Kto najbardziej cieszy się z rozwoju technologii? Introwertycy. Wiem co mówię, bo jestem jednym z nich: imprezy mnie stresują, rozmowy telefoniczne przerażają, a podczas oczepin na weselach zamykam się w łazience. Są takie rzeczy – codzienne, zwyczajne, wrośnięte w naszą rzeczywistość tak mocno, że za dużo o nich nie myślimy – które niesamowicie ułatwiają i umilają mi (i nie tylko mi) życie. Zgadliście, sporo ma wiele wspólnego z niedzwonieniem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jak ja mogłam bez tego żyć" – coraz częściej łapię się na takiej myśli jako introwertyczka, którą niektórzy pewnie mają za dzikuskę.
Cóż, dobrze mi jako "dzikusce", a jeszcze lepiej, gdy zrozumiałam, że zaczęłam siebie słuchać i żyć w zgodzie ze sobą. Zaakceptowałam, że ładuję się w samotności i podczas gdy kocham swoich przyjaciół, to muszę co jakiś czas odpoczywać od ludzi – to naprawdę nic personalnego.
Domówka? Ok, ale wyjdę wcześniej, bo moje towarzyskie baterie się wyczerpują. Spotkania towarzyskie? Pewnie, ale nie więcej niż dwa, trzy w tygodniu. Współlokatorzy? Nigdy w życiu.
Nie jest łatwo być introwertykiem w wielkim mieście, ale... znacznie łatwiej niż kiedyś. Postanowiłam pół żartem, pół serio wypisać 15 codziennych, zwyczajnych rzeczy (wcale nie wszystkie są technologiczne!), które mi osobiście ułatwiają życie. Oczywiście piszę z własnej perspektywy, a każdy introwertyk ma inne doświadczenia, jednak myślę, że wielu z was krzyknie "mam tak samo!".
15 rzeczy, które lubią introwertycy, czyli bez tego nie mogłabym żyć
Smartfony. Czysta oczywistość. A szczególnie gdy możesz scrollować lub pisać z przyjacielem zamiast prowadzić znienawidzone small talki z obcymi ludźmi.
Wiadomości głosowe. Cudowna alternatywa dzwonienia. Zamiast stresować się rozmową podczas wysłuchiwania czyjeś opowieści, wysłuchuję tę opowieść na luzie, z pełnym skupieniem i na swoim własnych warunkach. Do tego dochodzi cały emocjonalny kontekst mówienia, który wygrywa z pisaniem: nie muszę się domyślać, czy kropka na końcu wiadomości w Messengerze była kropką nienawiści czy zwykłą kropką. Kocham głosówki.
Zamawianie jedzenie online. Aplikacje, w których mogę zamówić pizzę albo zrobić zakupy spożywcze, to dla mnie większe osiągnięcie techniki niż komputer. Żartuję, ale w sumie to wcale nie. Nawet nie wiecie, ile oszczędzam sobie stresu, gdy nie muszę dzwonić po dowóz albo iść do zatłoczonej Biedronki. Jeśli jakaś knajpa nie ma takiej opcji, to w niej nie jadam, szanujmy się.
Zamawienie taksówki online. Mówisz uber, ja mówię miłość. Dzwonienie po taksówkę wciąż jest dla mnie żywym dowodem odwagi. Introwertycy, którzy żyliście w czasach przed smartfonami, podziwiam was!
Wizjery w drzwiach i wideodomofony. Tego drugiego się nie dorobiłam, ale dla introwertyka to pewnie przydatny gadżet. Mam z kolei wizjer w drzwiach wejściowych, co jest świetną sprawą, gdy ktoś niezapowiedziany nagle do mnie puka. Kominiarz? Świadkowie Jehowy? Morderca? Nie mam pojęcia, bo cicho skradnę się do drzwi, popatrzę przez judasza i wcale cię nie wpuszczę. Chyba, że cię znam i lubię, ale i to wcale nie jest pewne, bo może obecnie jestem w fazie ładowania akumulatorów.
Kilka wind w budynku. Dziwne? Bynajmniej: kilka wind oznacza większe prawdopodobieństwo, że moja będzie pusta...
Zakupy online. Nie lubię zakupów stacjonarnych z wielu powodów, a bycie wśród ludzi jest jednym z nich. Jest głośno, tłoczno i niewygodnie. Po co mam się męczyć, skoro mogę zamówić wszystko z dostawą do domu? Zwłaszcza że zwroty są zawsze możliwe, a coraz częściej darmowe? Nie macie pojęcia, ile oszczędza mi to nerwów.
Słuchawki. Nic tak mnie nie odgradza od świata niż słuchawki. Genialny sposób na wyłączenie się ze świata w miejscu publicznym (oczywiście, gdy jestem sama), kiedy czuję, że moja wewnętrzna bateria jest bliska wyczerpania.
Praca zdalna. Pandemia była koszmarem, ale jednej rzeczy możemy być jej wdzięczni. To home office, który dziś jest na rynku pracy czymś zupełnie normalnym. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego introwertycy go kochają: cisza, spokój i bezpieczna przestrzeń. Praca hybrydowa to dla mnie osobiście idealne rozwiązanie: kilka dni wśród ludzi, kilka w domu, kompromis doskonały.
Spotkania na kamerce. I kolejny plus pandemii: spotkania, ale wirtualne. Koszmar dla ekstrawertyków, zachwyt dla introwertyków.
Nielimitowany internet. Internet to obok książek moja strefa komfortu. I nie jestem w tym przecież oryginalna: serio, nic taki nie ułatwiło introwertycznego życia jak dostęp do sieci. A jeszcze nielimitowany? Raj.
Platformy VOD. Uwielbiane przez introwertyków siedzenie w domu zrobiło się znacznie przyjemniejsze, gdy możemy binge'ować seriale.
Książki i magazyny. Jak wyżej, ale w wersji unplugged.
Deszcz. Kicz i klisza, pomyślicie. Pewnie, ale co ja na to poradzę? Deszcz niby do tej listy nie pasuje, ale po prostu nie mogło go zabraknąć, bo ułatwia i umila mi introwertyczną codzienność. Daje mi (ten za oknem, bo niekoniecznie, gdy leje, a ja akurat biegnę na przystanek...) taki spokój i komfort, że gdy nie pada włączam sobie dźwięki deszczu w apce. I wcale się tego nie wstydzę.