Wychowywanie dzieci? Tak. Małżeństwo, wspólny dom, miłość i seks? Niekoniecznie. Dzięki portalom "co-parentingowym" można odnaleźć matkę lub ojca dla swojego dziecka, odrzucając większość rzeczy, które tradycyjnie wiążą się z rodzicielstwem.
“Moja siostra powiedziała, że chyba żartuję” – wspomina 43-letnia Dawn Pieke z miejscowości Omaha w Nebrasce, cytowana przez “The New York Times” matka półrocznej dziewczynki imieniem Indigo. “Odpowiedziałam jej, że nie. On chce mieć dziecko, ja chcę mieć dziecko. Planujemy spotkać się i zobaczyć, czy coś z tego wyjdzie” – opowiadała dziennikarzom.
Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że chodzi o typową decyzję dotyczącą potomka, jaką wspólnie podejmują bliscy sobie ludzie. Dawn Pieke i przyszły ojciec dziecka Fabian Blue poznali się na fanpage’u serwisu Co-parents.net, który nie jest zwykłym portalem randkowym. Podobnie jak kilka innych amerykańskich serwisów służy ludziom, którzy chcą mieć dziecko, ale nie tylko nie zależy im na małżeństwie, ale są nawet w stanie zrezygnować ze związku uczuciowego czy erotycznego.
“Rodzicielskie partnerstwo”
W ostatnim czasie w USA pojawiło się kilka portali, które mają pomóc odnaleźć każdemu chętnemu odpowiednią osobę do spłodzenia, ale także wychowania dziecka. PollenTree.com, Coparents.com, Co-ParentMatch.com, MyAlternativeFamily.com to najważniejsze z nich.
Jak nazwać i zdefiniować to nowe zjawisko? Cytowany przez "New York Times" Darren Spedale, założyciel strony Family by Design, który pisze książkę o “rodzicach z internetu”, nad popularne określenie “co-parenting” przedkłada “parenting partnership” (dosł. rodzicielskie partnerstwo). Takie właśnie rozwiązanie kwestii rodzicielstwa dla wielu Amerykanów staje się atrakcyjną alternatywą wobec korzystania z drogich usług surogatek, banków spermy czy starania się o adopcję.
Z opisanych w “New York Timesie” historii użytkowników portali co-parentingowych wynika wyłania się w miarę spójny obraz tego trendu. Osoby rozczarowane dotychczasowym życiem uczuciowym lub np. mające trudności z posiadaniem potomstwa ze względu na swoją orientację seksualną, sięgają właśnie po “rodzicielskie partnerstwo”.
W niektórych przypadkach swój “związek” zainteresowani formalizują za pomocą umowy, w której wyraźnie określają wzajemne prawa i obowiązki oraz zakres opieki nad dzieckiem. Decyzja o wyborze poprzedzona jest skrupulatnym namysłem, w którego skład wchodzi przeglądanie badań lekarskich kandydata na rodzica oraz analiza jego sytuacji majątkowej. Ponieważ co-parenting nie musi opierać się na uczuciu, partnerzy nie zawsze mieszkają razem, lub np. mają we wspólnym mieszkaniu osobne sypialnie.
Co z miłością?
Czy taki model układania sobie życia osobistego może dobrze funkcjonować? Amerykańscy entuzjaści pomysłu mówią, że racjonalny mechanizm doboru partnerów paradoksalnie wzmacnia i utrwala “związek”, dając mu solidne podstawy. A życie erotyczne każdy z rodziców może realizować tak, jak chce i z kim chce. Aż chciałoby się naiwnie zapytać: a co z miłością?
– W psychologii to, co potocznie nazywamy miłością, definiuje się za pomocą trzech elementów: sfery erotycznej, przyjaźni oraz woli trwania związku. Zdarza się, że związki są niepełne, bo nie spełniają wszystkich trzech “warunków definicyjnych”, ale trwają, bo zaspokajają przynajmniej część potrzeb – mówi Radosław Jerzy Utnik, psycholog zajmujący się mechanizmami dobierania się ludzi w pary. – Mamy więc białe małżeństwa, kilkumiesięczne romanse bez szans na dalsze trwanie, albo związki oparte tylko i wyłącznie na seksie. Można więc sobie wyobrazić, że ktoś nie potrzebuje ani przyjaźni, ani seksu, ani trwałej, bliskiej relacji, ale jednocześnie chce mieć dziecko – mówi.
