"Mizeria ubraniowa" – tak Roman Zaczkiewicz, jeden z najbardziej znanych blogerów w branży męskiej elegancji i ubioru, określa kreacje mężczyzn na ostatnim Balu Dziennikarzy. Wniosek po Balu jest jeden: męskie elity w Polsce ubierają się po prostu źle, chociaż mają pieniądze. Dlaczego?
Bal Dziennikarzy to coroczne, głośne wydarzenie, która skupia na sobie błyski fleszów. Po nim zaś następują oceny: kto i jak był ubrany. Przez lata dotyczyło to tylko kobiet, ale teraz ocenie podlegają również mężczyźni. I niestety, jak się okazuje, nasi celebryci, dziennikarze, a nawet politycy, nie potrafią się ubierać. Popełniają karygodne błędy, nie potrafią dobrać ubrań do okazji. O tym, dlaczego dżentelmen Jacek Rostowski "brutalizuje smoking", kiedy się to zmieni i czym w kwestii ubrań różnią się młodzi od starych, rozmawiamy z Romanem Zaczkiewiczem – autorem bloga Szarmant.pl.
Wszystkie podawane przykłady słabo ubranych mężczyzn i ich ubraniowe wpadki można zobaczyć w najnowszym wpisie Romana Zaczkiewicza.
W swoim wpisie na blogu ostro krytykuje Pan ubiór polityków, celebrytów, dziennikarzy. Co z ich strojami na Balu Dziennikarzy było nie tak?
Roman Zaczkiewicz: Mój pierwszy zarzut: stroje były niedobrane do okazji.
Nie widziałem zaproszenia, nie wiem dokładnie, jaki obowiązywał dress code. Ale skoro
to był bal, to pewnie należało założyć strój wieczorowy. Jeśli chodzi o ubiór wieczorowy, to są trzy stopnie na skali formalności. Najwyższa to frak (ang. white tie), ale on jest rzadko spotykany, nawet w Anglii. Odchodzi już w zasadzie w zapomnienie. Drugi to smoking, po angielsku black tie, czyli czarna lub ciemnogranatowa marynarka z wywiniętymi, jedwabnymi klapami (wyłogami) i czarne spodnie z lampasem. To standardowy strój na bal/galę. Smoking w Europie Zach i w USA przeżywa obecnie renesans zainteresowania. Pisałem o tym niedawno na blogu w artykule Czas na Smoking.
A tymczasem mieliśmy pokaz: Paweł Graś w stroju służbowym, czyli zwykłym garniturze i błękitnej koszuli czy Wojciech Olejniczak w białym, ślubnym krawacie…
Można założyć na taką okazję garnitur, ale ciemny, z klapami w szpic, do tego biała koszula, czarne buty i ciemny, gładki krawat. By dodać trochę polotu, można włożyć białą poszetkę do kieszonki piersiowej. Nie musi być to nic specjalnego, wystarczy biała, lniana chusteczka. Klasyczna elegancja w wersji formalnej opiera się na prostocie. Można do tego dołożyć kwiat w butonierce, na przykład czerwony goździk. Tylko pamiętajmy, że ma wystawać tylko główka, a łodyga kwiatka przechodzić przez przecięcie w klapie, a nie kieszonkę piersiową, jak się powszechnie uważa.
W swoim wpisie ostro krytykuje Pan też kurtki. I faktycznie, Roman Giertych wygląda trochę jak sprzedawca choinek przed świętami.
Mężczyznę poznaje się po płaszczu. Zimą ważne jest, by nosić odpowiedni płaszcz, adekwatnie do okazji. Na taki bal najlepsza byłaby dyplomatka, taką jak założył Grzegorz Napieralski. Powinniśmy umieć docenić rolę eleganckiego płaszcza.
Czyli przede wszystkim ubrania niedobrane do okazji. A nawet jak dobrane, to z karygodnymi błędami. Za długie nogawki, za szerokie marynarki, niedopasowanie kroju do sylwetki – to tylko kilka z zarzutów z Pana bloga.
