– Chowając dzieci w dobrych warunkach, mimowolnie kształtujemy osoby bezradne, zupełnie nieprzygotowane, aby stawić czoło problemom życia, stresowi i gwałtowności nieprzewidywalnych zdarzeń – mówi ratownik górski Piotr van der Coghen, komentując niedawne zamieszanie wokół organizatorów obozu przetrwania w Bieszczadach.
Piotr van der Coghen, poseł PO i ratownik górski postawił na swoim blogu mocną tezę o dzisiejszej młodzieży. – Lament podnosi się, gdy zabraknie wody w kranach, albo gdy stanie winda, a już awaria energii elektrycznej doprowadza wszystkich do depresji – stwierdził, odnosząc się do niedawnych dyskusji wokół wrocławskiej Szkoły Przetrwania, której pomocy musiał udzielić bieszczadzki GOPR.
Według van der Coghena “lament” wokół całego zdarzenia jest nie na miejscu, bo nikomu nic się nie stało, a górskie wędrówki, choć czasem niebezpieczne, to i tak najlepszy sposób na to, by zahartować młodzież, która całe życie spędza w cieplarnianych warunkach. Kiedyś było inaczej.
Zdaniem posła dzisiejszy wygodny styl życia sprawia, że młodzi ludzie są bezradni wobec realnych problemów, a prędzej czy później mocnych doznań szukają w używkach, przestępstwach i stadionowych zadymach.
“Teza publicystyczna”, ale...
Prof. Janusz Czapiński nie ukrywa, że teza, iż wygoda robi z nas mięczaków, w sensie naukowym jest nie do obrony: – Nie ma żadnych mocnych danych, które pozwoliłyby potwierdzić takie stanowisko. Myślę, że to raczej publicystyczna teza – ocenia. Od razu zastrzega jednak, że osobiście również nie jest zwolennikiem nadmiernego ułatwiania dzieciom życia.
– Nawet w warunkach wygodnego życia człowiek zawsze stara się wyjść poza codzienną rutynę. Stąd wysyp w naszych czasach sportów ekstremalnych, ale także poszukiwanie przez młodych ludzi różnorodnych, mocnych doznań – mówi prof. Czapiński. Wydaje się jednak, że niekoniecznie muszą to być eksperymenty z narkotykami lub ryzykowne, stojące w sprzeczności z prawem zachowania.
Jedna z odpowiedzi: harcerstwo
Anna, od lat w ZHP, dziś na czele jednego z warszawskich szczepów, w całości zgadza się z opinią Van der Coghena. – Dzieciaki, które do nas przychodzą, są zupełnie niesamodzielne, bo nie dostają od rodziców zadań. Nie umieją poruszać się po mieście, zrobić sobie kanapki, ale za to świetnie radzą sobie z internetem – mówi Anna.
– Mama robi im śniadanie do szkoły, a tata je do niej zawozi. Wystarczy zobaczyć, ile samochodów kłębi się codziennie rano pod warszawskimi podstawówkami – ocenia. Jej zdaniem niesamodzielność najmłodszych nie wynika jednak bezpośrednio z poziomu komfortu, w jakim żyjemy: – W bardziej rozwiniętej od nas Szwecji nastolatek, który miał wypadek, najpierw zadzwoni do ubezpieczyciela i na policję, a później do mamy. U nas telefon do rodziców jest od razu – bo trzeba zapytać, co mam zrobić – ironizuje Anna. Jej zdaniem harcerstwo to świetny sposób na wyciągnięcie dzieciaków spod klosza, a jednocześnie dobra lekcja życia.
Samodzielność, odpowiedzialność, pokora
Katarzyna Lach, komendantka szczepu 166 i 281 w hufcu Warszawa Mokotów, podkreśla, że za brak samodzielności i wygodnictwo nie można obwiniać samych dzieci: – Problemem są też przyzwyczajenia i obawy rodziców. Jeśli standardem rodzinnego wypoczynku w weekend jest wizyta w supermarkecie, a później dziecko siedzi tylko przed komputerem, to trudno się dziwić, że nie chce pojechać z nami w góry – mówi Lach. Obawa przed nieznanym i perspektywą braku wygód są po prostu zbyt silne.
Zdaniem Katarzyny Lach aktywny sposób spędzania czasu, rozwiązywanie problemów i radzenie sobie w trudnych sytuacjach, z jakimi spotykają się młodzi harcerze, procentuje w późniejszym życiu. – Pewne zahartowanie, jakiemu są poddawani, sprawia, że uczą się samodzielności, a także zaczynają rozumieć, czym jest odpowiedzialność – tłumaczy.
Lach dodaje też, że trudne czasami zmagania z naturą czy nawet żywiołem, jak to miało miejsce w czasie niedawnego obozu w Bieszczadach, kształtują w młodych ludziach poczucie pokory: – Poznają swoje możliwości, widzą, na co ich stać i rozumieją, że podejmowane decyzje zawsze obarczone są jakimś ryzykiem – mówi Lach.
Prof. Czapiński podkreśla, że jakieś formy “odwyku” od naszego bezpiecznego, przewidywalnego życia, zawsze będą potrzebne. Dotyczy to także najmłodszych. – Niedobrze, gdy taka potrzeba kończy się np. ucieczką w substancje psychoaktywne. Ale na szczęście są inne drogi – podsumowuje psycholog społeczny.
Młodzież biegała na mrozie w gumowcach, jeździła z ojcem saniami do lasu, na wyrąb, na cały, mroźny dzień i nikt nie znał pojęcia termosu z gorącą herbatą. Znam to wszystko z autopsji. Ludzie byli wówczas siłą rzeczy mocniejsi, bardziej zahartowani i odporni na złe warunki atmosferyczne. CZYTAJ WIĘCEJ
Piotr van der Coghen
Ratownik górski i poseł PO
Żyje się dziś zdecydowanie łatwiej, ale wszystko ma swoją cenę. Mieszkając w tak cieplarnianych warunkach młodzież reaguje szokiem na każdy brak ułatwień, do których jest przyzwyczajona. Lament podnosi się gdy zabraknie wody w kranach, albo gdy stanie winda, a już awaria energii elektrycznej doprowadza wszystkich do depresji. CZYTAJ WIĘCEJ
Katarzyna Lach
komendantka szczepu 166 i 281 w hufcu Warszawa Mokotów
Problemem są też przyzwyczajenia i obawy rodziców. Jeśli standardem rodzinnego wypoczynku w weekend jest wizyta w supermarkecie, a później dziecko siedzi tylko przed komputerem, to trudno się dziwić, że nie chce pojechać z nami w góry