Z festiwalu filmowego w Cannes nadciągają wieści, że "Kochanica króla", czyli film otwarcia, w którym Johnny Depp pojawił się na ekranie pierwszy raz od trzech lat, jest co najwyżej średni, a rola powracającego z niełaski gwiazdora rozczarowująca. Nic dziwnego – przecież on nigdy nie był dobrym aktorem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kiedy okazało się, że "Kochanica króla" Maïwenn została filmem otwarcia festiwalu w Cannes, pojawiły się niezadowolone głosy. Chodziło o casting, a mianowicie o fakt, że w jednej z głównych ról pojawia się Johnny Depp, który dla wielu osób nawet po wygraniu procesu z Amber Heard wciąż jest osobą kontrowersyjną.
Na zarzuty (wyrażone m.in. w otwartym liście napisanym przez francuską aktorkę Adèle Haenel), że organizatorzy festiwalu przymykają oko na obecność przemocowców na festiwalu, odpowiedział dyrektor festiwalu w Cannes Thierry Frémaux (który warto dodać, sam niedawno wywołał skandal).
– Nie wiem, jaki jest wizerunek Johnny'ego Deppa w USA. Jest niesamowity w tej bardzo, bardzo trudnej roli. Nie wiem, czemu go obsadzono. Musicie spytać o to Maïwenn. Jestem ostatnią osobą, która powinna mówić o tych sprawach. Jeśli jest na świecie ktoś niezainteresowany medialną otoczką, jestem to ja. Mnie interesuje Johnny Depp jako aktor – stwierdził.
Opinii Frémaux o roli Deppa nie potwierdzają jednak przebywający na Lazurowym Wybrzeżu krytycy (również ci z Polski). Nie tylko sam film nie zbiera najlepszych recenzji, ale również rola gwiazdora wcielającego się w Ludwika XV.
"Niestety 'Kochanica króla' to zbiór klisz, które nie działają ani dramaturgicznie, ani na tle psychologicznym. Wątki nie splatają się w spójną całość, a 'kreacja' Deppa tylko pogrążą resztę filmu (i nie wierzcie plotkom, że Depp na ekranie jest tylko przez 10 minut, to dużo większa rola)" – przeczytacie na polskim fan page'u filmowym Watching Closely.
"Depp snuje się po ekranie niczym bezrobotny aktor w scenografii z odwołanej sztuki. Czasem coś mruknie, podniesie kącik ust, przekręci się w łóżku na drugi bok albo rzuci parę zaklęć w stronę swojej kochanki. W ogień tej miłości trzeba wierzyć na słowo, podobnie zresztą jak w charyzmę Ludwika XV" – ocenił w swojej recenzji Michał Walkiewicz, redaktor naczelny Filmwebu.
Te doniesienia specjalnie nie dziwią – Depp w końcu nigdy nie był dobrym aktorem, a na charyzmie nie da się jechać w nieskończoność.
"Edward Nożycoręki", czyli era dziwaka i outsidera
Jak wielu początkujących aktorów, Depp zadebiutował na wielkim ekranie w horrorze. Jednak to nie rola w "Koszmarze z ulicy Wiązów" Wesa Cravena wywindowała go do rangi bożyszcza tłumów.
Deppa dziwaka/outsidera do życia powołał Tim Burton, powierzając mu tytułową rolę w "Edwardzie Nożycorękim". Johnny-Edward wytrzeszcza oczy, stroi minki i wykonuje nieskoordynowane, robotyczne ruchy – na tym zasadniczo osadza się ta kultowa dziś, lecz w rzeczywistości ograniczona warsztatowo kreacja.
W aż tak przerysowanej wersji można go było zobaczyć m.in w komedii "Benny i Joon", jednak od premiery filmu Burtona Deppowi regularnie zaczęto proponować wcielanie się w introwertycznych i wycofanych protagonistów (ten sam reżyser zresztą wielokrotnie obsadzał go w podobnych rolach w takich filmach jak "Jeździec bez głowy", "Sweeney Todd" czy "Charlie i fabryka czekolady").