Tak, i najgorsze jest to, że przecież tych ludzi stać na dobre ubrania, stać ich na szycie na miarę. A i tak potem zakładają na bal kurtki jak z targu .
Ale z tego, co Pan pisze, wynika, że z trzech grup: biznes, politycy, celebryci, to biznes ubiera się najlepiej. Chwali Pan m.in. Zbigniewa Niemczyckiego.
Tak, biznes ubiera się zdecydowanie najlepiej.
Z czego to wynika? Czemu nawet takie osoby, jak naczelny pisma "MaleMan" Olivier Janiak, uznawany za bardzo dobrze ubranego, czy wieloletni naczelny "Playboya" Marcin Meller nie umieją dobierać stroju?
Oni sądzą, że dobrze wyglądają, choć wcale tak nie jest. Siła autoperswazji. Założenie garnituru czy smokingu nie decyduje o byciu dobrze ubranym. Liczy się dopasowanie oraz dobór odpowiednich akcesoriów jak krawat, buty, poszetka czy koszula. Nie rodzimy się w garniturze, a pierwszy kupujemy dopiero na studniówkę. Kończymy studia i nagle okazuje się, że trzeba mieć kilka garniturów do pracy. Idziemy do sklepu, kupujemy i myślimy, że jesteśmy elegancko ubrani. Ale nikt nas nie wyedukował, jakie
marynarki, koszule, krawaty dobierać. W sklepach też nikt nie doradza. Edukację na temat eleganckiego ubioru należy rozpocząć już w liceum, w roku szkolnym-maturalnym.
Wiedza na temat ubioru jest na wyciągnięcie ręki, by dobrze wyglądać, wystarczy być człowiekiem inteligentnym, chcieć, ćwiczyć i uczyć się.
Czemu więc biznes potrafi się ubrać, a politycy nie? To kwestia obycia np. z kulturą Zachodnią?
Myślę, że to kwestia inteligencji i dojrzałości emocjonalnej. Polscy biznesmeni są coraz lepiej ubrani. Kontakty handlowe z zagranicą wymagają od nich odpowiedniego wizerunku. Białe skarpetki sportowe do garnituru to już melodia przeszłości. Politycy też przecież jeżdżą do Brukseli, ale nie wyciągają z tego wniosków. A tam na pewno mają kilka dobrych wzorów do naśladowania.
I nawet w sklepach, w trakcie zakupów, nikt ich nie uświadamia, że słabo wyglądają?
Niestety, dzisiaj sprzedawcy nie mają wiedzy o ubraniach, nie doradzają. Dla nich najczęściej to tymczasowy zawód, na przeczekanie i nie edukują się w tej kwestii. Z drugiej strony – firmy wcale w to nie inwestują, nie szkolą pracowników. Chociaż to żadna sztuka znać zasady jak dobrać koszulę, krawat, marynarkę, sprzedawcy powinni wiedzieć takie rzeczy.
Kiedyś ubrania robił krawiec, był etos tego zawodu. Dlatego też mężczyźni wyglądali wtedy lepiej, niż dzisiaj.
Czy nie wynika to z faktu, że ubrania – również garnitury – stały się masowe?
Faktycznie taki problem występuje głównie u firm masowych, trudno tam o fachową poradę. A duże polskie firmy powinny w to inwestować. Polski klient dojrzewa i będzie coraz bardziej wymagający.
Z drugiej strony, w takim H&M pracownicy są coraz lepiej wyedukowani, potrafią doradzić.
A to nie jest aby kwestia pokoleniowa? W H&M pracują raczej ludzie młodzi. 40-50-latkowie nie wychowywali się w szacunku do dobrego ubioru, nie mieli takich możliwości, a garnitur kojarzył się z partyjną wierchuszką. Młodzi zaś śledzą internet, światowe trendy, mają świadomość ubioru.
