
Miałem dosyć fałszywych sytuacji, które się bardzo często zdarzały, że jacyś ludzie zaczynali opowiadać przy mnie antysemickie dowcipy czy w ogóle nieprzyjemne rzeczy o Żydach. Doszedłem więc do wniosku, że zrobię taki ruch, żeby nikt już tego przy mnie nie robił, po po co mam tego słuchać. Rzeczywiście, po jakimś czasie to się skończyło. W którymś momencie podchodzi do mnie nieznany poseł i mówi: "Ale pan jest odważny, ja też jestem pochodzenia żydowskiego, ale w życiu bym się nie przyznał, boby mnie nie wybrali". CZYTAJ WIĘCEJ
– 15-20 lat temu to byłoby newsem. Wtedy rzeczywiście sporo osób odkrywało swoje żydowskie korzenie i publicznie się do tego przyznawało – mówi Piotr Kadlčik, przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP. Dziś jego zdaniem zdarza się to rzadziej. Kadlčik przyznaje też, że irytuje go narracja oparta na pojęciu “żydokomuny”: – To pakowanie się w stereotyp. Przecież ubecką przeszłość ma wiele osób, także Polaków – mówi.
Piotr Paziński, redaktor naczelny miesięcznika “Midrasz”, zwraca jednak uwagę, że nie tylko moment ujawnienia prawdy o swoim pochodzeniu może być problematyczny. Dla wielu osób znacznie głębszym przeżyciem jest sam fakt poznania swojej rodzinnej historii: – W Polsce żyje wiele osób, które o żydowskich korzeniach dowiedziały się już w późnym wieku. Często nie ujawniano im tej wiedzy ze strachu lub z poczucia traumy, związanej z II wojną światową i Zagładą. Dla niektórych to odkrycie jest prawdziwym szokiem – mówi Paziński.
Dziwne, że to, jakiego jest się pochodzenia, i czym zajmowali się czyiś rodzice, ciągle ma tak duże znaczenie dla oceny moralnej kondycji danej osoby.
Wydaje się, że właśnie kwestia kultywowania pamięci o przodkach bywa ważnym składnikiem tożsamości tych, którzy odkrywają swoje pochodzenie: – Moje publiczne przyznanie się: „Tak, jestem Żydem” jest hołdem dla mojej babci, dla mojej mamy. Dla wszystkich pokoleń, które musiały to ukrywać – mówił w wywiadzie dla “Gali” Michał Piróg.
Piotr Paziński przyznaje, że temat odkrywania żydowskiego pochodzenia bywa dla niego kłopotliwy: – Często odzywają się do mnie w tej sprawie zagraniczni dziennikarze, którzy myślą, że w Polsce po 1989 roku nagle wszyscy wyszli z szafy i zaczęli odkrywać swoje żydowskie korzenie. Na Zachodzie funkcjonuje bowiem narracja, zakładająca, że w PRL-u w ogóle o tym nie mówiono. Tymczasem było bardzo różnie. W wielu rodzinach wiedziano przecież dobrze i traktowano żydowskie pochodzenie jako rzecz zupełnie normalną i naturalną – mówi.