Nie od dziś wiadomo, że starsze animacje Disneya mocno się zestarzały. Co zresztą nie dziwi, bo mówimy o filmach, które mają kilkadziesiąt lat. Wiele z nas, kobiet, się jednak na nich wychowało, dlatego disneyowskie lekcje o kobiecości i miłości mocno utknęły nam w głowie i poniekąd wpłynęły na to, jak widzimy świat. Dlatego naszym córkom, siostrzenicom, bratanicom czy chrześnicom może lepiej tych pięć poniższych animacji o księżniczkach Disneya nie pokazywać...
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Księżniczek Disneya – które są oficjalną franczyzą Disneya i kurą znoszącą złote jajka – jest dzisiaj dwanaście: Śnieżka, Kopciuszek, Aurora ("Śpiąca królewna"), Ariel ("Mała syrenka"), Bella ("Piękna i Bestia"), Dżasmina ("Aladyn"), Pocahontas, Mulan, Tiana ("Księżniczka i żaba"), Roszpunka ("Zaplątani"), Merida i Vaiana. Tak, nie ma wśród nich Elsy i Anny z "Krainy lodu" – siostry z Arendelle są swoją własną marką.
Od 2000 roku, w którym powstała linia Disney Princess, zabawki, ubrania i gadżety z bohaterkami disneyowskich animacji są rozchwytywane przez małe dziewczynki (tylko do samego 2012 roku zyski ze sprzedaży wyniosły ponad trzy miliardy dolarów). I wcale nie tylko małe, bo wiele dorosłych kobiet również uwielbia księżniczki. Wystarczy pojechać do Disneylandu albo zaśpiewać jakąkolwiek piosenkę z Disneya przed kobiecym tłumem, aby się przekonać.
Sama jestem fanką Disneya numer jeden. Czy oglądam każdą ich nową animację? Jasne. Czy kocham księżniczki? Bardzo, ale tylko te późniejsze. Bohaterki filmów sprzed dekad trącą już myszką i są przypomnieniem o czasach, w których kobieta miała być jedynie śliczna i miła oraz znaleźć sobie "księcia". Słowem: zestarzały się.
Dopiero od "Pocahontas" w 1995 roku i powstałej trzy lata później "Mulan" coś zaczęło się zmieniać: kobieta przestała być damą w opałach, której jedynym życiowym celem było wyjście (bogato) za mąż. Do tego za faceta, która spotkała raz, dwa razy w życiu. Z kolei od 2009 roku, gdy wyszła "Księżniczka i żaba" (w której motyw księcia-męża również się pojawia, ale z twistem), księżniczki w końcu stanęły na własnych nogach i zaczęły być po prostu sobą, pokazując, że kobieta może być jakakolwiek chce.
Pewnie, nie jest idealnie (Disney powinien wciąż pracować nad różnorodnością), ale jest dobrze. Wytwórnia Myszka Miki w końcu poszła z duchem czasu i zaczęła dostosowywać się do realiów oraz współczesnej obyczajowości. I chociaż niektórzy sprzeciwiają się idei księżniczek sprzedawanej dziewczynkom, to te wcale nie muszą mieć dzisiaj przecież koron na głowie czy mieszkać w zamkach.
"Najstarsze" księżniczki Disneya (stworzone przez mężczyzn, co jest dość istotne) wciąż są jednak we franczyzie, a przebrane za nich aktorki brylują w Disneylandach. Nic dziwnego, bo Śnieżka czy Kopciuszek są już popkulturowymi ikonami, a tego statusu nikt i nic im nie odbierze. I dobrze, bo to absolutna klasyka.
Ale czy stare animacje powinno się puszczać współczesnym dziewczynkom i nastolatkom? To oczywiście decyzja każdego rodzica, ale dominują dziś głosy – do których osobiście się przyłączam – że raczej nie, chyba że z odpowiednim komentarzem dorosłego. Dlaczego? Z powodu, o którym pisałam wyżej: przedpotopowego modelu kobiecości, który dla dorastających dziewcząt może być po prostu szkodliwy.
Kobiecość a Disney, czyli pięć współczesnych antylekcji od klasycznych księżniczek Disneya
My, kobiety z pokolenia milenialsów (i te starsze), wychowałyśmy się jednak na klasycznych bajkach Disneya. Oglądałyśmy je w domach, świetlicach i przedszkolach, chciałyśmy być takie śliczne i wdzięczne jak Kopciuszek oraz znaleźć przystojnego ukochanego, który uratuje nas od niedoli.