Po części na pewno tak jest. Nadchodzi zmiana pokoleniowa i 20-30-latkowie będą za parę lat o wiele lepiej ubrani. Bardziej zwracają na swój wygląd uwagę. Bierze się to m.in. stąd, że młody mężczyzna często chce ubierać się inaczej niż ojciec, więc jeśli pokolenie rodziców ubiera się raczej casualowo, to ich dzieci będą poszukiwać klasycznej elegancji. Taki też jest trend w Europie Zachodniej. Poza tym są obeznani z internetem, czytają blogi, chłoną wiedzę. Przy stowarzyszeniu But w Butonierce istnieje forum, gdzie użytkownicy wrzucają swoje zdjęcia i podlegają "ocenie". Najwięcej tam jest studentów, którzy chcą się dobrze ubrać, ale nie wiedzą jak. Napawa mnie optymizmem, że chcą i próbują. Najlepiej uczyć się na własnych błędach i nie brać krytyki za bardzo do siebie.
Mężczyźni o siebie coraz częściej dbają, i nie musi oznaczać to od razu metroseksualności. Elegancki ubiór to oznaka dorosłości i dojrzałości emocjonalnej. Niedbanie o siebie, chodzenie w szortach to infantylizacja mężczyzny.
Młodzi jednak najczęściej kupują ubrania w sklepach, nie szyją ich na miarę, bo ich na to nie stać. Powszechnie uważa się, że elegancja to kwestia pieniędzy. To prawda?
Faktycznie niewiele osób stać na szycie na miarę, dzisiaj to już jest luksus. Już nie garnitury od Armaniego czy Kitona, ale ręcznie szyte na miarę (ang. bespoke) od
najlepszych krawców z Londynu, Mediolanu czy Neapolu, są postrzegane za najbardziej prestiżowe.
Na pewno nie ma sensu bawić się w szycie na miarę u taniego krawca. Ale styl i elegancja to nie jest kwestia pieniędzy, a potrzeby estetycznej, wychowania i zdobytej wiedzy. Znam kilku mężczyzn, którzy ubierają się świetnie, a kupują rzeczy w sklepach z używaną odzieżą. Oczywiście, gdy chce się wejść na ten najwyższy poziom, to jest to kosztowne, ale na przyzwoity, średni poziom wystarczają zwykłe sklepy lub odzież używana.
Zresztą, proszę popatrzeć na ten bal – niby były tam elity, z pieniędzmi, a i tak nie potrafiły się ubrać. Pieniądze mogą pomóc, ale nie decydują o byciu mężczyzną z klasą.
Nawet Jacek Rostowski, uznawany za wzór brytyjskiego dżentelmena. A Pan o nim pisze, że "brutalizuje smoking". Myśli Pan, że to w ogóle możliwe, by jeszcze to zmienić wśród polskich elit?
Jeśli są to ludzie inteligentni, to mają tę świadomość, że mogą lepiej wyglądać. A jeśli chcą, to mogą to zmienić. Być może, jeśli mój tekst do nich dotrze, a oni potraktują go poważnie, to będą wiedzieli co poprawić. No i muszą umieć znosić krytykę, co też niewielu mężczyzn potrafi.
Donald Tusk jest trochę nudny, ale poprawny. Widać, że stylista opracował mu garderobę i ubiera się według klucza. Ale dla premiera to dobre ubranie: ciemny, granatowy garnitur, biała lub błękitna koszula, do tego najczęściej ciemny krawat. Ubranie jest spójne, gra ze sobą, choć oczywiście nie ma w nim polotu.
Elegancki mężczyzna z aspiracjami musi ubierać się sam, ćwiczyć i kształcić się w tym kierunku.
Te błękitne koszule bywają wyśmiewane jako "ubiór motorniczego", bez obrazy dla motorniczych oczywiście. Marketingowcy polityczny dowodzą zaś, że taki kolor zwiększa zaufanie u odbiorcy komunikatu.
