Żyjemy w czasach, w których kino chce na nowo opowiadać nam stare i znane historie. Biorąc pod uwagę, jak często takie projekty kończą się fiaskiem, sceptycyzm do kolejnych powrotów jest uzasadniony. "Martwe zło: Przebudzenie" szczęśliwie nie można zaliczyć do grona tych porażek, jednak ledwo udało mi się wysiedzieć na seansie do końca.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Martwe zło: Przebudzenie" to piąty film w ramach franczyzy zapoczątkowanej przez Sama Raimiego ("Doktor Strange w multiwersum obłędu", "Wrota do piekieł").
Za kamerą horroru stanął Lee Cronin, reżyser "Impostora".
W filmie zagrały m.in. Alyssa Sutherland ("Wikingowie") oraz Lily Sullivan ("Piknik pod Wiszącą Skałą").
Sam Raimi ożywił demony
Sam Raimi przedstawił światu "Martwe zło" w 1981 roku. Niskobudżetowy horror o starciu pradawnych demonów z grupą mieszczuchów na prowincji zarobił miliony, a dla debiutującego reżysera otworzył furtkę nie tylko do dalszego rozwoju franczyzy, ale też hollywoodzkiej kariery (Raimi wyreżyserował m.in. trylogię "Spider-Man" z Tobeyem Maguire'em, a w ostatnim czasie "Doktora Strange w multiwersum obłędu").
Sześć lat po premierze swojego debiutu fabularnego Raimi nakręcił "Martwe zło 2", które w zasadzie było remakiem oryginału, uważanym przez fanów serii i krytyków za lepszy od pierwszego filmu.
W 1992 roku nakręcił "Armię ciemności", w której grany przez Bruce'a Campbella Ash Williams (bohater uważany dziś za ikonę popkultury) przenosi się w czasie. I na tym kończy się oryginalna trylogia "Martwego zła", uznawana za jedną z najlepszych serii w historii filmowego horroru.
Demonów w uniwersum stworzonym przez Raimiego nie da się jednak zabić, więc na tym się nie skończyło. W 2013 roku "Martwe zło" powróciło, jednak tym razem za kamerą remake'a stanął Fede Álvarez ("Nie oddychaj", "Dziewczyna w sieci pająka"), a reżyser oryginalnej trylogii w napisach końcowych pojawił się jako reżyser.
Raimi wciąż jednak nie był w stanie porzucić swojego pierworodnego dziecka i w latach 2015-2018 współtworzył wszystkie 30 odcinków serialu "Ash kontra martwe zło". Mamy rok 2023, a reżyser wciąż nie potrafi się z nim rozstać.
Tym razem ze wspomnianym wcześniej Campbellem wspólnie trzymali pieczę nad piątym już filmem w ramach franczyzy. Jak wypada nowa odsłona na tle reszty?
Asha nie ma, ale też jest...
Fani przed premierą rozpaczali, że w najnowszym filmie nie zobaczą Campbella, który zawsze w jakiś sposób był obecny. We wspomnianym filmie z 2013 roku zagrał co prawda epizodyczną rolę, ale jednak się pojawił.
Choć Ash faktycznie nie pojawia się ciałem, na wstępie uspokajam, że jego duch jest z nami i objawia się pod postacią atrybutów kultowego bohatera – shotguna oraz piły mechanicznej. Brak znanego z poprzednich części protagonisty to jednak niejedyna zmiana, jaką postanowiono wprowadzić w horrorze z 2023 roku.
"Martwe zło: Przebudzenie" po raz pierwszy bowiem niemal w całości dzieje się w mieście, a nie w lesie. Chatkę pomiędzy drzewami zastąpił wielopiętrowy wieżowiec, a studentów na weekendowym wypadzie – mierząca się z problemami rodzina.
Beth zachodzi w ciążę z nieznajomym i nie wiedząc, co ze sobą począć, postanawia odwiedzić starszą siostrę. Na miejscu okazuje się, że Ellie również nie jest w najlepszym położeniu – mąż zostawił ją samą z trójką dzieci, a w dodatku musi w te pędy wyprowadzić się z mieszkania.