Rezultat jest taki, że długo było nam trudno (i wciąż zresztą jest) wyzbyć się z głowy stereotypów i schematów, które Disney wraz z całą popkulturą wkładały nam do głowy – przed laty dyktujących wzór kobiecości, ale dziś mocno pachnących naftaliną, co wie nawet sama wytwórnia, która zmienia najbardziej problematyczne aspekty swoich animacji w ich aktorskich wersjach.
Oto powody, dlaczego stare filmy o księżniczkach Disneya mogą być dziś szkodliwe dla dziewczynek i nastolatek.
1. Królewna Śnieżka: Mężczyzna nie potrzebuje zgody, żeby cię pocałować, a twoim zadaniem jest usługiwanie facetom
Film: "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" (1937)
"Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" to absolutny klasyk i kamień milowy w historii kinematografii, ale sama Śnieżka jest... do bólu nudna. Przedstawiona jest jako idealna: piękna (wręcz najpiękniejsza w królestwie), urocza, czuła, wdzięczna, pracowita, miła. Ma cudowny głos i kochają ją wszystkie zwierzęta. Sama w sobie nie ma jednak żadnego charakteru, co wpisuje się w model kobiecości z lat 30. XX wieku (film ma 86 lat!), w których niechętnie oddawano kobietom głos i podmiotowość.
Czego nauczyła nas jednak Śnieżka? Nie tylko tego, że masz być idealna, ale również, że musisz cały czas się krzątać i usługiwać mężczyznom. Od chwili, gdy królewna trafiła do chatki siedmiu krasnoludków, zaczęła przecież sprzątać i piec. Tak naprawdę, nie robiła... zupełnie nic innego (oczywiście oprócz śpiewania ze zwierzątkami).
To również wpisuje się w ówczesną kobiecość – przez lata kobieta miała zajmować się domem, gdy mężczyźni zarabiali na utrzymanie, ale dziś to wybór każdej z nas, nie obowiązek. Przymus nieustannego krzątania widziałyśmy jednak zakodowany u naszych babć i mam: trudno się od niego wyzwolić.
Z dzisiejszego punktu widzenia najbardziej problematyczny jest jednak związek Śnieżki z księciem. Postacią tak generyczną, że nie ma nawet imienia. Scena, gdy książę z bajki, czyli praktycznie obcy dla niej mężczyzna, całuje zmarłą (!) Śnieżkę w szklanej trumnie w lesie, a ta budzi się i rzuca mu się w ramiona, dzisiaj bardzo się zestarzała. Implikuje bowiem, że niepotrzebna jest nasza zgoda na pocałunek czy akt seksualny, podczas gdy ta jest kluczowa.
Nie mówiąc już o tym, że Śnieżka to po prostu pozbawiona jakiejkolwiek sprawczości dama w opałach, którą musi ratować facet. Niezbyt dobra lekcja dla dziewczynek, która mają wyrosnąć na silne, samodzielne kobiety.
2. Kopciuszek: Nie martw się i nic nie rób, mężczyzna cię uratuje
Film: "Kopciuszek" (1950)
"Kopciuszek" to kolejny piękny klasyk Disneya, który mocno się zestarzał (nic dziwnego, film ma 73 lata). Baśń o dziewczynie wykorzystywanej przez macochę i jej córki wywodzi się zresztą z wielu kultur i miała liczne warianty ludowe oraz literackie. Słowem: Kopciuszek to dziś kulturowa instytucja.
Co w tej historii trąci dzisiaj myszką? Fakt, że Kopciuszek, który był ofiarą przemocy, nie próbował w żaden sposób sam zmienić swojego tragicznego losu. Po prostu go zaakceptował. Dziewczyna poszła na bal dzięki wróżce chrzestnej, która przybyła jej na ratunek. Na nim spotkała księcia, który później wyrwał ją z toksycznego środowiska. Nie było w tym żadnej sprawczości bohaterki: po prostu przydarzyły jej się dobre rzeczy.
"Kopciuszek" uczy więc, że nie musisz nic robić ze swoim życiem i możesz dać się sobą pomiatać: zły los w końcu się odmieni. Cierpisz? Zostaniesz sowicie nagrodzona (zwłaszcza jeśli jesteś ładna i pracowita, bo brzydkie i leniwe siostry zostaną z niczym). Dlatego cierpliwie czekaj... Tak, animacja z 1950 roku nie ma dziś raczej racji bytu poza walorami audiowizualnymi: raczej nie uczy samodzielności i walki o swoje życie.
