Mieszkańcy Wojsławic zgłosili, że w pobliskim lesie było słychać wybuch. Na miejsce zdarzenia przybyli żołnierze oraz policjanci, by odkryć źródło eksplozji. Do sprawy odniósł się rzecznik rządu Piotr Müller. Jak przekazał, według ustaleń służb, ktoś zdetonował niewybuch z II wojny światowej.
Reklama.
Reklama.
Wybuch w lesie pod Radomiem. Wiadomo już, co wybuchło w Wojnowicach
W minioną niedzielę około godz. 21:30 do Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Warszawie zgłoszono, że w lesie pod Radomiem usłyszano eksplozję. Informację o tym, iż taka sytuacja faktycznie miała miejsce, przekazała później Komenda Wojewódzka Policji w Radomiu.
Jak napisano w komunikacie, na miejsce zdarzenia przybyli policjanci, którzy pod nadzorem wojska prowadzili czynności wyjaśniające. O tym, co wydarzyło się w lesie w Wojnowicach, zdecydował się powiedzieć rzecznik rządu Piotr Müller w "Porannej rozmowie" w RMF FM.
– Wczoraj wieczorem odbyły się rozmowy pana premiera, pana prezydenta Andrzeja Dudy, ministra obrony narodowej, premiera Kaczyńskiego, ministra Kamińskiego. W takich sytuacjach reagujemy – powiedział na antenie RMF24 Piotr Müller.
Jak dodał, źródłem eksplozji w lesie w Wojnowicach najpewniej był niewybuch z czasów II wojny światowej. – Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych sprawdziło - nie było żadnego obiektu, który by przelatywał w tym czasie. Najprawdopodobniej był to wybuch ładunku z czasów II wojny światowej – stwierdził rzecznik rządu.
Zdaniem Piotra Müllera nieznany sprawca samodzielnie odkopał pocisk, a następnie nielegalnie go zdetonował.
Tajemniczy obiekt spadł na Mazurach
W związku ze zgłoszeniem upadku tajemniczego obiektu w nocy 20 maja tego roku jeszcze tego samego dnia w Brzeźnie Łyńskim pojawiły się trzy zastępy straży pożarnej i policja. Radio Zet zdołało wówczas porozmawiać z jedną z mieszkanek miejscowości, która opowiedziała, że tuż przed północą usłyszała "jakby wystrzał".
– To było dosyć głośne, psy zaczęły szczekać. To było zupełnie coś innego, niż strzelanie myśliwych w lesie. Długi wystrzał, przeciągły, podobny do petardy, ale znacznie silniejszy – stwierdziła. Później przed jej domem pojawiły się zastępy straży pożarnej i policja. Kobieta krótko porozmawiała z funkcjonariuszami.
– Potwierdzono moje przypuszczenia, że to był jakiś wystrzał. Podobno osoby zgłaszające widziały jakąś łunę, jakby ogień, ja tego nie widziałam, tylko słyszałam. Służby chciały się zorientować, gdzie to było. Zebrali się i pojechali w stronę lasu i jeziora. Ujadające psy obudziły mnie znowu koło drugiej w nocy. Usłyszałam odgłos helikoptera, który dosyć nisko latał nad wsią, miał światła penetrujące okolicę i robił duże koła, latając od jeziora do wsi – relacjonowała kobieta.
Wojsko potwierdziło, że w poszukiwaniach wziął udział nawet śmigłowiec W-3WARM Anakonda, jednak niczego nie znaleziono.