Ustawa "lex Tusk" trafiła już do Dziennika Ustaw, ale skład komisji ds. badania wpływów rosyjskich nie jest jeszcze znany. Politycy opozycji zapowiadali już, że nie wystawią swoich kandydatów. Wiadomo jednak, że zarobki członków komisji nie będą małe.
Teraz w kręgu Prawa i Sprawiedliwości trwają poszukiwania kandydatów, którzy mieliby w tej komisji zasiąść. Europoseł PiS Ryszard Czarnecki w rozmowie z "Super Expressem" wskazał, że ma nadzieję, iż "do komisji trafią osoby z doświadczeniem politycznym, ale mogą to też być eksperci".
– Decyzja dotycząca kandydatów, których zgłosi Prawo i Sprawiedliwość do zasiadania w komisji, będzie przedmiotem rozmów wewnątrz kierownictwa ugrupowania. Te rozmowy są jeszcze przed nami, ale wkrótce powinno do nich dojść – mówił sekretarz generalny PiSKrzysztof Sobolewski.
Ustalenia Onetu wskazują, że wśród nazwisk, które mogą pojawić się w komisji są m.in. wiceszef sejmowej komisji ds. bezpieczeństwa Jarosław Krajewski, pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej Stanisław Żaryn, posłanka Małgorzata Wassermann, poseł Antoni Macierewicz, a także Janusz Kowalski z Suwerennej Polski.
Ile zarobią członkowie komisji ds. badania wpływów rosyjskich?
Już w grudniu ubiegłego roku rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Rafał Bochenek zapowiadał, że członkowie komisji będą zarabiać tyle, co ministrowie - 16 tysięcy złotych brutto.
Co więcej, ustawa zakłada, ze szef komisji może liczyć również na dietę wysokości trzech płac minimalnych - 10,8 tysięcy złotych.
Te kwoty nie zachęcają jednak polityków opozycji, według których ustawa ma na celu wyeliminowanie Donalda Tuska ze sceny politycznej tuż przed jesiennymi wyborami lub przynajmniej upokorzenie go w oczach wyborców.
Partie opozycyjne zapowiadają, że nie zgłoszą swoich kandydatów. – Opozycja na pewno nie zgłosi kandydatów. Ja w imieniu Lewicy mogę powiedzieć jednoznacznie: na pewno nie zgłosimy kandydatów do komisji – mówił Włodzimierz Czarzasty z Lewicy.
Wśród nazwisk 27 posłów wnoszących projekt ustawy znajdują się m.in. Joanna Borowiak, Ryszard Terlecki, Krzysztof Sobolewski, Waldemar Andzel, Kazimierz Smoliński czy Anna Paluch. Do reprezentowania wnioskodawców w pracach nad projektem ustawy grupa posłów upoważniła posła Kazimierza Smolińskiego.
Politycy opozycji wskazują jednak, że w rzeczywistości ustawa nie ma żadnego lidera. – Nie było żadnego lidera, który miałby jakąś pulę argumentów i informacji. Trochę jakby była narzucona tym posłom z zewnątrz. Nawet powiedziałbym, że byli w lekkim dyskomforcie. Poza posłem Kaletą nie było jakiegoś entuzjazmu i woli walki o tę ustawę – uważa Piotr Borys, poseł KO, członek Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych.
Piotra Kalety, wiceprzewodniczącego Sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, nie ma wśród wnioskodawców. Poseł jest jednak aktywny w komisji.
– Jestem oddelegowany przez szefostwo mojego klubu, mojej partii, żeby tę sprawę w komisji pilotować. We dwójkę z posłem Kazimierzem Smolińskim prowadziliśmy ten temat – mówi naTemat.