Janina Jankowska pracowała w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, działa w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich i pisze bloga w Salonie24. Mimo to stała się celem ataku środowiska "Gazety Polskiej". Reportażystka odważyła się skrytykować tekst, w którym "GP" lustruje rodziny znanych dziennikarzy. – Mój model dziennikarstwa każe mi patrzeć na dwie strony z jednakowym dystansem, bo wiem, że ze swoim odmiennym spojrzeniem na Polskę, obie są Polsce potrzebne. Oczywiście, jeśli się nie wykrwawią – mówi w rozmowie z naTemat.
Janina Jankowska skrytykowała zamieszczony w "Gazecie Polskiej" artykuł wypominający znanym dziennikarzom działalność rodziców w strukturach PRL. "Tekst 'Resortowe dzieci' bruka dobre wzory rzetelnego dziennikarstwa. Nie podejmuje polemiki, ale wznieca wojnę. Wojnę na wzajemne plugawienie się słowem. Nadto wpisuje się w partyjną, dość prymitywną na tym przykładzie, walkę dwóch plemion" – napisała na blogu. Notka wywołała prawdziwą burzę: pojawiło się pod nią ponad 200 komentarzy, kilka odpowiedzi w blogach na Salonie24.pl, a także polemika Tomasza Sakiewicza w serwisie niezalezna.pl.
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" nazwał Jankowską "celebrytką w przebraniu dziennikarza" i zarzucił jej "elementarny brak rzetelności".
Sama Jankowska nie jest krytyką zaskoczona. – To sprawa standardów dziennikarskich. Ja jedynie zareagowałam na konkretny tekst, który sprzeniewierzał się moim dziennikarskim zasadom. Nie przez podjęty temat, ale sposób sięgania do prywatności – wyjaśnia w rozmowie z naTemat.
Grzebanie w życiorysach
Janina Jankowska nie zgodziła się na to, by w krótkim artykule osądzić kilkoro znanych dziennikarzy na podstawie tego, kim byli w PRL ich rodzice i dziadkowie. Dorota Kania przywołała w nim nazwiska m.in.: Andrzeja Morozowskiego, Justyny Pochanke (dziennikarze TVN), Edwarda Krzemienia (szef portalu wyborcza.pl) i Monikę Olejnik (Radio Zet i TVN). Zasugerowała, że dzisiejsze postępowanie tych dziennikarzy w bardzo konkretnych sytuacjach mogą być związane ze stanowiskami zajmowanymi przez krewnych.
– Nie podoba mi się, kiedy dla zdezawuowania człowieka o innych poglądach, wypomina się mu się przeszłość jego rodziców. Nie podoba mi się, że robi to dziennikarz w stosunku do drugiego dziennikarza. Nie podoba mi się, gdy dziennikarstwo wprzęgnięte jest w walkę polityczną. – mówi Jankowska.
Ci, którzy chcieliby zapisać ją do grona "salonowych" dziennikarzy, powinni jednak chwilę odczekać. Dziennikarka przyznaje bowiem, że książka o dzisiejszych elitach, nawet prześwietlająca ich życiorysy, jest potrzebna i mogłaby być bardzo ciekawym materiałem portretującym całe pokolenie i pokazującym w nowym świetle transformację ustrojową.
Na barykadzie
Janina Jankowska przyznaje, że z takim podejściem jest dziś jednak wymierającym gatunkiem dziennikarza. Choć widzi dwa, zaciekle zwalczające się obozy i zdecydowanie sympatyzuje z tym konserwatywnym, nie wchodzi w okopy żadnego z nich. Jak zresztą twierdzi, tego nauczyło ją doświadczenie.
Jankowska działała w solidarnościowej opozycji, była związana z Komitetem Obrony Robotników. Przez blisko 20 lat PRL pracowała w Polskim Radiu, wróciła do niego jako wicedyrektor Jedynki po obradach Okrągłego Stołu (w których uczestniczyła jako członek podkomisji ds. środków masowego przekazu). Działała też w radiowej komisji etyki, kiedy radiem rządzili ludzie związani z Prawem i Sprawiedliwością. Teraz wciąż pozostaje aktywną reportażystką.
