Drip, chemex czy aeropress to słowa, które od niedawna pojawiły się w kawiarnianym menu obok oswojonego już latte czy capuccino. Wbrew pozorom nie są to nazwy nowych gatunków, czy wymyślne kawowe drinki tylko sposoby przyrządzania kawy. Klasyczny ekspres odchodzi do lamusa. Nadeszła era parzenia!
Trzecia fala to hasło, które od kilku miesięcy nie schodzi z ust baristów. Za tajemniczą nazwą kryje się poszukiwanie nowych smaków kawy, które można wydobyć za sprawą odpowiedniego jej przygotowania. W klasycznym ekspresie można zrobić pyszną kawę, ale jak się okazuje nie jest to jedyny sposób aby wydobyć wszystkie ukryte w ziarnie bukiety. Aby poczuć pełne bogactwo smaku trzeba trochę cofnąć się w czasie i sięgnąć po maszyny, o których w kawiarniach już dawno się zapomniało. Tureckie tygielki, ekspresy przelewowe czy tajemnicze dripy to narzędzia, które wracają do łask. Dzięki nim kawa uzyskuje nieznany dotąd wymiar.
Wraz ze zmianami w kawiarniach, zmienia się też samo podejście do kawy. Nie jest to już napój, który zalany ciepłym mlekiem, pije się w nieprzyzwoitych ilościach, a raczej coś czym należy się delektować. Znawcy kawy potrafią o niej opowiadać jak o winie. Ekscytować się bukietem, odkrywać niuanse i rozsmakowywać w finiszach.
Dobra kawa zależy nie tylko od sposobu parzenia, ale także od ziarna. W Polsce jest już kilka miejsc, w których można zaopatrzyć się w wysokogatunkową kawę. Chociażby w niedawno otwartej krakowskiej Karmie, gdzie króluje Bartek Kozina, który tak sugestywnie opowiada o kawie, że po opuszczeniu jego sklepu ma się ochotę spalić swój ekspres. Nie trzeba zresztą odwiedzać Karmy, by nabrać niechęci do klasycznego włoskiego espresso. Wystarczy odwiedzić warszawskie Ministerstwo Kawy czy Relaks, żeby zrozumieć na czym polega zabawa. W menu tych kawiarni znajdziemy pożądane dripy, chemexy czy aeropressy.
Za tajemniczymi nazwami kryje się sposób parzenia. Drip to najprostsza metoda robienia kawy do której potrzebujemy stożkowego naczynia i filtru do którego sypiemy kawę. Wystarczy zalać i napój gotowy. Chemex to wyższa szkoła jazdy. Niby sposób ten sam, ale naczynie już zupełnie inne. Wymyślony przez niemieckiego chemika Chemex kształtem przypomina nieco dekanter do wina. Cienkie szkło, dwa idealnie gładkie „lejki” i drewniana obręcz. Do kompletu potrzeba jeszcze grubych filtrów, które sprawiają, że nasz napar jest jasny i pozbawiony goryczy, i trochę cierpliwości. Obsługa Chemexa, którym trzeba umieć miarowo poruszać po zaparzeniu, nie jest prosta, ale efekt zniewalający. Jeżeli szkoda nam cierpliwości możemy spróbować french pressu, który można dostać chociażby w IKEA czy działającego na podobnej zasadzie aeropressu. Działające na zasadzie tłoku maszyny świetnie nadają się w podróż i są stosunkowo proste w obsłudze.
Trend, który do tej pory rozwijał się w niszowych kawiarniach powoli staje się popularny również w domowym zaciszu. Do przelewowej kawy nie potrzeba kosztownego ekspresu i wielkich umiejętności. Wystarczy naczynie, paczka filtrów i dobre ziarno. Smak kryje się w prostocie.