3. Aurora: Czekaj na mężczyznę, który cię obudzi
Film: "Śpiąca królewna" (1959)
"Śpiąca królewna" to kolejna klasyczna baśniowa historia, którą Disney wziął na tapet. W porównaniu z "Królewną Śnieżką" i "Kopciuszkiem" film o pięknej (oczywiście) księżniczce Aurorze, która musiała uciekać przed Złą Czarownicą i zamieszkać w leśnej chatce z trzema wróżkami, nie jest najbardziej problematyczny.
Aurora jest niewiarygodnie bierna, ale ma charakter: jest ciekawa świata i lekko zadziorna, do tego nie rzuca się od razu księciu Filipowina szyję, tylko podchodzi do niego z dystansem. Podobnie jak w "Królewnie Śnieżce" problemem znowu jest pocałunek bez zgody.
Aurora i Filip poznali się już jednak wcześniej, zakochali się w sobie, a książę chciał uratować ukochaną dziewczynę, która zapadła w sen po ukłuciu się w palec zatrutym wrzecionem. Dobrze wiedział, że może ją obudzić tylko pocałunek prawdziwej miłości. To może być okoliczność łagodząca, bo książę w "Królewnie Śnieżce" wcale nie miał takiej informacji i po prostu pocałował zmarłą, obcą dziewczynę...
Ten ratunek również jest jednak problematyczny, bo sen Aurory można interpretować metaforycznie. Oto mamy kobietę – bez jakiejkolwiek sprawczości, zgnuśniałą w swoim monotonnym życiu, bierną – którą ocala mężczyzna. Jasne, to na swój sposób romantyczne, ale nie jest to najlepsza lekcja dla młodych pokoleń. Zwłaszcza że wiele z nas długo czekało (albo wciąż czeka) na idealnego mężczyznę, bo sądziłyśmy, że tylko on może dać nam szczęście.
A kto jest najlepszym wzorem kobiecości w "Śpiącej królewnie"? Trzy Dobre Wróżki. Absolutnie fenomenalne postacie.
4. Ariel: Oddaj swój głos i zmień wygląd dla mężczyzny
Ariel,16-letnia (!) syrena, zakochuje się w księciu, którego ocala przed utonięciem (to akurat fajny aspekt filmu: to kobieta ratuje mężczyznę, a nie odwrotnie). Tak bardzo chce zdobyć Eryka, że postanawia zostawić dla niego swoją morską ojczyznę oraz rodzinę i być z nim na lądzie (którym jest zresztą zafascynowana). Zawiązuje więc umowę z wiedźmą Urszulą: odda swój głos, a w zamian zostanie człowiekiem.
Czego uczy więc "Mała syrenka" z 1989 roku? Że to, co mówisz, wcale nie jest ważne, a faceci wolą milczenie ("Mężczyźni tam nie lubią trajkotania / Plotkarstwo ich, właściwie nudzi dość / Oczekuje się od pań / Żeby oszczędzały krtań / Lepiej milczeć, niż bez sensu palnąć co"). Dlatego oddaj swój głos i drastycznie zmień swój wygląd, aby być z mężczyzną. Całe szczęście, że wersja z Halle Bailey już tego nie uczy...
5. Bella: Zakochaj się w facecie, który cię krzywdzi – na pewno go naprawisz
Film: "Piękna i Bestia" (1991)
Ach, "Piękna i Bestia". Przepiękny film, cudowna muzyka, ale jakże problematyczna, toksyczna historia. Historia, co do której wielu nie ma wątpliwości: Bella miała po prostu... syndrom sztokholmski. Bo jak inaczej nazwać fakt, że bohaterka zakochuje się w prawdziwej bestii, która zamyka ją i więzi (Bella ratuje swojego ojca i dobrowolnie zajmuje jego miejsce w celi)?
Bestia jest początkowo okropny dla Belli: wrzeszczy na nią, zastrasza, szantażuje, podgląda przez magiczne lustro w jej sypialni. Typowa przemoc domowa. W końcu... oboje się w sobie zakochują, a miłość Belli z powrotem zmienia go w człowieka.
Co uczy dziewczyny, że jeśli są zakochane, to warto być z przemocowcem. Na pewno go NAPRAWIĄ, bo nawet w bestii kryje się człowieczeństwo, prawda? Niestety życie to nie bajka: nie naprawicie toksycznych typów i uciekajcie, gdzie pieprz rośnie.