– Nie zgadzam się, żeby zarobki w gazetach, w dziennikarstwie, były na tak niskim poziomie. Nie zgadzam się, żeby udawać, że wszystko w porządku, bo nie jest w porządku – pisze na blogu dziennikarz. – W tym zawodzie nie należy spodziewać się wielkich pieniędzy – odpowiada prof. Wiesław Godzic.
Dziennikarz “Gazety Wyborczej” Wojciech Staszewski podzielił się z czytelnikami swojego bloga refleksją na temat materialnej sytuacji polskich dziennikarzy. Wychodząc od swoich osobistych rozterek związanych z wyjazdem za granicę, na który nie było go stać, pisał o tym, jak mało zarabia się mediach. “Jestem dziennikarzem gazety numer jeden w Polsce. Coś jakbym grał w Realu Madryt” – pisze Staszewski. Ubolewa, że pomimo tego faktu nie stać go na weekend do Frankfurtu z rodziną: "Znajomi jadą na maraton do Frankfurtu, dobrzy znajomi. Wyprawa atrakcyjna, z żonami, weekend przedłużony o dwa dni, żeby przy okazji coś zobaczyć poza metą po 42 kilometrach. Mieliśmy jechać z Moją Sportową Żoną - ale nie pojedziemy. Bo nas na to nie stać. Koszty zostały już poprzycinane, tanie bilety lotnicze, naprawdę niedrogi hotel. Ale jak doliczysz jedzenie, picie (nie po to człowiek jedzie do Frankfurtu, żeby zabierać zupki chińskie i oranżadę w proszku), wpisowe na bieg, to wychodzi z 3,5-4 tys. pln od pary. To przekracza nasz status materialny." I dodaje:
W dalszej części wpisu dodaje też, że to systemowy problem, którego nie można sprowadzić do frazesu w stylu “to wina Tuska” lub “to wina Kaczyńskiego”. Pisze o poważniejszych zmianach, jakie zaszły w ostatnim czasie:
Celnie stanowisko dziennikarza wypunktował jeden z komentatorów jego wpisu, zauważając, że “jeśli ktoś u nas zasługuje na biedę, to właśnie dziennikarze krytykujący z neoliberalnych pozycji strajkujących nauczycieli, górników, hutników, kolejarzy itd. Myśleliśmy, że to nigdy nie będzie nasz problem”. Abstrahując jednak od ideologicznych sporów i złośliwości, warto byłoby zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście tak dużo się w ostatnim czasie zmieniło? A może zawód dziennikarza nigdy nie był i nie będzie szczególnie lukratywnym zajęciem?
Nie ma lekko
W wywiadzie dla magazynu “Press” reporter “GW” Witold Szabłowski został niedawno zapytany, czy z pisania reportaży można się utrzymać. Odpowiedział:
W książce “Prezenterki” Aleksandry Szarłat zapoznać się możemy z biografiami ikon polskiej telewizji: Edytą Wojtczak, Krystyną Loską, Bożeną Walter, Bogumiłą Wander, Katarzyną Dowbor. W rozmowach z nimi często przewija się wątek niedostatku: od niskich pensji po konieczność organizowania na własną rękę ubrań, makijażu i dodatków, w jakich prezenterki występowały na wizji. Zapytana o to, czy coś się zmieniło w sprawie jej niskiej emerytury, Krystyna Loska mówi:
Edyta Wojtczak wspomina natomiast, jak negocjowała z szefem podwyżkę płac:
Są jednak i inne opinie na temat poziomu płac dziennikarzy w PRL. Jerzy Peltz, krytyk filmowy i publicysta, w przeszłości współpracujący z “Filmem”, “Kulturą”, a także TVP, nie narzeka na swoje zarobki w tamtych czasach: – Nasze zarobki były nie najgorsze, choć zapewne niższe niż w innych wolnych zawodach. Ale dziennikarze, zwłaszcza filmowi, byli bardzo uprzywilejowani – w związku ze swoją pracą mogli np. podróżować za granicę, aby odwiedzać ważne filmowe festiwale – tłumaczy.
