Naukowcy z Poznania bronią Krystyny Pawłowicz tłumacząc, że "homoseksualizm to anomalia". Aleksander Kuczek, bloger naTemat, otwarcie mówiący o swojej homoseksualności, odpowiada: – Nawet jako "anomalie" jesteśmy społeczeństwu przydatni. Nasza odmienność nie musi być postrzegana przez innych jako zagrożenie, ale jako zaleta.
W piątek inicjatywa spotkała się z odpowiedzią naukowców z Akademickiego Towarzystwa Obywatelskiego. Odwołując się do ustaleń współczesnej nauki, podjęli oni polemikę z poprzednim apelem, pisząc m.in., że "z całą odpowiedzialnością można stwierdzić, że z punktu widzenia ewolucji homoseksualizm jest anomalią", a fakt skreślenia homoseksualizmu z listy chorób WHO "wzbudza niepokój".
O tym stwierdzeniu oraz o sporze między naukowcami rozmawiamy z naszym blogerem, Aleksandrem Kuczkiem, który otwarcie mówi o swojej homeksualności.
Jak skomentuje pan słowa naukowców skupionych w Akademickim Towarzystwie Obywatelskim, którzy w swoim oświadczeniu w obronie Krystyny Pawłowicz, napisali, że “z punktu widzenia ewolucji homoseksualizm jest anomalią”?
Zacznę może od tego, że nie jestem ekspertem, nie jestem ewolucjonistą, więc nie czuję się kompetentny, żeby dyskutować z tymi tezami na gruncie naukowym.
Ale jest pan gejem. Czy te słowa, tak po ludzku, pana nie dotknęły?
Owszem, nie jest to zbyt uprzejme i miłe, natomiast chyba trudno nie zgodzić się, że w biologicznym, ewolucyjnym sensie jako geje jesteśmy trochę taką właśnie “anomalią”. Ale wierzę, że w skali całego społeczeństwa jako takie “anomalie” jesteśmy przydatni.
Co ma pan na myśli?
To, że możemy wnosić swój wkład w życie społeczeństwa. Myślę np. o tym, jak wiele osób homoseksualnych pracuje w zawodach artystycznych, zajmuje się sztuką. Nie mam badań, które potwierdzały by skalę tego zjawiska, ale odnoszę wrażenie, że naprawdę tak jest. To są dziedziny, w których moim zdaniem mamy dużo do zaoferowania.
Poza tym, jako homoseksualiści nie chodzimy raczej na urlopy macierzyńskie czy tacierzyńskie, więc możemy pracować więcej niż inni (śmiech). Chcę w ten sposób powiedzieć, że nasza odmienność nie musi być postrzegana przez innych jako zagrożenie, ale jako zaleta.
Być może, ale raczej nie przez sygnatariuszy listu. W jego tekście pisali oni o tym, że skreślenie homoseksualizmu z listy chorób WHO “budzi niepokój”. Co pan o tym sądzi?
Nie wiem, jak już mówiłem nie jestem naukowcem, nie chcę wdawać się w akademickie dyskusje na ten temat, ale powiem tak: nie czuję się osobą chorą. Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na kwestię słownictwa – większość polskich polityków mówi o “homoseksualizmie”, nie “homoseksualności”. Końcówka “izm” zakłada niejako z góry, że mamy do czynienia z problemem, z chorobą. Natomiast wracając do tematu – nie jestem wcale pewien, czy sygnatariusze listu z Akademickiego Towarzystwa Obywatelskiego są ekspertami akurat w zakresie seksuologii.
Mam wrażenie, że są tam nazwiska naukowców z wielu różnych wydziałów.
No właśnie. Jeśli nie są seksuologami to nie rozumiem, jakie mają podstawy do formułowania tego typu sądów. Bo o ile wiem, kompetentni, poważni seksuolodzy nie kwestionują ustaleń WHO. Myślę więc, że na oświadczenie poznańskich naukowców nie należy patrzeć jako na wyraz naukowych ustaleń. Bo polonista czy historyk o homoseksualności, jako o pojęciu naukowym, wie tyle samo, co ja.
Ale zdaje pan sobie sprawę, że w tym liście nie chodzi o “naukową prawdę”, tylko o zabranie głosu w sporze dotyczącym związków partnerskich i kandydatury Anny Grodzkiej na wicemarszałka Sejmu?
Szczerze mówiąc, nie widzę związku między sprawą Anny Grodzkiej a homoseksualnością. To są przecież dwa różne światy: zmiana płci i homoseksualność. Nie mam pojęcia, dlaczego sygnatariusze listu je łączą. Nie chcę spekulować, bo to już są delikatne, osobiste sprawy, ale posłanka Grodzka z punktu widzenia orientacji seksualnej może należeć do heteroseksualnej większości.
Myślę, że w intencji autorów oświadczenia nie ma to większej różnicy, bo zarówno zmiana płci, jak i homoseksualność to dla nich takie samo zło.
No właśnie. Chodzi po prostu o walkę z każdą formą odmienności. Chociaż wrzucanie tych mniejszości do jednego worka to tak, jak gdyby łączyć w jedną grupę rudych i leworęcznych.
Miałem nadzieję, że sprawę wyboru Anny Grodzkiej uda się zrobić nie polityczną, ale taką ludzką, normalną. Niestety już widać, że to niemożliwe. Donald Tusk na konferencji prasowej zasugerował, że nie widzi w ogóle powodu, by odwoływać wicemarszałkinię Nowicką. A prawicowe media już wpadły w histerię. Wybór Anny Grodzkiej jeden z prawicowych publicystów nazwał "tsunami nienormalności", a pomysł wyboru transseksualisty do prezydium Sejmu dowodem na "zakompleksienie typowe dla postkolonialnych krajów". CZYTAJ WIĘCEJ