Co łączy lidera antysemickiej nagonki z 1968 roku Ryszarda Gontarza i naczelną lustratorkę dzisiejszej prawicy Dorotę Kanię z "Gazety Polskiej Codziennie"? Zdaniem "Newsweeka" oboje do siebie niezwykle podobni, gdyż łączy ich szalony popęd do lustrowania przodków swoich przeciwników. Niezależnie do tego, czy kryje się w tym choćby odrobina prawdy...
Prawica żyje w świecie, w którym lustrowanie przodków wygląda tak samo, jak było to w marcu 1968, gdy w każdym potencjalnym wrogu Polski Ludowej doszukiwano się żydowskich korzeni. Jak wiele łączy opętany poszukiwaniem żydowskiego elementu wywrotowego PRL i dzisiejszych prawicowców udowadnia najnowszy "Newsweek". Tygodnik porównuje głónie dwie postacie. Ryszarda Gontarza, który tuż po wydarzeniach marcowych popełnił artykuł-donos pt. „Inspiratorzy” i Dorotę Kanię, która podobne teksty publikuje dziś na łamach "Gazety Polskiej Codziennie".
Zdaniem "Newsweeka", oboje łączy wyjątkowa zdolność do lustrowania przodków swoich przeciwników politycznych. Bez względu na to, czy koligacje są prawdziwe i czy ktoś utrzymuje z kontrowersyjną rodziną jakiekolwiek relacje. Tak jak Gontarz w 1968 roku odkrył żydowskie korzenie opozycjonistów, tak dziś Kania dowodzi, że dziećmi komunistów są Piotr Kraśko, Monika Olejnik, Tomasz Lis. Prawicy nie przeszkadza, że co do PRL-owskiej przeszłości ich rodziców bywają spore wątpliwości. Bo np. ojciec naczelnego "Newsweeka" raz jest byłym wysokim oficerem LWP, w innej wersji partyjnym dygnitarzem i szefem hodowli zwierząt.
Szczególnie kuriozalne rozmiary przybrało jednak piętnowanie przodków zastępcy redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" i byłego szefa działu zagranicznego "Gazety Wyborczej", Bartosza Węglarczyka. Za to w książce "Czerwone dynastie" zabrał się publicysta "Radia Maryja" Jerzy Robert Nowak. Choć jako były dyplomata PRL powinien lepiej orientować się w komunistycznym establishmencie, dziadkiem Węglarczyka okrzyknął Józefa Światło, wysokiego urzędnika Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego żydowskiego pochodzenia, który był prawą ręką Ławrientija Berii w Polsce. Bartosz Węglarczyk łatwo przedstawił jednak dowody, że jego dziadkowie byli zupełnie innymi ludźmi, ale na prawicy i tak nikt mu nie uwierzył.
Tak samo, jak nikt nie wierzą Adamowi Michnikowi, że od lat nic nie łączy go z bratem Stefanem, który w latach 50-tych był sędzią wydającym wyroki polityczne na wrogów ówczesnego ustroju, którzy zazwyczaj byli bohaterami wojennego podziemia. Kiedyś naczelny "Gazety Wyborczej" tłumaczył nawet, że starszego brata w dorosłym życiu widział dwa razy i nie rozmawiali o przeszłości. Ale prawicowcy i tak twierdzą, że Michnik był przeciwnikiem "prawdziwej" lustracji, bo bał się, jak ostre rozliczenie z przeszłością skończyłoby się dla jego najbliższych.
"W takiej sytuacji dziwić może, że nikt nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić przeszłość ojca Bronisława Wildsteina, choć ciągle podkreśla się, że takie informacje są istotne" - zastanawia się "Newsweek". Dlaczego? Bo Wildsteinowi, czy Ziobrze nikt nie wypomina, że ojciec jednego był lekarzem wojskowym i członkiem PZPR, a drugiego również zasiadał w egzekutywie partii i kierował przedsiębiorstwem uzdrowiskowym w Beskidzie Sądeckim...
Cały tekst "Lustrowanie na przodku" przeczytasz w najnowszym numerze "Newsweeka".