Przeprowadzasz się ze wsi lub małego miasteczka do dużej metropolii? Jesteś zagubiony i samotny? Zamykasz się w czterech ścianach? Czujesz, że jesteś gorszy? Chciałbyś uciec? Jeśli tak, cierpisz na "kompleks małego miasteczka".
"Miałam kompleks małego miasteczka. Uważałam, że jestem mniej wartościowa niż koleżanki z większych miast: grubsza, brzydsza, mniej obyta z teatrem. Chciałam nawet zrezygnować" – wyznała w ostatnim wywiadzie dla magazynu "Pani" aktorka Katarzyna Zielińska, która na studia do Krakowa przyjechała ze Starego Sącza, miasta liczącego niewiele ponad dziewięć tysięcy mieszkańców.
Z podobnym problemem spotyka się wiele osób, które przeprowadzają się z małych miasteczek lub wsi do dużych metropolii. Choć wstydzą się przyznać, po cichu narzekają na ciężki żywot w nowym miejscu, szczególnie w pierwszych momentach po przeprowadzce.
Szok kulturowy
"Odczuwałem to wyjątkowo, bo wcześniej rzadko bywałem w dużych miastach, a w rodzinie nie mieliśmy np. tradycji podróży czy wakacyjnych wyjazdów. Wyjazd to był szok" – opowiada w rozmowie z naTemat 22-letni Paweł, student Uniwersytetu Jagiellońskiego, który pochodzi z podrzeszowskiego miasteczka Tyczyn. – Chyba mogę to porównać do szoku kulturowego. Czujesz się wtedy zagubiony, samotny. Zamykasz się w czterech ścianach. Masz poczucie, że jesteś gorszy. Nie znasz tutejszych zwyczajów i stylu życia. Czujesz się obcy. Chciałbyś uciec – dodaje.
Takie objawy kompleksu małego miasteczka powtarzają się w relacjach internautów, którzy swoimi doświadczeniami dzielą się na forach internetowych. Duże emocje w lipcu 2011 roku wzbudził m.in. artykuł pisma "Cosmopolitan", gdzie opisano kilka historii młodych dziewczyn, które z prowincji wyruszyły na podbój wielkiego świata. "Nie wiedziały, co to jest kajzerka ani jak kupić bilet do metra, czuły się źle ubrane, głupsze, gorsze" – przekonywała autorka.
Z tekstu mogliśmy się dowiedzieć, że "kompleks prowincji" to wstyd przed ujawnieniem miejsca pochodzenia, tańsze ciuchy, nieumiejętność poruszania się komunikacją miejską czy nieznajomość miejskich atrakcji, takich jak choćby warszawska galeria Zachęta. Ale czy na pewno?
Przyzwyczaić się, ale jak?
– Dezorientacja w przestrzeni miejskiej to jest zwykłe zagubienie, które występuje zawsze, kiedy przeprowadzamy się do nowego miejsca, niezależnie od tego, czy jedziemy z dużego miasta na prowincję, czy odwrotnie. Zagubienie jest zupełnie normalne – komentuje w rozmowie z naTemat psycholog, dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska.
Ekspertka nie ma jednak wątpliwości, że coś takiego jak kompleks małego miasteczka rzeczywiście istnieje. Jak twierdzi, zjawisko to ma swoje przyczyny w "upośledzeniu" mniejszych miast i wsi. – Nie ma klubów, teatrów i kin. Styl życia jest zupełnie inny. Osoba wyjeżdżająca do większej metropolii widzi mnóstwo nowych zjawisk i jest tym przytłoczona. Porównałabym to do nauki języka obcego. Środowisko czy społeczność to jest właśnie swoisty język, którego trzeba się nauczyć. Jedni robią to szybciej, drudzy wolniej, a inni wcale – podkreśla Woydyłło-Osiatyńska.
W optymistycznym wariancie jest właśnie tak, że człowiek sprawnie przyzwyczaja się i na trwałe wtapia w nowe środowisko. – Według mnie to zależy tylko od danej osoby, czy się zaaklimatyzuje. Jeśli ktoś jest otwarty, odważny i naprawdę chce się wyzbyć tego kompleksu, wcale nie musi strasznie się wysilać. Recepta to znalezienie grupy znajomych, która wciągnie w to wielkomiejskie życie. Tak było w moim przypadku – wspomina Michał, student Uniwersytetu Warszawskiego.
Czytaj także: "Słoiki wracają do stolicy". Warszawskie określenie na przyjezdnych śmieszne czy obraźliwe?
– To dobra metoda. Środowisko takie jak grupa znajomych jest bezpiecznym kanałem, dzięki którym poszczególne osoby naśladują i uczą się życia w danym miejscu. To jest taki mechanizm "na zakładkę": ktoś jest bardziej oswojony, więc może mnie wprowadzić – potwierdza dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska.
Osoba wyjeżdżająca do większej metropolii widzi mnóstwo nowych zjawisk i jest tym przytłoczona. Porównałabym to do nauki języka obcego. Środowisko czy społeczność to jest właśnie swoisty język, którego trzeba się nauczyć. Jedni robią to szybciej, drudzy wolniej, a inni wcale