
"Polska jest niestety przeważnie brzydka - mówi Wojciech Smarzowski. Reżyser wchodzącej właśnie na ekrany "Drogówki" w wywiadzie dla "Przekroju" tłumaczy, że razi go wszechogarniająca brzydota polskiego krajobrazu. Samowole budowlane, kamienice i wjazdy do miast upstrzone tandetnymi banerami to typowa polska estetyka. Zima jeszcze bardziej potęguje tę szpetotę. Topniejący śnieg, kałuże i trawniki naszpikowane psimi odchodami to codzienność mieszkańców polskich miast. Otoczenie jest odbiciem charakteru kształtujących je ludzi. Czy więc Polakom brak jest poczucia estetyki, a odpychająca sceneria naszych miast i wsi przestała nas razić?
- Jak dzieci w klasie mają ściany w kolorze kupy, bo żółta farba jest najtańsza i najbardziej praktyczna, to uodparnia na brzydotę. Kulawa estetyka wpływa na te dzieci, które w dorosłym życiu nie dostrzegają tego, że wjazd do Warszawy przypomina upstrzony tablicami jarmark, a kostka bałma to szczyt marzeń każdego sołtysa. Brzydota pcha się do naszych głów.
- Jest tak brzydko, bo może być tak brzydko - mówi Aleksandra Stępień, prezes stowarzyszenia "Miasto Moje A W Nim". Dzieje się tak, gdyż polskie prawo nie reguluje w wystarczający sposób zagadnienia reklamy zewnętrznej. Problem jest rozbity pomiędzy kilkadziesiąt aktów prawnych, a sama definicja reklamy ujęta jest w ustawie o... drogach publicznych. W Warszawie miejscowe plany zagospodarowania przestrzeni, które w teorii powinny wystarczać dla właściwego ogarnięcia tej kwestii, potrafią być uchwalane 7 lat, a nawet dłużej.
W latach 90. trochę popuściliśmy pasa. Po okresie szarej komuny pojawiły się kolorowe oznaki kapitalizmu. To na początku się nam podobało, ale później wymkneło się spod kontroli. Ciężko jest teraz ten proces zatrzymać.