Podczas rodzinnego nadrabiania zaległości dochodzi do trzęsienia ziemi. W dziurze, która powstaje na parkingu, nastoletni syn Ellie znajduje oprawioną w skórę księgę oraz płyty winylowe. Danny robi ten błąd, że zabiera wszystko ze sobą do domu. Puszcza dziwne nagranie i się zaczyna.
Miejsce akcji i bohaterowie nowego "Martwego zła" zostali zmienieni, ale schemat pozostaje ten sam – najpierw demon wchodzi w ciało jednej osoby, a następnie przez siły z piekła rodem zostają opętani inni.
Po raz pierwszy jednak wyjątkowo istotne okazuje się, od kogo się zaczyna. Ofiarą demonów na początku pada Ellie (absolutnie przerażająca i niepokojąca do wykręcenia trzewi w tej roli Alyssa Sutherland), czyli matka, która zaczyna przede wszystkim polować na swoje dzieci.
Odpowiedzialny za reżyserię i scenariusz Lee Cronin już w swoim poprzednim horrorze "Impostor" w fabułę wplótł wątki związane z macierzyństwem. Temat musi mu być bliski, gdyż zrobił to ponownie, jednak tym razem na warsztat wziął lęk matki przed skrzywdzeniem swoich dzieci – coś, czego obawia się prowadząca nocny tryb życia i niegotowa na potomka Beth.
"Martwe zło: Przebudzenie" to dobry film, ale ledwo na nim wysiedziałam
Czas ujawnić, dlaczego w niektórych momentach seansu rozważałam opuszczenie sali kinowej. Oryginalna trylogia Raimiego to gatunkowo horror komediowy/czarna komedia, w której hektolitry przelanej krwi często służyły do scen w stylu "poślizgnął się na skórce banana".
Z tego slapstickowego elementu zrezygnowano już w remake'u z 2013 roku i Cronin podążył tę samą ścieżkę. Chociaż w "Przebudzeniu" były sceny wywołujące salwy śmiechu wśród widzów, w ogólnym odbiorze film jest w jak najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu brutalny i mroczny, a śmieszne, tanie efekty specjalne znane nawet jeszcze z serialu "Ash kontro martwe zło" zastąpiono realistycznie wyglądającymi obrażeniami.
Wiele osób zakłada, że jeśli ktoś lubi horrory, to w pakiecie rozkoszuje się też ekstremalną przemocą na ekranie, co biorąc obfitość podgatunków grozy, w którym ten element nie występuje, jest zwyczajnie absurdalne.
Dla mnie osobiście wątpliwą przyjemnością są horrory, w których twórcy pokazują, co się stanie, gdy zamiast marchewki zetrzemy na tarce czyjąś nogę. Ale mimo wszystko nie mogłabym odradzić seansu kolejnej interpretacji historii Raimiego z czystym sumieniem.
Cronin nie jedzie bowiem na samej makabrze (czy bogu dzięki – jump scare'ach), bo brak mu umiejętności – wręcz przeciwnie. "Martwe zło: Przebudzenie" to dobrze napisany film, jednak przede wszystkim świetnie nakręcony – ośmielę się nawet stwierdzić, że to najlepiej wyreżyserowany mainstreamowy horror ostatnich lat.
Widać, że Cronin przemyślał wiele scen grozy nie tylko pod kątem tego, by straszyły, ale też, żeby zapadały w pamięć. Część z nich nakręcono z oryginalnej perspektywy (jak ta, gdy widzimy rzeź przez judasza), w innych dużą uwagę przywiązano do detali, bez których film nie mroziłby tak krwi w żyłach. Reżyser bawi się też nawiązaniami do kultowych przedstawicieli gatunku – w jednym z najbardziej spektakularnych momentów horroru cytuje "Lśnienie" Kubricka.
"Martwe zło: Przebudzenie" to zrealizowany na wysokim poziomie popcornowy horror idealny, który choć powtarza sprawdzoną formułę, unika wszystkich problemów panującej obecnie w kinie sequelozy. Jeśli należycie do grona wrażliwszych widzów, szkopuł jest jeden – czasami będziecie musieli zamknąć oczy.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.