Głosowanie nad ustawami o związkach partnerskich jasno określiło podział na konserwatystów i liberałów. Politycy PiS i PSL głosując przeciw, zapewniali, że szanują odmienną orientację. Co jednak, gdyby do ich partii chcieli wstąpić zadeklarowani homoseksualiści? Posłowie, do których dzwoniliśmy, nie byli zbyt skorzy do rozmowy na ten temat, nazywali problem wydumanym i sztucznym. Jak ognia unikali jednak jasnych deklaracji i zasłaniali się ogólnikami.
Posłowie pokazali w ostatni piątek, że są konserwatystami – sejmowa większość była przeciw związkom partnerskim. Za odrzuceniem wszystkich projektów ustaw głosowali wszyscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego (w jednym wyłamał się prezes Piechociński). Jednak głównym argumentem była chęć obrony rodziny, a nie niechęć do ludzi o odmiennej orientacji. Jedak czy deklarowany szacunek byłby na tyle rozległy, by politycy konserwatywnych ugrupowań przyjęli w swoje szeregi homoseksualistę?
Z takim pytaniem od słuchaczy RMF FM musiał się zmierzyć dziś Joachim Brudziński. Poseł ze wszystkich sił nie chciał się opowiedzieć ani za ani przeciw przyjęciu do PiS zadeklarowanego homoseksualisty. – Jestem ostatni, by komukolwiek zaglądać pod pierzynę. Jak sądzę dla żadnego polityka PiS preferencje seksualne nie są ważne. W deklaracji członkowskiej PiS nie ma rubryki o preferencjach seksualnych – mówił.
Podobnie wstrzemięźliwi są inni politycy, także z PSL-u. – Takiej dyskusji jeszcze u nas nie było, nie wiem jak zdecydowaliby moi koledzy – mówi Franciszek Stefaniuk, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego. – Nie budujemy naszego politycznego kapitału na czyjejś orientacji seksualnej. Myślę, że nawet gdyby któryś z naszych działaczy był homoseksualistą, nie obnosiłby się z tym. Przy przyjmowaniu do PSL-u nie bierzemy pod uwagę tego pod uwagę, ale jego zasługi w strukturach, to, co może wnieść do partii czy klubu – deklaruje były wicemarszałek Sejmu.
Stefaniuk nie chce jednak wprost odpowiedzieć, czy zaakceptowałby w klubie PSL-u homoseksualistów. – Siedzę obok posłów Ruchu Palikota i nie pytam ich o ich orientację. Ja mam swoją rodzinę, zajmuję się nią, a to, jakie inni mają dążenia życiowe mnie nie interesuje. W Polskim Stronnictwie Ludowym wyrabiamy sobie tolerancję i staramy się zrozumieć innych – zapewnia Stefaniuk.
Równie liberalne stanowisko deklaruje Marek Sawicki, były minister rolnictwa. – Jestem przekonany, że wśród stu tysięcy członków Polskiego Stronnictwa Ludowego kilka procent to homoseksualiści i nie mamy z tym najmniejszego problemu. Nie zmuszamy naszych kolegów by wypowiadali się na swojej orientacji seksualnej – zapewnia polityk. Taką samą odpowiedź słyszymy, gdy pytamy nie o skrytych homoseksualistów, ale o zadeklarowanych gejów. Podobnie jak inni nasi rozmówcy Sawicki ucieka od jasnej deklaracji.
Bardziej konserwatywny w tej kwestii jest Eugeniusz Grzeszczak, który wyraźnie daje do zrozumienia, że zadeklarowani homoseksualiści nie są mile widziani w jego partii. – Musielibyśmy się poważnie zastanowić, czy człowiek, który deklaruje homoseksualizm byłby w stanie jednocześnie podzielać konserwatywne poglądy, które są przecież mocno wpisane w program Polskiego Stronnictwa Ludowego – zaznacza wicemarszałek Sejmu.
Zapewnia jednak, że gdyby taka osoba znalazła się w partii, byłaby traktowana jak inni jej członkowie. – Na pewno nie byłoby ostracyzmu w szeregach klubu czy partii, ale musielibyśmy się poważnie zastanowić, czy to nie jest jakaś prowokacja. Przecież nasz klub głosował przeciwko trzem projektom ustawy o związkach partnerskich. Jednak decydującym czynnikiem byłby dorobek takiego kandydata na posła. Żeby dostać miejsce na liście, musiałby pokazać, że jest lepszy od konkurentów, których jest sporo – mówi Grzeszczak. Co oznacza jak się zdaje, że homoseksualista nie ma co liczyć na mandat poselski, bo na jego miejsce w partii znajdzie się wielu chętnych.
Posłów nie przekonuje nawet argument, że są konserwatyści, którzy są odmiennej orientacji. Ona - jeszcze bardziej niż poglądy – nie podlega zmianie. – Nie wiem jakie jest stanowisko partii w tej sprawie, więc będę mówił w swoim imieniu – zaznacza Jarosław Sellin. – Nie widzę problemu z utrzymywaniem dobrych stosunków czy nawet współpracowanie z homoseksualistami. Problem widzę dopiero wtedy, gdy osoby o takiej orientacji są aktywistami i dążą do rewolucji. Za rewolucję uznaję ich dążenia do zmiany, obalenia obowiązującego w Europie ładu społecznego. Jednak jeśli ktoś przestrzega zasady, że orientacja seksualna to jego prywatna sprawa, nie mam problemu – zapewnia poseł.
Jednak u Sellina granica między "prywatną sprawą" a "aktywizmem" jest postawiona bardzo sztywno. – Jeśli ktoś publicznie mówi o swojej seksualności, to staje się aktywistą, bo czyni z orientacji seksualnej oręż polityczny. Dla mnie jest już wtedy aktywistą – ocenia. A jak już wspomniał poseł, z aktywistami współpracować nie zamierza.
Podobną opinię ma Jerzy Polaczek, były minister transportu w rządzie PiS. – Jeśli ktoś głośno deklaruje taką postawę, to raczej powinien realizować się w innych ugrupowaniach. Podchodzę do takich osób z szacunkiem, ale uważam, że jeśli chcą realizować takie postulaty, to powinni zastanowić się nad wstąpieniem do partii pana Palikota – mówi w rozmowie z naTemat. Jednak gdy pytamy go o ludzi, którzy nie chcą walczyć o prawa do związków jednopłciowych, ale realizować program PiS, poseł również wysyła ich do innych partii.
Choć politycy wzbraniają się przed jasnymi deklaracjami, wydaje się, że homoseksualni konserwatyści nie byliby w stanie znaleźć dla siebie miejsca na polskiej scenie politycznej. Hasło nowoczesnego konserwatyzmu, który podbija Europę (czego dowodem jest zgoda brytyjskiego parlamentu na małżeństwa homoseksualne) w Polsce jeszcze długo będzie postrzegane jako wynaturzenie. Tak samo zresztą, jak sam homoseksualizm.