Nie tylko jednak Burton dostrzegł specyficzny potencjał aktora. W podobny typ bohatera Depp wcielił się bowiem chociażby w takich filmach jak "Co gryzie Gilberta Grape'a" Lasse Hallströma, "Arizona Dream" Emira Kusturicy czy "Truposz" Jima Jarmuscha.
Lata 90. upłynęły więc Deppowi głównie na mruczeniu pod nosem, wzruszaniu ramionami i uciekaniu wzrokiem, a wizerunek outsidera i buntownika dopełniały jego ekscesy w życiu prywatnym. Emploi Johnny'ego uległo zmianie dopiero w 2003 roku.
Po "Piratach z Karaibów" Depp prawie zawsze grał błazna
W rzeczonym roku 2003 Depp po raz pierwszy wcielił się w kapitana Jacka Sparrowa w "Piratach z Karaibów" – rolę przez wielu uwielbianą i powierzoną mu aż pięciokrotnie (odebraną po oskarżeniach Amber Heard), która okazała się jednak gwoździem do trumny jego aktorskiego warsztatu.
Sparrow to archetypowy błazen czy trickster, mający w głębokim poważaniu wszelkie zasady społeczne i własny honor, szukający zabawy (i zysku) wszędzie tam, gdzie się pojawi. Kreacja początkowo rzeczywiście może bawić, jednak po czasie męczy, gdyż jest jednowymiarowa.
Depp właściwie robi to samo, co wcześniej, ale z mniejszą subtelnością, by uzyskać efekt komiczny. Ograniczony afekt zastąpiła więc egzaltacja i przesada – jak długo można jednak tak szarżować bez zmiany tempa?
Okazuje się jednak, że można, co Johnny (niestety) udowodnił w takich tytułach (nieszczególnie zresztą docenianych przez krytyków) jak "Alicja w Krainie Czarów", "Jeździec znikąd" oraz "Bezwstydny Mortdecai" (za te dwa ostatnie Depp słusznie zresztą otrzymał nominacje do Złotych Malin – niejedyne zresztą w jego karierze).
Depp nie ma na koncie prawie żadnych prestiżowych nagród
Żeby oddać sprawiedliwość i nie być posądzoną o cherry picking, Deppowi czasami zdarzało się podjąć innych ról, szczególnie w kinie gangsterskim, jak w filmach "Donnie Brasco", "Wrogowie publiczni" czy "Pakt z diabłem". Poza tym pierwszym (który jednak w pierwszej kolejności jest filmem Pacino, a nie Deppa), czy ktokolwiek pamięta te tytuły albo występy Johnny'ego w nich?
Johnny swoją markę dobrego aktora wyrobił na wcielaniu się w wyrzutków albo w szalonych kapeluszników, jednak w tych kreacjach więcej było charyzmy (której odmówić mu nie można) oraz urody (będącej już echem przeszłości) niż realnego talentu niż warsztatu. Pomocne w budowaniu legendy było także to, że Depp po prostu grywał w dobrych filmach u cenionych reżyserów – skoro go zatrudniali, to musiało coś w nim być. Prawda?
Mit zaczął jednak upadać, gdy w ubiegłej dekadzie gwiazdor zaczął grywać w filmach przeciętnych lub nieudanych. Zamiast nominacji do poważnych statuetek zaczęły sypać się te do Złotych Malin.
Nagrody nie zawsze są wyznacznikiem talentu, ale w tym wypadku wymowne wydaje się również to, że pomimo trwającej już niemal czterdzieści lat kariery, Depp ma na swoim koncie jedynie dwie prestiżowe nagrody za dokonania aktorskie: Złotego Globa za "Sweeney Todda" oraz Nagrodę Specjalną, którą otrzymał na festiwalu filmowym w Wenecji.
To żadna nowość, że popularność hollywoodzkich gwiazd nie zawsze idzie w parze z talentem, wśród przedstawicieli młodego pokolenia pierwszoligowych aktorów nowych Deppów nie brakuje (tak Timothée Chalamet, na ciebie patrzę). Oni jednak mają jeszcze szansę, żeby udowodnić, na co ich stać – Johnny już ją utracił.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.