Jej decyzje często spotykają się z niezrozumieniem którejś ze stron dziennikarskiego sporu. Jak ta, dotycząca współpracy z Kancelarią Prezydenta, do której zaprosił ją Lech Kaczyński. Po jego śmierci Jankowska chciała zostać także przy Bronisławie Komorowskim. Odeszła po tym, jak prezydent zaprosił w skład Rady Bezpieczeństwa Narodowego generała Wojciecha Jaruzelskiego. Prezydentowi wyjaśniła powody rezygnacji w eleganckim liście.
W okopy nie dała zepchnąć się też podczas wyborów prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Chciał tam startować jeden z jej dawnych radiowych przełożonych. Kiedy Jankowska dowiedziała się o tym pomyśle, przypomniała środowisku, jak kandydat zachowywał się wobec byłych kolegów z radia.
Spierajmy się, ale na argumenty
Janina Jankowska nad wszystkie dziennikarskie wartości ceni umiejętność prowadzenia sporu. Jej zdaniem w dzisiejszym światku stara się to robić bardzo niewiele osób: Ewa Milewicz, Paweł Lisicki, Andrzej Stankiewicz, Igor Janke. Nawet w ich przypadku efekty są jednak różne.
– Spór jest rzeczą naturalną, można się spierać, można mieć różne poglądy, ale trzeba to rozstrzygać na poziomie jakiejś sprawy. Nie atakować personalnie, ale merytorycznie. Ludzie mogą przecież mieć różne poglądy np. na temat związków partnerskich. Dyskutujmy, zastanawiajmy się nad konsekwencjami poszczególnych rozwiązań. – zachęca Jankowska. – Cała rzecz polega jednak na tym, że dziś spór na poziomie politycznym zszedł w dół społeczeństwa, przełamał także na pół środowisko dziennikarskie. My, dziennikarze już nie staramy się pomóc naszym odbiorcom w poznaniu i zrozumieniu świata. My walczymy ze sobą. Każdy w swoim obozie walczy z potencjalnym wrogiem obozu o innych poglądach. Strona Tomasza Lisa ma pogardę dla pisowców, moherów, osób, dla których polskość jest wartością. Z kolei strona Sakiewicza jest oblężoną twierdzą, która każdą krytyczną uwagę traktuje jak zagrożenie. Wszędzie widzą wroga.
Zdaniem Jankowskiej to jednak droga donikąd, bo prawdziwy dziennikarz powinien mieć sympatie polityczne, ale powinien także dążyć do maksymalnego dystansu, spoglądać na sprawy z pewnego oddalenia. Tymczasem w jej ocenie dzisiejsi dziennikarze nie starają się już dawać szansy drugiej stronie sporu, ani przedstawiać zjawisk z różnych perspektyw. Co więcej sami stają się czynnymi politykami.
Jankowska przyznaje, że za wyrażanie takich poglądów, obrywa jej się z okopów po jednej i po drugiej stronie. Ale, jak sama mówi: taka jest cena niezależności.
– Mój model dziennikarstwa każe mi patrzeć na dwie strony z jednakowym dystansem, bo wiem, że ze swoim odmiennym spojrzeniem na Polskę, obie są Polsce potrzebne. Oczywiście, jeśli się nie wykrwawią – podkreśla.
Reklama.
Janina Jankowska
Teraz strona, która ideowo była mi bliższa, robi to samo w sposób o wiele bardziej prymitywny. Prostacko przenosi odpowiedzialność moralną z rodziców na dzieci. Niszczy tym samym wartości, które głosi, także moje. Daje okazję, by niezasłużenie znowu atakowano IPN. Sprowadza debatę publiczną na jeszcze głębsze niziny. CZYTAJ WIĘCEJ
Janina Jankowska
[...] dobrze zdokumentowana odpowie na wiele pytań: np. dlaczego był taki zbiorowy opór medialny przeciwko lustracji? Dlaczego słowo "układ" w każdym przekazie medialnym było wyszydzane, skoro wiadomo do dziś, że dobrze zorganizowana, odpowiednio powiązana grupa interesu decyduje prawie na każdym szczeblu? Można sobie zadać pytanie, czy te powiązania mają rodowód? CZYTAJ WIĘCEJ