– W którymś momencie podchodzi do mnie nieznany poseł i mówi: "Ale pan jest odważny, ja też jestem pochodzenia żydowskiego, ale w życiu bym się nie przyznał, boby mnie nie wybrali" – mówi "Newsweekowi" Morozowski. Czy rzeczywiście w Polsce tak trudno jest przyznać się do żydowskiego pochodzenia?
– Mój ojciec rzeczywiście był Żydem, tylko nazywał się Mordechaj Mozes. (...) Dziadek był Juda, dla kumpli Judka, więc Kania chyba połączyła dziadka z ojcem w poprzekręcanych wersjach, ale ja to rozumiem, bo ona pewnie w hebrajskim mocna nie jest – mówił Andrzej Morozowski Marcinowi Mellerowi w wywiadzie dla “Newsweeka”. Odniósł się tym samym do niedawnego artykułu “Gazety Polskiej Codziennie”, w którym Dorota Kania poddała Morozowskiego swoistej “lustracji”, ujawniając żydowskie pochodzenie jego ojca, a także fakt, że Mozes pracował w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego.
Morozowski w tym samym wywiadzie szeroko opisywał, wobec jakich dylematów stawał w związku z pochodzeniem, które odkrył w pewnym momencie swojego życia:
– 15-20 lat temu to byłoby newsem. Wtedy rzeczywiście sporo osób odkrywało swoje żydowskie korzenie i publicznie się do tego przyznawało – mówi Piotr Kadlčik, przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP. Dziś jego zdaniem zdarza się to rzadziej. Kadlčik przyznaje też, że irytuje go narracja oparta na pojęciu “żydokomuny”: – To pakowanie się w stereotyp. Przecież ubecką przeszłość ma wiele osób, także Polaków – mówi.
Kadlčik ubolewa jednocześnie, że kwestia etniczności wciąż jest zarzewiem tak gorących sporów: – Dziwne, że to, jakiego jest się pochodzenia, i czym zajmowali się czyiś rodzice, ciągle ma tak duże znaczenie dla oceny moralnej kondycji danej osoby – mówi Kadlčik odnosząc się do “lustracyjnego” artykułu Doroty Kani. – Przyznanie się do bycia Żydem przypomina dziś trochę “coming out”, na który decydują się homoseksualiści – ocenia, odwołując się do społecznych nastrojów, które wciąż często są Żydom nieprzychylne.
W podobny sposób o żydowskiej tożsamości mówił Maciej Stuhr w związku z krytyką, jaka spotkała go po tym, gdy wystąpił w uważanym przez wielu za “antypolski” filmie “Pokłosie”. – Łatwiej powiedzieć: "Jestem gejem" niż "Jestem Żydem" – stwierdził w programie Tomasza Lisa.
Pamięć, która może być szokiem
Piotr Paziński, redaktor naczelny miesięcznika “Midrasz”, zwraca jednak uwagę, że nie tylko moment ujawnienia prawdy o swoim pochodzeniu może być problematyczny. Dla wielu osób znacznie głębszym przeżyciem jest sam fakt poznania swojej rodzinnej historii: – W Polsce żyje wiele osób, które o żydowskich korzeniach dowiedziały się już w późnym wieku. Często nie ujawniano im tej wiedzy ze strachu lub z poczucia traumy, związanej z II wojną światową i Zagładą. Dla niektórych to odkrycie jest prawdziwym szokiem – mówi Paziński.
Mój rozmówca oponuje jednak przeciwko jednowymiarowemu podejściu do doświadczeń osób, które odkrywają swoje żydowskie korzenie. – Nie sprowadzajmy sprawy tylko do antysemityzmu. Nie jest przecież tak, że podstawową troską tych, którzy poznają w pewnym momencie prawdę o swoim pochodzeniu, jest lęk przed szykanowaniem – mówi Paziński.
Naczelny czasopisma “Midrasz” podkreśla, że takie odkrycie to przede wszystkim wyzwanie tożsamościowe: – Nagle okazuje się, że jesteśmy kimś innym, niż się nam wydawało. Zmienia się obraz nas samych, ale zostajemy także postawieni przed koniecznością zmierzenia się z traumatyczną pamięcią o Zagładzie – mówi Paziński. – Człowiek konfrontuje się nagle z zupełnie “nową”, nieznaną przeszłością rodzinną, dowiadując się np., że kilkadziesiąt osób z jego rodziny zginęło w czasie Holokaustu. Czasem odnajduje nieznanych krewnych, którzy uciekli kiedyś za granicę. Taka wiedza bywa szokiem – mówi Paziński.
Wydaje się, że właśnie kwestia kultywowania pamięci o przodkach bywa ważnym składnikiem tożsamości tych, którzy odkrywają swoje pochodzenie: – Moje publiczne przyznanie się: „Tak, jestem Żydem” jest hołdem dla mojej babci, dla mojej mamy. Dla wszystkich pokoleń, które musiały to ukrywać – mówił w wywiadzie dla “Gali” Michał Piróg.
W podobnym duchu o tym, co definiuje dzisiaj żydowską tożsamość mówi Jan Śpiewak: – Oczywiście wszystko zależy od danego przypadku. Każdy człowiek ma swoją historię i swoją własną motywację. Wydaje mi się jednak, że wiele osób przyznaje się do swojego żydowskiego pochodzenia, ponieważ czuje zobowiązanie wobec tych, którzy zginęli w Zagładzie. Można to uznawać za pewną formę składanego im hołdu – mówi Śpiewak.
Bez przesady z tą tożsamością
Piotr Paziński przyznaje, że temat odkrywania żydowskiego pochodzenia bywa dla niego kłopotliwy: – Często odzywają się do mnie w tej sprawie zagraniczni dziennikarze, którzy myślą, że w Polsce po 1989 roku nagle wszyscy wyszli z szafy i zaczęli odkrywać swoje żydowskie korzenie. Na Zachodzie funkcjonuje bowiem narracja, zakładająca, że w PRL-u w ogóle o tym nie mówiono. Tymczasem było bardzo różnie. W wielu rodzinach wiedziano przecież dobrze i traktowano żydowskie pochodzenie jako rzecz zupełnie normalną i naturalną – mówi.
Paziński podkreśla też, że nie rozumie nadmiernego zainteresowania rzekomą wyjątkowością doświadczenia, jakim jest odkrycie własnej, żydowskiej tożsamości: – Nie przesadzajmy, przecież nierzadko trudno zdefiniować tożsamość. Ostatecznie nasze pochodzenie tylko częściowo definiuje to, kim jesteśmy – mówi.
Miałem dosyć fałszywych sytuacji, które się bardzo często zdarzały, że jacyś ludzie zaczynali opowiadać przy mnie antysemickie dowcipy czy w ogóle nieprzyjemne rzeczy o Żydach. Doszedłem więc do wniosku, że zrobię taki ruch, żeby nikt już tego przy mnie nie robił, po po co mam tego słuchać. Rzeczywiście, po jakimś czasie to się skończyło. W którymś momencie podchodzi do mnie nieznany poseł i mówi: "Ale pan jest odważny, ja też jestem pochodzenia żydowskiego, ale w życiu bym się nie przyznał, boby mnie nie wybrali". CZYTAJ WIĘCEJ
Piotr Kadlčik
przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP
Dziwne, że to, jakiego jest się pochodzenia, i czym zajmowali się czyiś rodzice, ciągle ma tak duże znaczenie dla oceny moralnej kondycji danej osoby.