Nie żyje 8-letni Kamil z Częstochowy, który miesiąc temu trafił do szpitala skatowany przez ojczyma. Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka wydało oficjalny komunikat, w którym poinformowano o przyczynach zgonu.
Reklama.
Reklama.
8-letni Kamil z Częstochowy był bity, przypalany papierosami, polewany wrzątkiem i rzucany na rozgrzany piec przez ojczyma
Od ponad miesiąca trwała zacięta walka o życie i zdrowie dziecka. W ostatnich dniach chłopca podłączono do ECMO. Przyjął też ostatnie namaszczenie
Niestety, w poniedziałek nad ranem lekarze stwierdzili zgon u chłopca. 8-latek nie przeżył ciężkiego zakażenia, wynikającego z choroby pooparzeniowej
"Kamilek zmarł dziś rano. Bezpośrednią przyczyną śmierci chłopca była postępująca niewydolność wielonarządowa" – poinformowało w poniedziałek Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka.
Lekarze przekazali, że niewydolność wywołało ciężkie zakażenie, wynikające z choroby pooparzeniowej. Do komplikacji, z którymi walczyli medycy, doprowadziło długie nieleczenie chłopca przez ojczyma i mamę.
"Kamilek przez cały czas pobytu w szpitalu był głęboko nieprzytomny. Nie zdawał sobie świadomości gdzie jest, ani co go spotkało. Ani przez chwilę nie cierpiał" – czytamy w komunikacie GCZD.
Medycy wskazali, że próbowali leczyć chłopca na wszystkie możliwe sposoby. Stosowano respiratoterapię, dializoterapię oraz wysokospecjalistyczną aparaturę ECMO. Ta wspomagała krążenie i natlenienie krwi.
"Był pod ciągłą, niezwykle troskliwą opieką naszego personelu medycznego. To wszystko niestety nie wystarczyło, aby uratować chłopca" – podkreślili przedstawiciele placówki. "Wspólnie z Państwem, jako personel szpitala, dzielimy dziś wielki smutek z powodu odejścia Kamilka" – dodali.
8-letni Kamilek otrzymał ostatnie namaszczenie
Jak pisaliśmy w naTemat, w minionym tygodniu szpital poinformował, że stan chłopca się pogorszył. Utrzymujące się zakażenie uniemożliwiało wybudzenie go ze śpiączki. Jedną z ostatnich prób ratowania chłopca było podłączenie go do ECMO.
– Ale jest też i nasza działalność chirurgiczna w postaci zamykania ran oparzeniowych. Te rany są już zagojone, ale pozostaje bardzo ciężki stan ogólny pacjenta – przekazał "Faktowi" Dr Andrzej Bulandra.
– Kamilek leży w dużej sali, jest podłączony do aparatury. Lekarze poprosili mnie, bym mówił do synka, że to pomoże. Przytuliłem go. Potrzymałem za rączkę... – opisał.