Już ponad tydzień trwają poszukiwania Anety i Adama Jagłów, którzy zostawili swoje dzieci w mieszkaniu w Warszawie i nagle zniknęli. Coraz więcej osób potwierdza, że widziało parę, ale to nie pomaga rozwikłać zagadki. Pojawiło się wiele nowych, różnych od siebie tropów. Zgodnie z jednym z nich para była widziana w miejscowości Wisła. Niektórzy twierdzą natomiast, że może ukrywać się po słowackiej stronie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od zaginięcia Adama i Anety Jagłów minął już tydzień, ale w sprawie wciąż pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi. 27 maja informowaliśmy, że małżeństwo z Warszawy mogło już wrócić do Polski ze Słowacji i to w środę, czyli w dniu przywrócenia kontroli granicznych w tym kraju.
Teraz Onet na podstawie nieoficjalnych sygnałów, które wpłynęły do policji, podał, że małżeństwo widziane było w mieście Wisła. Dziennikarze portalu otrzymali natomiast wiadomość, że mieszkańcy Słowacji natknęli się na nich wcześniej w Dolinie Jaworowej.
Co więcej, portal przekazał, że w akcję zaangażowanych jest obecnie kilkudziesięciu policjantów z Zakopanego i stołecznego Mokotowa. Ci ostatni specjalnie przyjechali w Tatry, gdzie widziani byli zaginieni.
24 maja wpłynęła ostatnia (do tej pory) i potwierdzona w służbach informacja o małżeństwie Jagłów – jasne jest, że tego dnia warszawiacy mieli opuścić pensjonat "Vasko" położony w miejscowości Żdiar, która leży tuż przy granicy z Polską w Tatrach. Co więcej, rozmowę z małżeństwem relacjonował pan Daniel właściciel obiektu w górach.
– Do pensjonatu podeszli oni we wtorek około godz. 18:00 na piechotę. W ten dzień nie było mnie na miejscu, ale w obiekcie spała zaprzyjaźniona grupa turystów z Niemiec. To właśnie ich Polacy zapytali, czy mam wolne pokoje. Połączyliśmy się telefonicznie i zaproponowałem im nocleg, na który się zgodzili. Twierdzili, że są bardzo zmęczeni, bo całą drogę z Zakopanego przeszli pieszo (ok. 30 km) – powiedział portalowi.
Podkreślał, że byli to "sympatyczni i uśmiechnięci ludzie". Para uregulowała rachunek za nocleg, ale nie dopełnili formalności meldunkowych. W pewnym momencie powiedzieli, że idą do sklepu i już nie wrócili.
Właściciel pensjonatu podkreślił, że nie wie, dokąd małżeństwo poszło. Polską i słowacką policję poinformował, gdy w polskich mediach przeczytał o parze, którą rozpoznał po zdjęciach. "Połączyłem wszystko w całość" – powiedział w rozmowie z mediami.
"Małżeństwo wróciło do Polski taksówką"?
Przypomnijmy, że jak informowaliśmy w naTemat kilka dni wcześniej, pojawiła się wtedy hipoteza o tym, że małżeństwo wróciło taksówką ze Słowacji do Polski, a raczej na polskie przejście graniczne.
Takie informacje przekazała rzeczniczka słowackich służb administracyjnych, bo właśnie na Słowacji para z Polski była ostatni raz widziana. – Przeprowadzone kontrole potwierdziły, że małżonkowie jedną noc spali w obiekcie noclegowym we wsi Ždiar (ok. 10 km od granicy z Polską – red.), a następnego dnia pojechali polską taksówką do przejścia granicznego na Łysej Polanie. Stamtąd wyruszyli w kolejne miejsce, jeszcze nieznane – Jana Ligdayova, cytowana przez portal noviny.sk.