Utnik podkreśla, że współczesny rozwój portali randkowych pozwala ludziom coraz precyzyjniej dobierać partnerów, odpowiadając na ich nawet najbardziej specyficzne potrzeby. Dodaje jednak wyraźnie, że to, co może być dobre dla niektórych dorosłych, wcale nie musi służyć ich dzieciom.
– Z punktu widzenia dziecka sytuacja dorastania w modelu typu “co-parenting” jest trudna nie tylko dlatego, że rodzice mogą np. nie mieszkać razem lub nie najlepiej się dogadywać. Problemy wywoływać będzie też fakt, że taki model “rodziny” jest nietypowy. Dziecko obserwując z rówieśników żyjących w tradycyjnych rodzinach, będzie zdezorientowane – tłumaczy. Cytowani przez “New York Times” psycholodzy dodają, że co-parenting stawia dziecko mniej więcej w takiej sytuacji, jak rozwód rodziców w tradycyjnym małżeństwie.
“Wychowywanie dziecka to nie jest opieka nad kotem”
Choć w Polsce dyskusja o związkach partnerskich zmusiła nas ostatnio do refleksji nad modelem funkcjonowania rodzin, małżeństw i związków w ogóle, trudno oczekiwać, że myślenie w kategoriach rodzicielskiego partnerstwa szybko się u nas przyjmie. Nie jest jednak tak, że jesteśmy absolutnymi tradycjonalistami. Poszukiwanie życiowego partnera przez internet (np. portale randkowe) rozwija się w Polsce najlepsze.
Zobacz też:Zaproszenie kogoś na seks proste jak nigdy? Nowa aplikacja na Facebooka
Wśród wielu serwisów randkowych na potrzebach rodziców zdaje się najbardziej koncentrować zakochanyrodzic.pl. Jak tłumaczy Maciej Koper, prezes World Dating Company, firmy prowadzącej portal, jest on dedykowany tym, “którzy na pierwszym miejscu stawiają dobro dziecka, ale sami też szukają miłości”. – Dzięki niemu osoby, które mają dziecko z poprzedniego związku, nie muszą czuć się dyskryminowane, jak to ma miejsce na typowych portalach randkowych. Nie oszukujmy się: tam użytkownicy z dzieckiem traktowani są jako "drugi wybór". U nas nie ma niedopowiedzeń i to, że jesteś samotnym rodzicem, jest oczywiste – mówi.
Jego zdaniem amerykańskie portale co-parentingowe nie są jednak dobrym rozwiązaniem. – To przykład rozumienia rodzicielstwa na zasadzie "projektu dziecko". W Polsce takie podejście wciąż jest niepopularne i nieakceptowane przez społeczeństwo. I dobrze, bo przecież wychowywanie dziecka to nie jest opieka nad kotem – mówi. – O wiele lepiej jest, gdy dzieci rodzą się z miłości i są w miłości wychowywane – dodaje.
Reklama.
"The new york times"
Pan Williams i panna Hope [inni bohaterowie tekstu w “New York Times”] są przedstawicielami nowego rodzaju internetowych randkowiczów, którzy nie szukają miłości, ale raczej partnera, z którym stworzą zdecydowanie nie-nuklearną rodzinę. CZYTAJ WIĘCEJ
Radosław Jerzy Utnik
psycholog
Mamy białe małżeństwa, kilkumiesięczne romanse bez szans na dalsze trwanie, albo związki oparte tylko i wyłącznie na seksie. Można więc sobie wyobrazić, że ktoś nie potrzebuje ani przyjaźni, ani seksu, ani trwałej, bliskiej relacji, ale jednocześnie chce mieć dziecko.