We wtorek rano polską przestrzeń powietrzną naruszyły dwa śmigłowce z Białorusi. Wojsko natychmiast oficjalnie temu zaprzeczyło – jednak po 10 godzinach MInisterstwo Obrony Narodowej przyznało, że do incydentu jednak doszło. Sytuacja ta spotkała się z ogromną falą krytyki ze strony opozycji.
Reklama.
Reklama.
"W związku z naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa białoruskie śmigłowce, do Ministerstwa Spaw Zagranicznych RP w trybie natychmiastowym wezwana została charge d'affairs Ambasady Białorusi" – poinformowało po godz. 19:20 polskie MSZ na Twitterze.
Informacja ta została jednak podana dopiero 10 godzin po tym, jak do internetu trafiły zdjęcia śmigłowców z Białorusi wykonane przez mieszkańców przygranicznej Białowieży. Co zaskakujące, we wtorek przedstawiciele polskiego wojska kilkukrotnie zapewniali opinię publiczną, że nic takiego nie miało miejsca. Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych utrzymywało, że polska przestrzeń powietrzna nie została naruszona.
Białoruskie śmigłowce nad Polską. Komentarze opozycji
Chaotyczna reakcja polskich władz spotkała się z wielką falą krytyki zarówno ze strony zwykłych internautów, jak i osób publicznych. Do sprawy odniósł się m.in. Leszek Miller. "Mieszkańcy w rejonach przygranicznych mają omamy wzrokowe w wyniku stresu spowodowanego napływem migrantów. Widzą białoruskie śmigłowce, a to są wyrośnięte bociany. Prezes PiS w porozumieniu z ministrem zdrowia w celu uzdrowienia sytuacji skierował w rejon Białowieży pluton lekarzy okulistów" – ironizował we wtorek na Twitterze były premier.
Z kolei senator PO Krzysztof Brejza zwrócił uwagę na to, jak wiele godzin dzieliło pojawienie się w internecie dowodów przygranicznego incydentu od oficjalnego potwierdzenia.
"Po 10 godzinach... I to tylko dlatego, że mieszkańcy zdjęcia zrobili" – zauważył Brejza.
"Śpijcie spokojnie. Na szczęście są mieszkańcy Białowieży" – krótko skomentowała sprawę szefowa sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej Wioleta Paprocka-Ślusarska.
Do incydentu odniósł się też we wtorek wieczorem rzecznik PO Jan Grabiec. Podkreślił on, że przez cały dzień oficjalnie zaprzeczano temu, że naruszona została przestrzeń powietrzna Polski.
"Cały dzień zaprzeczali temu, że białoruskie śmigłowce wleciały w przestrzeń powietrzną Polski. Po 12 godzinach zorientowali się, co się stało. Przy tak sprawnym rządzie aż strach się bać" – napisał Grabiec.
Siemoniak o incydencie ze śmigłowcami
Wcześniej w rozmowie z naTemat do sprawy białoruskich śmigłowców odniósł się były minister obrony Tomasz Siemoniak. – Aż trudno to komentować. W tak napiętej sytuacji widać olbrzymi i niepokojący chaos komunikacyjny – ocenił. Z kolei o systemie polskiej obrony przeciwlotniczej mówi, że ten jest "bardzo fragmentaryczny".
– Ten system jest dopiero w budowie – doprecyzował Siemoniak i dodał: – A powinien być wielowarstwowy. Od zestawów zdolnych zestrzelić śmigłowiec – które już są, przez kolejne warstwy, których nie posiadamy, aż do baterii Patriot – te nie są w linii – stwierdził.