstarszą z sióstr premiera Morawieckiego. W 2018 roku startowała, bez skutku, na burmistrza Obornik Śląskich. To miasto ok. 15 minut drogi od Trzebnicy.
Dlaczego Anna Morawiecka znalazła pracę akurat w Trzebnicy, jakie są jej związki z tym miastem i czym zajmowała się w tutejszym urzędzie? W publikacjach "Wyborczej" i "Nowej Gazety Trzebnickiej" wspomniano o tzw. Ciepłym Miejscu, czy inaczej "Ciepłym Autobusie". "To inicjatywa powstała w 2019 roku dzięki współpracy burmistrza Marka Długozimy z Anną Morawiecką, koordynatorką projektu" – czytamy.
– To było w styczniu 2019 roku, zanim została zatrudniona. Anna Morawiecka była na otwarciu. Autobus stał przez 11 miesięcy na płatnych miejscach parkingowych przed urzędem. Miał pomagać ludziom, ale łatwo policzyć, jakie straty generował. Natomiast zrobiła się z tego afera. Na miejscu powstał klub piwny, na zdjęciach od mieszkańców widać było puszki po piwie – mówi Krzysztof Śmiertka.
Potem z okazji otwarcia hali sportowo-widowiskowej w 2021 roku Anna Morawiecka odczytała list w imieniu Mateusza Morawieckiego.
W oświadczeniu, które siostra premiera wydała po publikacji mediów, sama przedstawiła to, czym zajmowała się w urzędzie. Jak czytamy to m.in. "wykonywanie czynności pomocniczych (pomoc i konsultacje wewnętrzne) w zakresie działań mających przywrócić Trzebnicy funkcję uzdrowiskową" oraz "czynności zmierzające do pozyskania przez Gminę Trzebnica dofinansowania geotermii".
Kim jest burmistrz Trzebnicy
Trzebnica leży w województwie dolnośląskim. Od 2006 roku burmistrzem jest Marek Długozima, który w wyborach uzyskiwał nawet ponad 70-80 proc. poparcia. Kiedyś związany z PO, potem kojarzony z PiS.
"Na początku politycznej drogi Marek Długozima startował z list Platformy, potem z poparciem PO, później od Platformy się odciął i zaczął – jak to określają samorządowcy – "przytulać" do PiS-u – opisywał w 2018 roku w naTemat.pl Tomasz Ławnicki.
Dziś słychać, że burmistrzowi blisko do PiS, ale niekoniecznie po drodze z lokalnymi politykami PiS. Przykład?
W kwietniu było święto sołtysa. – Pan burmistrz zaprosił kilkaset osób, wręczał nagrody. Wśród zaproszonych była m.in. Anna Zalewska i poseł Soin. Lokalni działacze PiS nawet o tym nie wiedzieli. "My nawet zaproszenia nie dostaliśmy" – mówili – opowiada nam jeden z rozmówców.
"To taki odgrzewany kotlet"
Czy sprawa zatrudnienia Anny Morawieckiej w ogóle poruszyła Trzebnicą?
– Ja z nikim o tym nie rozmawiam. To jest temat, na którym ani się nie pochylałem, ani z nikim na ten temat nie dyskutowałem, bo nie czułem takiej potrzeby. Wychodzę z założenia, że skoro pan burmistrz podjął decyzję o takim zatrudnieniu, to widocznie było to potrzebne. Takie jest moje zdanie – reaguje jeden z rozmówców.
On, w przeciwieństwie do wielu innych lokalnych działaczy, którzy nie są związani z opozycją, o zatrudnieniu Anny Morawieckiej słyszał już kiedyś. – O tym, że taka osoba jest zatrudniona, gdzieś słyszałem w czasie, kiedy miało to miejsce. Gdzieś to się przewijało na mieście i tak do mnie to dotarło. Nie było to tak, że dowiedziałem się o tym z "Wyborczej". Nie było też tak, że lokalna gazeta nagle teraz tym się zajęła i wszyscy się o tym dowiedzieli – mówi.
Jak twierdzi, w poniedziałek tylko jedna osoba zapytała go, czy widział te doniesienia. – Powiedziałem, że widziałem. A ona odpowiedziała: "Wiesz co? To taki odgrzewany kotlet" – mówi.
Można wyczuć, że jest zwolennikiem burmistrza. – Jest kampania wyborcza. Z racji tego, że brat pani Ani jest premierem, to takie tematy są wyolbrzymiane – tak uważa.
Sformułowania "odgrzewany kotlet" użyła zresztą sama Anna Morawiecka.
"Odgrzewane kotlety, okazują się specjalnością nie tylko redaktora gazety "Nowa Gazeta Trzebnicka" Daniela Długosza, ale również Marcina Rybaka z "Gazety Wyborczej". Obaj panowie postanowili po raz kolejny zagłębić się w historię mojego życia" – napisała na Facebooku na początku kwietnia. I zacytowała swoją wypowiedź z 2020 roku.
Ale dlaczego akurat Trzebnica?
– Pani Anna jest mieszkanką powiatu. W urzędzie zatrudnione są też inne osoby, które są z tego regionu – reaguje jeden z mieszkańców. Dodaje, że niedaleko stąd, choć w gminie Oborniki Śląskie jest Kornelówka, czyli dom Kornela Morawieckiego. – Jako miasto uhonorowaliśmy też Kornela Morawieckiego tytułem Honorowego Obywatela Trzebnicy – dodaje. Ale czy to ma znaczenie?
Wszyscy odsyłają nas do burmistrza, ale niestety, mimo prób, nie udało nam się porozmawiać.
"W poszukiwaniu sensacji detektyw DD odkrył, że w 2019 roku pracowałam dla Urzędu Miejskiego w Trzebnicy. (…) Potwierdzam tę "sensację". Najpierw przez dwa miesiące pracowałam na umowę zlecenie, potem umowę o pracę. (…) Do moich obowiązków należało przede wszystkim inicjowanie i koordynowanie działań, mających na celu doprowadzenie do wykonania badań geologicznych i odwiertu potwierdzającego właściwości lecznicze wód geotermalnych (…). W roku 2019 ciężko zachorowałam na złośliwy nowotwór (…) dlatego poprosiłam Pana Burmistrza, aby nie przedłużał mi umowy o pracę… Tak po ludzku".