
Nie zgadzam się, żeby zarobki – w gazetach, w dziennikarstwie – były na tak niskim poziomie. Nie zgadzam się, żeby udawać, że wszystko w porządku, bo nie jest w porządku. CZYTAJ WIĘCEJ
W dalszej części wpisu dodaje też, że to systemowy problem, którego nie można sprowadzić do frazesu w stylu “to wina Tuska” lub “to wina Kaczyńskiego”. Pisze o poważniejszych zmianach, jakie zaszły w ostatnim czasie:
To jakiś błąd w systemie, w matriksie. System tak się zmienił, że postanowił wyceniać pracę dziennikarzy niżej niż pracowników sektora finansowego, przemysłowego, budowlanego. System nie może się mylić lub nie mylić, bo jest nieświadomy. Ja, chociaż być może się mylę, chciałbym za to powiedzieć: system źle działa. CZYTAJ WIĘCEJ
Celnie stanowisko dziennikarza wypunktował jeden z komentatorów jego wpisu, zauważając, że “jeśli ktoś u nas zasługuje na biedę, to właśnie dziennikarze krytykujący z neoliberalnych pozycji strajkujących nauczycieli, górników, hutników, kolejarzy itd. Myśleliśmy, że to nigdy nie będzie nasz problem”. Abstrahując jednak od ideologicznych sporów i złośliwości, warto byłoby zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście tak dużo się w ostatnim czasie zmieniło? A może zawód dziennikarza nigdy nie był i nie będzie szczególnie lukratywnym zajęciem?
W wywiadzie dla magazynu “Press” reporter “GW” Witold Szabłowski został niedawno zapytany, czy z pisania reportaży można się utrzymać. Odpowiedział:
Nie da się. Ale z czego dziś da się łatwo żyć? Mamy czasy, które zmuszają do kreatywności. A ja to lubię. Nie przeraża mnie kryzys w mediach. Było kilka tłustych lat: dawali etaty, przyzwoicie płacili. Ja załapałem się na rok, może półtora takiego życia. Nie zdążyłem się przyzwyczaić. (...) W obecnej sytuacji trzeba kombinować i dzięki temu czuję, że się rozwijam.
W książce “Prezenterki” Aleksandry Szarłat zapoznać się możemy z biografiami ikon polskiej telewizji: Edytą Wojtczak, Krystyną Loską, Bożeną Walter, Bogumiłą Wander, Katarzyną Dowbor. W rozmowach z nimi często przewija się wątek niedostatku: od niskich pensji po konieczność organizowania na własną rękę ubrań, makijażu i dodatków, w jakich prezenterki występowały na wizji. Zapytana o to, czy coś się zmieniło w sprawie jej niskiej emerytury, Krystyna Loska mówi:
No nie, tyle co tam przybywało w związku z ustawową rewaloryzacją. Teraz jest to tysiąc coś tam. To nauczka dla młodych ludzi, żeby jednak myśleć o tym, co będzie później. Entuzjazm entuzjazmem, radość radością, ale przychodzi moment, kiedy jest coś za coś.
Edyta Wojtczak wspomina natomiast, jak negocjowała z szefem podwyżkę płac:
Zapytał, w jakiej przychodzę sprawie. A ja, że chodzi o pieniądze. Na co prezes: – Sam bym chętnie pożyczył. – Nie chcę, żeby pan mi pożyczył, tylko, żeby mi je dał! Mamy bardzo niskie pensje.
Są jednak i inne opinie na temat poziomu płac dziennikarzy w PRL. Jerzy Peltz, krytyk filmowy i publicysta, w przeszłości współpracujący z “Filmem”, “Kulturą”, a także TVP, nie narzeka na swoje zarobki w tamtych czasach: – Nasze zarobki były nie najgorsze, choć zapewne niższe niż w innych wolnych zawodach. Ale dziennikarze, zwłaszcza filmowi, byli bardzo uprzywilejowani – w związku ze swoją pracą mogli np. podróżować za granicę, aby odwiedzać ważne filmowe festiwale – tłumaczy.
– Dziennikarze nigdy nie byli krezusami – mówi z kolei prof. Wiesław Godzic. Dodaje, że ewentualne dodatkowe zarobki często mogli osiągnąć tylko nieformalnie, często balansując na granicy korupcji. – Krążąc pomiędzy zwykłymi obywatelami a “wielkim światem polityki”, na dodatkowe apanaże mogli liczyć tylko ze strony władzy. Wielu wpadło w jej macki. Ale przecież także dzisiaj wybuchają afery, polegające na tym, że dziennikarz napisał korzystny dla kogoś artykuł, otrzymując w zamian jakieś korzyści – mówi Godzic.