Bo błękitne/niebieskie koszule były kiedyś dla robotników, a białe dla kadry zarządzającej czy arystokracji. Politycy, zakładając błękit, chcą pokazać, że też są normalnymi ludźmi. Dla polityka dobrym rozwiązaniem jest niebieska koszula na dzień i biała na wieczór. Dziś już przecież każdego stać na białą koszulę, więc nie ma sensu ich unikać. Biały kolor najlepiej prezentuje się właśnie przy sztucznym świetle i jest doskonałym uzupełnieniem ciemnego garnituru lub smokingu.
Ja osobiście dziwię się, że u nas żaden polityk nie idzie w stronę tej klasycznej, prawdziwej elegancji. Jestem pewien, że odbiór takiego wizerunku byłby pozytywny. W Polsce, niestety, projektanci i styliści mają tendencję do udziwniania ubrań na siłę. Można nawet powiedzieć, że dzisiaj prawdziwa klasyka jest ekstrawagancją.
Jak nasze elity wypadają pod względem ubioru na tle innych krajów europejskich?
Przez kilka lat mieszkałem w Anglii, Szkocji i Irlandii i w porównaniu do mieszkańców Wysp wyglądamy zdecydowanie gorzej. Dla nich smoking jest czymś naturalnym, a jak nie ma go w szafie, to wypożyczają. Etykieta ubioru wciąż tam obowiązuje i nie jest
niczym nadzwyczajnym. Oczywiście przeważa ubranie swobodne na co dzień, ale okazjonalnie Anglicy potrafią ubrać się poprawnie. Londyn jest szczególnym miejscem pod tym względem.
Z drugiej strony, nie ma co się dziwić. Anglia to kolebka współczesnego eleganckiego ubrania męskiego. Tam powstał frak, smoking i garnitur. Osobom zainteresowanym kontekstem historycznym i kulturowym polecam książkę Hardy Amies The Englishman’s Suit. Jest wciąż do nabycia przez stronę www wydawcy.
A przecież smoking wystarczy dobrze dobrać raz i będzie służył nawet przez lata, jeśli nie zmienimy wagi. Mężczyźni zawsze będą w nim wyglądać świetnie. Panowie powinni o tym pamiętać, bo w przeciwieństwie do kobiet nikt nie będzie pisał, że poseł X po raz kolejny założył na bal ten sam smoking. Tylko go pochwalą, że ma dobrze dobrany i dopasowany strój. Kupno czy obstalowanie smokingu to inwestycja na lata, która się na pewno zwróci. Na Wyspach Brytyjskich znane są przypadki dziedziczenia fraka i smokingu.
Jeśli więc nie minister Jacek Rostowski, nie Olivier Janiak i nie projektant Łukasz Jemioł, to kogo można w Polsce naśladować, kogo warto oglądać?
Z żyjących wymieniłbym komentatora sportowego Bohdana Tomaszewskiego, który zawsze jest ubrany w sposób elegancki, z fantazją i polotem. Niestety wśród osób sławnych, nie ma w zasadzie nikogo takiego, kogo chciałbym naśladować, śledzić czy inspirować się jego stylem. Z Zachodem pod tym względem nie możemy się równać.
A z zagranicy, powiedzmy, dwa, trzy nazwiska?
Książę Charles, supermodel David Gandy, właściciel pracowni krawieckiej Norton & Sons Patrick Grant oraz stylista z Neapolu Luca Rubinacci.
Optymistycznie dodam jednak, że na dnie już byliśmy. Teraz się od niego odbiliśmy i może być już tylko lepiej.
Jeżeli pokazy beztrosko porównamy do pojedynku projektantów, to, co dzieje się za ich kulisami, na szczeblu prezesów koncernów LVMH i PPR, trzeba konsekwetnie nazwać wojną. Głównym orężem są tam oczywiście pieniądze, głównym celem – zmonopolizowanie światowego luksusu. Ta wojna trwa od dawna, a wywołali ją mężczyźni. CZYTAJ WIĘCEJ