Peltz wspomina też, że wielu w zawodzie dziennikarza kusił nienormowany czas pracy, pięćdziesięcioprocentowy koszt uzyskania przychodu, ale także szacunek, z jakim był związany dziennikarski fach. – Zawód ten zawsze łączono z wysokim statusem społecznym, uważano za ciekawy i przynoszący dobre zarobki – wspomina. Przyznaje jednak, że nie wszyscy dziennikarze zarabiali równie dobrze. Nawet w socjalistycznej gospodarce płace dziennikarzy były mocno zróżnicowane. – Pamiętam to zwłaszcza z telewizji, gdzie dyrektorzy zarabiali znacznie lepiej, niż szeregowi “wyrobnicy” – mówi.
Między szarymi ludźmi a władzą
– Dziennikarze nigdy nie byli krezusami – mówi z kolei prof. Wiesław Godzic. Dodaje, że ewentualne dodatkowe zarobki często mogli osiągnąć tylko nieformalnie, często balansując na granicy korupcji. – Krążąc pomiędzy zwykłymi obywatelami a “wielkim światem polityki”, na dodatkowe apanaże mogli liczyć tylko ze strony władzy. Wielu wpadło w jej macki. Ale przecież także dzisiaj wybuchają afery, polegające na tym, że dziennikarz napisał korzystny dla kogoś artykuł, otrzymując w zamian jakieś korzyści – mówi Godzic.
Medioznawca przyznaje, że nie rozumie do końca skarg Wojciecha Staszewskiego. – Mam wrażenie, że Staszewski zapomina, że dzisiaj media, czy tego chcemy czy nie, rządzą się rynkową logiką. Tymczasem niektórzy uważają, że jeśli piszą mądre i wartościowe artykuły, to powinni zarabiać więcej niż dziennikarze tabloidów – mówi Godzic.
Medioznawca otwarcie mówi o tym, że dziennikarze nie powinni raczej oczekiwać bardzo wysokich zarobków (co zresztą potwierdzają dane statystyczne): – W tym zawodzie można liczyć na godziwą pensję, ale raczej nie należy spodziewać się wielkich pieniędzy. Aspekt finansowy nie jest też chyba główną motywacją ludzi wykonujących tę pracę. Chodzi raczej o poczucie misji, czy chęć rozwiązania jakiegoś społecznego problemu. Mówiąc krótko, jeśli chcesz dużo zarabiać, nie idź na dziennikarstwo – pointuje prof. Godzic.
Nie zgadzam się, żeby zarobki – w gazetach, w dziennikarstwie – były na tak niskim poziomie. Nie zgadzam się, żeby udawać, że wszystko w porządku, bo nie jest w porządku. CZYTAJ WIĘCEJ
Wojciech Staszewski
To jakiś błąd w systemie, w matriksie. System tak się zmienił, że postanowił wyceniać pracę dziennikarzy niżej niż pracowników sektora finansowego, przemysłowego, budowlanego. System nie może się mylić lub nie mylić, bo jest nieświadomy. Ja, chociaż być może się mylę, chciałbym za to powiedzieć: system źle działa. CZYTAJ WIĘCEJ
Witold Szabłowski
dla magazynu "Press"
Nie da się. Ale z czego dziś da się łatwo żyć? Mamy czasy, które zmuszają do kreatywności. A ja to lubię. Nie przeraża mnie kryzys w mediach. Było kilka tłustych lat: dawali etaty, przyzwoicie płacili. Ja załapałem się na rok, może półtora takiego życia. Nie zdążyłem się przyzwyczaić. (...) W obecnej sytuacji trzeba kombinować i dzięki temu czuję, że się rozwijam.
Krystyna Loska
w książce "Prezenterki"
No nie, tyle co tam przybywało w związku z ustawową rewaloryzacją. Teraz jest to tysiąc coś tam. To nauczka dla młodych ludzi, żeby jednak myśleć o tym, co będzie później. Entuzjazm entuzjazmem, radość radością, ale przychodzi moment, kiedy jest coś za coś.
Edyta Wojtczak
"Prezenterki"
Zapytał, w jakiej przychodzę sprawie. A ja, że chodzi o pieniądze. Na co prezes: – Sam bym chętnie pożyczył. – Nie chcę, żeby pan mi pożyczył, tylko, żeby mi je dał! Mamy bardzo niskie pensje.