Jewgienij Prigożyn zawarł z Aleksandrem Łukaszenką porozumienie, według którego bojownicy Grupy Wagnera po nieudanym buncie wobec Kremla przeniosą się na Białoruś. Pojawienie się tych osławionych bestialstwem oddziałów niedaleko polskiej granicy wzbudza niepokój. O tym, czy naprawdę jest się czego obawiać, w rozmowie z naTemat.pl mówi były dowódca jednostki GROM i wiceszef BBN w latach 2006-08 gen. dyw. Roman Polko.
Pewnym jest już, że jedna z placówek wagnerówców na Białorusi, mogąca pomieścić aż osiem tysięcy osób, powstanie w obwodzie mohylewskim, niedaleko miejscowości Osipowicze.
Zdaniem części informatorów inny obóz dla wagnerowców ma zostać utworzony także niedaleko granicy Białorusi z Polską. Doniesienia o tym, że raptem kilka kilometrów od naszego kraju stacjonować będą osławieni brutalnością najemnicy Prigożyna wzbudza oczywisty niepokój.
Wagnerowcy niedaleko granic Polski. Generał Polko ocenia, czy jest się czego bać
Jednak zdaniem gen. dyw. Romana Polko, rzeczywistych powodu do obaw Polacy nie mają. Były dowódca jednostki GROM i wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego z lat 2006-08 w rozmowie z naTemat.pl ocenia, że wagnerowcy nie mają powodu, aby wdzierać się na Zachód.
Zdaniem generała, oddział Prigożyna będą za to niebezpieczne dla samej Białorusi. Jako przykład Roman Polko podał wciąż świeże wydarzenia z Rosji, kiedy to wagnerowcy nie chcieli współpracować z tamtejszym ministerstwem obrony. W ocenie eksperta, scenariusz niesubordynacji może się powtórzyć również w stosunku do Aleksandra Łukaszenki.
– Żołnierze Grupy Wagnera nie mają żadnych ideologii moralnych, oni zabijają, kogo chcą. Nie zdziwię się, jeśli sytuacja z przewrotem wydarzy się również na Białorusi – wskazuje nasz rozmówca.
Generał Polko przypomina, że ludzie Prigożyna w Rosji stanowili "państwo w państwie". Grupa Wagnera otrzymała specjalne przywileje od Władimira Putina i powoli zaczynała działać na absolutnie własnych zasadach. Jeżeli dyktator Białorusi nie pozwoli im na podobny styl funkcjonowania, może to tylko podgrzać tarcia w Mińsku.
Roman Polko zagrożenia ze strony Grupy Wagnera upatruje także w przypadku codziennego życia białoruskiego społeczeństwa. – Powyciągani z więzień wagnerowcy nie mają kręgosłupa moralnego – podkreśla wojskowy i przypomina, że sam Jewgienij Prigożyn ma przeszłość kryminalną i znany jest z bezwzględności oraz okrucieństwa.
– Najemnicy będą stanowili zagrożenie również dla mieszkańców Białorusi. Dla nich nie jest żadnym problemem, by kogoś zabić. Jeśli będą mieli interes w tym, by kogoś pozbawić życia, zrobią to. Bez najmniejszego problemu – mówi generał Polko.
Co dalej z Grupą Wagnera? Ekspert twierdzi, że wyroki już zapadły
Choć wagnerowcy będą teraz stacjonować na Białorusi, to formalnie firma Prigożyna jako formacja zbrojna zakończyła swój byt. – Będą się tam jedynie ukrywać, ponieważ w Rosji już czekał na nich wyrok – stwierdził gen. Polko. W jego ocenie wyrok zapadł również w sprawie samego Jewgienija Prigożyna.
– Najemnicy widzieli, że podczas działań w Syrii oraz w Afryce mogą dobrze zarobić. Natomiast wojna w Ukrainie przynosiła same straty, już wtedy nie chcieli walczyć. Nie ma powodów do obaw, że Grupa Wagnera będzie działała na Białorusi. Skoro nikt im nie płaci, to znaczy, że już nie będą funkcjonować – powiedział generał.
To są bandyci i kryminaliści, dla nich liczą się tylko pieniądze. Nie mają po co iść na Zachód, ani prowokować. No, chyba że ktoś im za te prowokacje zapłaci.
gen. dyw. Roman Polko
o pojawieniu się wagnerowców na Białorusi w rozmowie z naTemat.pl
On po prostu zostanie zabity, jego dni są już policzone. Nie ma innej opcji niż to, że zostanie przez Rosjan zlikwidowany.