"Wyjechały słoiki, nie będzie korków"; "wszystkie słoiki z LLU i BIA pojechały do domów po żarcie" - takie komentarze można znaleźć pod wieloma newsami dotyczącymi Warszawy. W internecie "słoiki" to popularne określenie na przyjezdnych, jednak wielu warszawiaków twierdzi, że w ogóle go nie słyszało. A ten wyraz w dość obrazowy, a zarazem obraźliwy sposób pokazuje relacje przyjezdnych i warszawiaków.
"Słoiki" - przyjezdni mieszkańcy Warszawy, którzy przy okazji wszystkich świąt, dni wolnych i urlopów jadą do domu, by potem wrócić z torbami pełnymi jedzenia. To definicja szczegółowa, stworzona na potrzeby tego tekstu. Bardziej ogólnie, "słoiki" to po prostu przyjezdni. Kontrowersyjne określenie, które swoje korzenie ma w studenckich zwyczajach, a jednocześnie dotyka czegoś poważniejszego - niechęci miastowych do ludzi z zewnątrz. Odwzajemnionej niechęci, dodajmy. - To żelazne prawo socjologii: zawsze własna grupa jest lepsza, niż inni, to jeden z podstawowych mechanizmów - twierdzi prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog.
Dzisiaj większość mieszkańców Warszawy to przyjezdni. Najlepiej widać to na studiach. - U nas, na grupę około 60 osób, maksymalnie dziesięć było urodzonych w stolicy - opowiada nam Kasia, 24-letnia studentka jednej z uczelni. Bez znaczenia jest, czy to Uniwersytet Warszawski, czy prywatne studia, stosunek zawsze jest podobny. Przy czym najczęściej młodzi żyją ze sobą w zgodzie i "rodowici" nawet, jeśli się nabijają, to robią to po cichu.
Obraźliwe czy nie?
Określenie "słoiki" można znaleźć głównie w internetowych komentarzach. A w realnym świecie warszawiacy twierdzą, że z tym określeniem w ogóle się nie spotkali. - Nie słyszałem nigdy, ale jestem człowiekiem starszej daty i slang już do mnie nie dociera - mówi nam Seweryn Blumsztajn, wieloletni naczelny stołecznego wydania "Gazety Wyborczej".
I faktycznie - młodzi ludzie zdecydowanie częściej wiedzą, co oznaczają "słoiki". Wielu z nich uważa, że wyraz trafia w sedno sprawy, ale nie ma negatywnego wydźwięku. - To na pewno prześmiewcze, ale chyba nikt nie ma zamiaru ich w ten sposób obrażać. To w ogóle nie ma ładunku emocjonalnego, jest raczej synonimem innych wyrazów - twierdzi 24-letnia Kasia.
Wśród określanych tym słowem reakcje jednak bywają różne. - Obraźliwe chyba nie, raczej śmieszne, w sumie prawdziwe nawet. Nie czuję się tym dotknięta - mówi 23-letnia Marta, studentka z Zamościa, która w Warszawie mieszka od czterech lat. Jedna z naszych rozmówczyń podkreśla jednak, że chociaż sama nie przejmuje się takimi określeniami, to jej znajomi już tak. - Nie daj Boże, żeby ktoś na imprezie powiedział coś o "słoikach" lub przyjezdnych i już jest awantura. Są zdecydowanie przeczuleni na tym punkcie - opowiada 22-letnia Zuzia z Podlasia. Przepytani przez nas przyjezdni dość jednoznacznie uważają, że nawet jeśli same "słoiki" są nieobraźliwe, to już sposób ich użycia najczęściej tak.
- Znam wiele osób, które tak mówią i często robią to z pewną wyższością wobec przyjezdnych - dodaje 26-letni Krzysztof, rodowity warszawiak.
Bezsensowny podział
- Na pewno takie określenie dzieli, poróżnia - zauważa Michał Kolanko, dziennikarz serwisu 300Polityka, z urodzenia Krakus, który od paru lat pomieszkuje w Warszawie. Podobnie podchodzi do tego jeden z zagadniętych przez nas przechodniów, dla którego "dzielenie ludzi ze względu na miejsce urodzenia to idiotyzm".
- To musi być przypadkowe zjawisko, chociaż, być może, to internet tworzy nowe możliwości wyrażania opinii i tam się to pojawia - dodaje prof. Krzemiński. Przypomina też o tym, jak mieszkańcy Pomorza mówili na turystów "stonka". - Ale szybko się zorientowali, że ta "stonka" przynosi im profity i zaczęli żyć z nimi w zgodzie - podkreśla socjolog.
Mimo wszystko, w Warszawie nie jest tak źle pod względem niechęci wobec przyjezdnych. - Przecież prawie cała stolica to imigracja, to miasto jest wyjątkowo otwarte na ludzi z zewnątrz, nie narzekałbym na warszawiaków w tej kwestii - zauważa Seweryn Blumsztajn. Potwierdza to profesor Krzemiński, który przypomina, że stolica rozwija się bardzo dynamicznie i jest tak naprawdę jedyną metropolią w Polsce. Naturalne więc jest, że skupia przyjezdnych i że "rodowici" mieszkańcy muszą żyć z nimi w zgodzie, by wszystko funkcjonowało poprawnie.
Seweryn Blumsztajn dodaje, że problem "swoich" i "obcych" występuje we wszystkich dużych miastach.
- Mieszkałem parę lat w Krakowie i to zjawisko jest tam silniejsze - dodaje Blumsztajn.
Jego opinię zdaje się potwierdzać fakt, że chociaż warszawiacy lubią powylewać żale na "słoiki" w internecie, to tak naprawdę wszyscy żyją tu, mniej więcej, w zgodzie. Rodowici mieszkańcy Warszawy - nawet ci, którzy nabijają się z przyjezdnych - nie traktują poważnie podziału na "wieś" i "miasto", a traktują to raczej jako taką miasteczkową legendę i temat do żartów - taki sam jak blondynki, policjantów i Jasia.
Skąd się biorą "słoiki" i inne?
Powód powstawania takich określeń i żartów z przyjezdnych? - Jak ktoś nie ma innych argumentów, to przytacza kwestię pochodzenia. Zwykle to ma służyć do podniesienia własnej samooceny, kiedy się nie widzi w sobie innych wartości - uważa Seweryn Blumsztajn. Z kolei zdaniem profesora Krzemińskiego, w świadomości warszawiaków nie istnieje realny podział "my miastowi - oni ze wsi" i póki co, pozostaje to w sferze żartów, chociaż niezbyt śmiesznych i niezbyt przyjemnych.
Jeden ze "słoików", z 20-letnim stażem mieszkania w stolicy, był tak ubawiony "napiętymi na przyjezdnych" warszawiakami, że założył portal sloiki.waw.pl. Szydzi na nim z postaw "rodowitych", którzy nabijają się z przyjezdnych i oskarżają ich o wszystkie problemy miasta, szczególnie korki. Inspiracją dla jego pomysłu były komentarze z warszawskich serwisów informacyjnych. Widać więc, że chociaż "słoikowanie" funkcjonuje głównie w internecie i anonimowo, to są na tyle dotkliwe, że trzeba im przeciwdziałać.
Rozrost tego zjawiska potwierdza prof. Krzemiński. - Postępuje, szczególnie wśród studentów, pewien podział klasowy i to jest coraz bardziej niepokojące - uważa profesor. - Kulturalni mieszkańcy światłej Warszawy coraz częściej z wyższością patrzą na swoich rówieśników ze wsi. Zaczyna brakować wzajemnego szacunku i ciekawości, za dużo jest ducha elitarnego, a za mało egalitarnego - podkreśla socjolog.
A my pytamy - jest podział, czy go nie ma? Bo "słoiki" w internecie są bardzo popularne, a w weekendy i tak wszyscy bawią się razem - co każdy warszawiak, który chociaż raz był w sobotę "na mieście", wie. I rzadko kiedy się zdarza, by z powodu pochodzenia rodziły się faktyczne konflikty.