4-letni Fabian skatowany na śmierć w Niemczech. Polska para z zarzutami
redakcja naTemat
10 maja 2023, 15:05·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 maja 2023, 15:05
Są nowe informacje dotyczące śmiertelnego pobicia 4-letniego Fabiana. Do tragedii doszło w niemieckim Barsinghausen. Para polskiego pochodzenia, która wychowywała dziecko, usłyszała zarzuty.
Reklama.
Reklama.
Chodzi o tragedię ze stycznia tego roku. Jak informowały niemieckie media, pod Hanowerem w Barsinghausen doszło do makabrycznego odkrycia. W dziecięcym łóżeczku znaleziono ciało 4-letniego Fabiana. W sprawie podejrzanym jest 33-letni partner matki, pochodzący z Polski Daniel G. Razem z Małgorzatą Z., matką dziecka, trafił do aresztu.
Zarzuty dla polskiej pary ws. 4-letniego Fabiana
W toku śledztwa ustalono, że śmierć chłopca nastąpiła w wyniku dotkliwego pobicia głowy i całego ciała. Według portalu tag24.de, 33-letni Daniel G. został oskarżony o skatowanie Fabiana przy użyciu ciężkiego narzędzia. 28-letnia matka usłyszała zarzut dotyczący bierności wobec krzywdy wyrządzanej 4-latkowi.
Wcześniej para tłumaczyła śledczym, że dziecko spadło ze schodów – to miał być powód poważnych obrażeń na jego ciele.
Już wstępna sekcja zwłok wykazała jednak, że obrażenia chłopca nie mogły być spowodowane upadkiem. Niemiecka policja kryminalna zakładała, że Daniel G. uderzył Fabiana tak mocno, że w rezultacie dziecko zmarło.
Kiedy na początku roku te wstrząsające fakty wyszły na jaw, w mediach pojawiło się też sporo informacji na temat pary polskiego pochodzenia.
Kobieta przeprowadziła się do Daniela G. wraz z synem i 6-letnią córką w październiku ubiegłego roku. Mężczyzna również posiada dwoje dzieci z innego związku, ale wraz z matką uciekły one przed rokiem do schroniska dla ofiar przemocy w rodzinie. Sąsiedzi opisywali Polaka jako "przyjaznego".
Ta historia wstrząsnęła całą Polską, bo pokazała, że nikt w tej sytuacji nie potrafił w porę zareagować. Od 2021 roku rodzina chłopca była objęta wsparciem pracowników socjalnych.
– Mogę zapewnić, że nasi pracownicy zrobili w tej sprawie wszystko, co było w naszych kompetencjach. Byliśmy w kontakcie ze szkołą Kamila, z policją, z sądem, z kuratorem – stwierdziła dyrektorka MOPS Małgorzata Mruszczyk, która w tej sprawie zeznawała już przed prokuraturą.
Z kolei jeden z sąsiadów zamordowanego Kamila powiedział w rozmowie z TVN24, że chłopczyk wielokrotnie uciekał z domu. – Jak dzieci nie są puszczane na dwór, to nic dziwnego, że uciekają na świeże powietrze. One praktycznie w ogóle nie wychodziły z domu – opowiadał.
"Gazeta Krakowska" podawała, że ani dzielnicowy, ani nikt z MOPS-u nie zauważył, ani zdobył informacji, jakoby Kamil był ofiarą przemocy czy znęcania. Rodzinę określano jako "niewydolną wychowawczo", a Magdalenie B. i Dawidowi B. – matce i ojczymowi chłopca – ograniczono władzę rodzicielską. Dziecko zostało z nimi.