Pani Joanna została upokorzona przez policję w szpitalu w Krakowie. Służby w pierwszym oświadczeniu pisały m.in., że kobieta "odpowiadała na pytania w sposób chaotyczny i wyczuwalna była od niej woń alkoholu". Ta wersja zniknęła już ze strony krakowskiej policji. Opublikowano drugi komunikat, który jest dużo bardziej wyważony, aczkolwiek eksperci od prawa zwracają uwagę na złą interpretację przepisów przez funkcjonariuszy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pani Joanna opowiedziała stacji TVN 24, jak fatalnie potraktowała ją policja w szpitalu w Krakowie. Co więcej, policjantki weszły nawet za kobietą do gabinetu ginekologicznego, gdzie musiała rozebrać się do majtek. W rozmowie ze stacją kobieta nie mogła ukryć łez i opowiada, że poczuła się upokorzona i poniżona. Później policjantki kazały rozebrać się, robić przysiady i kaszleć. Na miejscu było aż sześciu funkcjonariuszy.
Krakowska policja wydała już dwa oświadczenia w tej sprawie, ale pierwsze zostało usunięte ze strony KMP w Krakowie.
Policja kasuje pierwszy komunikat ws. pani Joanny
Mogliśmy w nim przeczytać m.in., że "patrol policji na miejscu zastał zapłakaną kobietę, która krzyczała, odpowiadała na pytania w sposób chaotyczny i wyczuwalna była od niej woń alkoholu. Na miejscu pojawił się również zespół ratownictwa medycznego".
Jak przekazano w tej wersji, funkcjonariusze podczas rozmowy z kobietą ustalili, że leczy się psychiatrycznie. Miała przekazać policjantom, że ma myśli samobójcze i zażyła przed chwilą środki poronne.
Tak wygląda wersja pierwsza wersja oświadczenia, które uderza w panią Joannę.
W środę po tej publikacji na stronie policji nie ma śladu. Pojawił się za to nowy, dużo krótszy komunikat, który jest bardziej wyważony w treści, ale eksperci zwracają uwagę, że policja źle interpretuje przepisy.
"W nawiązaniu do materiału telewizji TVN24 dotyczącego sytuacji sprzed 3 miesięcy, która miała miejsce w Krakowie, informujemy, że interwencja policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia" – czytamy. "Interwencja była zgłoszona do miejsca zamieszkania kobiety, lecz potem była kontynuowana w placówkach szpitalnych" – dodano.
Co jest w drugim, nowym oświadczeniu policji?
W tym oświadczeniu policja informuje też, że "kobieta przyznała, że zażyła środki zakupione przez internet, odmówiła jednak przekazania szczegółów dotyczących tego zakupu". Policja przekonuje teraz, że musiała interweniować, gdyż został naruszony art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne – nielegalny obrót produktem leczniczym. Tak wyjaśniono, dlaczego pani Joannie zabrano telefon i laptopa. Sprawą zajmuje się teraz Prokuratura Rejonowa Kraków – Krowodrza.
Z taką interpretacją prawa nie zgadza się prokurator Ewa Wrzosek. Jak przypomniała na Twitterze, "odpowiedzialności karnej podlega ten, kto wprowadza do obrotu lub przechowuje w celu wprowadzenia do obrotu produkt leczniczy, nie posiadając pozwolenia – nie ten, kto taki produkt kupuje".
Ekspertka zwraca uwagę na błędy służb
"W tej sprawie – to nie telefon czy laptop są dowodami mającymi ustalić sprawcę. Sprzedawcę ustala się poprzez pozyskanie danych teleinformatycznych (dot. użytkownika strony internetowej, adresu e-mail czy nr telefonu), a nie przez zatrzymanie rzeczy, które miała pacjentka. Nieprawdą jest więc, że policja musiała zabezpieczyć te nośniki, a do tego podczas badania lekarskiego" – wyjaśniła ekspertka.
Dodajmy jeszcze, że w środę rzecznik tej komendy powiedział, że funkcjonariusze poniżali kobietę, bo musieli m.in. sprawdzić, czy miała przy sobie "tych zabronionych środków". Ale posiadanie i samodzielne zażycie środków poronnych nie jest w Polsce zabronione.
– W związku z tym, że ta pani nie chciała dobrowolnie wydać tych przedmiotów, które miały służyć jako dowód w sprawie, konieczne było przeprowadzenie czynności, czyli sprawdzenia, czy osoba ta posiada przy sobie inne przedmioty mogące służyć do przestępstwa, czy nie posiadała przy sobie na przykład również tych zabronionych środków. Niestety tak wyglądają te policyjne czynności i takie sprawdzenie – stwierdził w TVN24 podkom. Piotr Szpiech, oficer prasowy KMP w Krakowie.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.