
Ponadto nieprzypadkowo rodzinna lustracja dotyczy przede wszystkim ludzi tzw. mainstreamowych mediów. Bo właśnie w mediach i o media toczy się dzisiaj zastępcza wojna polityczna. I jest ona jeszcze bardziej zażarta niż konflikt pomiędzy głównymi partiami.
"Polityka" cytuje kilka osób, które znalazły się na celowniku prawicy. Jedną z nich jest dziennikarka TVN Justyna Pochanke. Jej historia rodzinna ma się pojawić w książce Doroby Kani i Macieja Marosza "Resortowe dzieci", która ukaże się jesienią. "Oni tylko na to czekają, żeby wdawać się z nimi w dyskusję, odpowiadać na ich zarzuty, bo to uświęca te litery, które składają. Nie!" – mówi stanowczo Pochanke.
Czytaj także: Posłowie PiS chcą zlustrować wszystkie ministerstwa
To, co mam zawdzięczam sobie samej, bo całe życie ciężko pracowałam, i pomimo różnych publikacji, które będą się ukazywały, będę kochała mojego ojca. Te ataki wynikają z bezradności. Polecam tym ludziom, żeby zarezerwowali sobie jakieś stałe miejsce w IPN, niech tam siedzą i grzebią. Mnie to kompletnie nie interesuje
"Polityka" podkreśla, że teza o genetycznym dziedziczeniu PRL, jaką można zauważyć w działaniach prawicowych dziennikarzy, jest zastępstwem dla teorii wielkiego Układu, który wcześniej był tematem wielu publikacji.
Każde niuansowanie historii zawsze przegra z prostym przekazem o "ruskich pachołkach" i "żydowskich kosmopolitach". Szukanie rodzinnych haków (…) przypomina do złudzenia metody stosowane w 1968 roku przez resort wpraw wewnętrznych i bezpiekę wobec przeciwników władzy.
O prawicowej lustracji możemy też przeczytać w najnowszym "Newsweeku". Znajdziemy tam wywiad Marcina Mellera z Andrzejem Morozowskim, w którym dziennikarz TVN szeroko opisuje problemy, jakie ma w związku z żydowskim pochodzeniem. Ostatnio ujawniła je na łamach "Gazety Polskiej Codziennie" Dorota Kania, podkreślając jednocześnie, że ojciec Morozowskiego pracował w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego.