
Zamiast kupować samochód, pożycz go od sąsiada. Zamiast szukać hostelu w Berlinie, wynajmij pokój od kogoś z miejscowych. Zamiast wzywać taksówkę, skorzystaj z podwózki kogoś, kto ma wolne miejsce w aucie. Wszystko to jest dziś łatwe jak nigdy. Nadchodzi era "sharing economy".
Ale Larson jest także częścią ekonomicznej rewolucji, która niepostrzeżenia zmienia miliony ludzi w dorywczych przedsiębiorców i obala nasze dotychczasowe rozumienie “konsumpcji” i “własności”. Dwanaście razy w miesiącu Larson wynajmuje swój dom za pomocą serwisu Airbnb za 100 dolarów za noc, z czego do jego kieszeni jednorazowo trafia 97 dolarów. Cztery razy w tygodniu poprzez serwis Lyft zmienia swoją Toyotę Prius w rodzaj taksówki, zarabiając w ten sposób kolejne 100 dolarów za noc. CZYTAJ WIĘCEJ
Dzięki internetowym rozwiązaniom nasz bohater bez problemu spienięża posiadane “aktywa trwałe”, zarabiając dodatkowe 3 tys. dolarów miesięcznie. Co istotne – nie sprzedaje ich w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, tylko dzieli się nimi, ponieważ poza wybranymi dniami zarówno samochód, jak i dom, służą mu tak samo, jak było dotychczas.
O Airbnb, podobnie jak o couchsurfingu, głośno jest już od dawna, także w Polsce. Jednak w ciągu 4 lat w USA powstała co najmniej setka portali działających na podobnej zasadzie, a dotyczących różnych sfer życia. Na tych “wirtualnych rynkach” użytkownicy mogą wypożyczać od siebie samochody (Relayrides.com, Whipcar.com), udostępniać rowery (Liquid.com), wymieniać się na jakiś czas przedmiotami (SnapGoods.com i NeighborGoods.com), wynajmować miejsca parkingowe (Parking Panda), opiekować się domowym zwierzątkiem pod nieobecność właścicieli (Dogvacay.com), wykonywać drobne prace (TaskRabbit.com), itd.
Trend związany z “ekonomią opartą na dzieleniu się” nie ominął również Polski. Jest u nas wspomniany Airbnb, powstają także rodzime serwisy, takie jak Bankczasu.org albo Thingo.pl.
Nasz portal to odpowiedź na konsumpcyjny styl życia. Tworząc go sięgnęliśmy do podstaw ekonomii, do pokojowej wymiany dóbr. To zupełnie autorski projekt, który w dużej mierze opiera się na wymianie kreatywnej. Oczywiście nie chcemy nikogo ograniczać, ale założenie jest takie, że Thingo jest też trochę społecznościowe. (...) Zaprosiliśmy do niej wybrane grono osób z różnych miast. Zależy nam na tym, żeby ten portal tworzyli ludzie. Kreatywni, ciekawi i otwarci. CZYTAJ WIĘCEJ
Co prawda w wypowiedzi Kołodziejskiego na pierwszy plan wysuwają się argumenty światopoglądowe i względy lajfstajlowo-towarzyskie, ale trudno nie zauważyć, że wszelkie tego typu inicjatywy mają także ogromny potencjał ekonomiczny. “Forbes” ocenił, że w ramach “sharing economy” do portfeli Amerykanów trafi w tym roku 3,5 miliarda dolarów, co oznacza 25-procentowy wzrost rynku. Z kolei Brian Chesky z Airbnb w grudniu chwalił się, że do końca roku ich serwis będzie zapewniał noclegi większej liczbie osób, niż sieć hoteli Hilton.
Mój rozmówca podkreśla, że wiele serwisów opartych na zasadzie “sharing economy” działa świetnie, zagrażając nawet tradycyjnym graczom w takich branżach jak hotelarstwo czy przewozy osobowe. Z drugiej strony mówi jednak, że nie powinniśmy spodziewać się rewolucji. – Wiele obszarów naszego życia niełatwo poddaje się temu trendowi. Chodzi m.in. o kwestię zaufania – mówi Traczyk. Ma na myśli to, że np. w przypadku carpoolingu potencjalni użytkownicy i pasażerowie wciąż muszą narażać się na pewne ryzyko: – Perspektywa kilku godzin w samochodzie z obcymi osobami wśród wielu wywoływać będzie dyskomfort, a nawet lęk – mówi.

