
Reklama.
Rzecz to – ukryta trochę pod pozorami naukowości – przewrotna i zabawna. I wciągająca, bo jak słusznie zauważył użytkownik o nicku Wuj Zepter w komentarzach pod tekstem Hani, historia zarostu to rzecz mało zgłębiona. Z “Co dwie brody...” dowiadujemy się więc, że starożytni Rzymianie zapuszczali włosy tylko na znak żałoby, potępienia lub tragedii, że żołnierze armii napoleońskiej mogli nosić tylko zarost odpowiadający ich funkcji, i to wyłącznie, gdy należeli do elitarnych jednostek, oraz że do XVIII w. golibrodzi pełnili w społeczeństwie znaczącą rolę specjalistów przeprowadzających zabiegi chirurgiczne. Autorka nie szczędzi uwagi także osobom, dla których brody stały się przekleństwem lub piętnem – Julii Pastranie, Jane Barnell, Annie Jones czy, współcześnie,
Jennifer Miller. Przywołuje niesamowitą historię Wilgefortis, której Olga Tokarczuk poświęciła niegdyś miejsce w swoim pięknym “Domu dziennym, domu nocnym”. Zatrzymuje się nad zarostem jako synonimem dzikości i rodzajami owłosienia twarzy, które noszą wyznawcy lub kapłani rozmaitych religii.
Przewrotność “Co dwie brody...” tkwi przede wszystkim w tym, że uczona zawartość wydaje się tylko maskować przyjemność, jaką daje autorce klasyfikacja i rysowanie bród, wąsów, bokobrodów i ich form pośrednich lub łącznych. W wiele mówiącej ilustracji udającej drzewo genealogiczne Woldańska-Płocińska kreśli urocze portrety dumnych posiadaczy spiczastych bokobrodów, wąsów Fu Manchu, pełnego zarostu znanego w świecie pod nazwą “francuskich wideł” (ang. French fork) czy maleńkiej bródki pod dolną wargą
określanej mianem “soul patch”, czyli “łatka duszy”. Autorka zdaje w książce sprawę z trudności, które napotkała w polszczyźnie, nie oferującej swoim użytkownikom wielkiego wyboru określeń na zarost. Czy świadczy to o braku fantazji naszych panów? Patrząc na ulice, salę sejmową i karty książek do historii, odnosimy inne wrażenie - dziennikarz "Wprostu" przed ostatnimi wyborami prezydenckimi zresztą też. Autorka jednakże nie zdecydowała się zbadać własnego podwórka dokładniej, choć o jej słabości do zarostu na męskich twarzach świadczy wiele – w tym kartka świąteczna zamieszczona w grudniu na autorskim blogu Aleksandry. Może jest miejsce na kolejną antologię?