
Wątpliwe newsy wydają się być dla kolorowych magazynów chlebem powszednim. Kilka dni temu o podobnej sytuacji na swoim blogu w naTemat pisała Hanna Lis:
Przed chwilą z telewizyjnej reklamy dowiedziałam się, jakobym zrezygnowała z wyjazdu na ferie z dziećmi. Że jak? Zbliżam się do ekranu telewizora i czytam (na reklamowanej okładce), że w tej "trudnej decyzji" "wspierają mnie mąż i córki". CZYTAJ WIĘCEJ
Dziennikarka opisała, jak dziennikarz tygodnika "Party" dzwonił do niej kilkakrotnie podpytując o to, co dzieje się w jej życiu prywatnym. Nie dał się zbyć krótkim "nic" i po kolejnym telefonie oznajmił, że napisze o tym, że Hanna Lis odkłada kolejną ciążę ze względu na pracę. I choć udało się przekonać go, by tekstu z taką tezą nie publikowano, nie odpuścił. Hanna Lis tak relacjonuje kolejny telefon:
A może jednak coś słychać? NIE. A może na ferie z dziećmi Pani jedzie? NIE. A dlaczego nie? BO CÓRKI JADĄ ZE SWOIM TATĄ. A dlaczego jadą ze swoim tatą? BO CO DRUGI ROK JEŻDŻĄ ZE MNĄ, A CO DRUGI Z TATĄ. Aha - a kiedy Pani pojedzie z nimi gdzieś? W MAJU. A dokąd? MOŻE NA SYCYLIĘ. CZYTAJ WIĘCEJ
Co ciekawe, dziennikarz miał odpowiedzieć, że żaden z tego news i nie napisze z niego tekstu. Po kilku dniach Hanna Lis dostała jednak do autoryzacji materiał o tym, jak rezygnuje z ferii z dziećmi, bo w pracy jest napięta atmosfera. Kiedy zapytała autora, dlaczego, ten miał odpowiedzieć rozbrajającym: "trzeba było podkręcić tekst".
Podobne teksty na blogach w naTemat publikowała też Magda Gessler, która na kilka miesięcy przed ślubem dementowała plotki na temat własnego romansu. Oraz Monika Richardson, która pisała:
Przyjęłam propozycję wzięcia udziału w “Tańcu z gwiazdami”. Na początku moich zmagań udzieliłam wywiadu tabloidowi mówiąc, że to szansa dla kobiety przed czterdziestką i z dwójką dzieci, żeby pokazać, że całkiem jeszcze jestem dziarska, że wyglądam oraz ruszam się do rytmu. Po paru dniach przeczytałam wywiad pod tytułem: “Nie jestem starym próchnem”. Potem zaczęto jeździć za mną i za Krzyśkiem Hulbojem, z którym tańczyłam. Po miesiącu dojrzały był już “skandal” z naszym domniemanym romansem. Po dwóch miałam jakoby galopujący kryzys w małżeństwie. Potem okazałam się zarozumiałą lalą, bo powiedziałam, że jestem w tym programie, żeby wygrać. Następnie okazało się, że jestem łamagą i dnem, bo jednak nie wygrałam. Niedługo potem dowiedziałam się, że się skończyłam. CZYTAJ WIĘCEJ
Podobne historie dobrze obrazują sposób, w jaki prasa kolorowa tworzy informacje dla swoich czytelników. Dobrym studium przypadku były teksty o rzekomym związku Anny Dereszowskiej i Kamila Durczoka. Początkowo kolorowa prasa snuła domysły na temat stanu, w jakim znajduje się małżeństwo aktorki. Później zaczęła publikować materiały, w jaki sposób dziennikarz TVN zaczyna "młodnieć". Wszystko okraszone jest określeniami: "środowisko aktorskie aż huczy od plotek…", "zdradza nasz informator", "przyjaciel aktorskiej pary mówi".
Plotka, którą początkowo żyły tylko kolorowe gazety, zyskała własne życie i, zataczając coraz szersze kręgi, dziś trafiła na stronę główną np. serwisu gazeta.pl. I to pomimo że dziennikarze kolorowych pism zbudowali ją na podstawie: wnikliwych obserwacji (Grabowski jest sam na konferencji, Dereszowska jedzie sama na wakacje), zdjęć nadesłanych przez życzliwych czytelników (Durczok na Harleyu), materiałów prasowych, które mówią zupełnie o czym innym (okładka "Newsweeka", na której Durczok i Dereszowska przyznają, że są ze Śląska, program "Szymon Majewski Show") i wielu pytań pozostawionych bez odpowiedzi. CZYTAJ WIĘCEJ
Zwiastun upadku
Mimo że za zmyślone newsy grożą pozwy, wydawcy kolorowej prasy nie odpuszczają. Walka o czytelnika w tym segmencie jest zacięta, a nakłady do sprzedaży, jak na warunki polskiego rynku – ogromne. Według raportu opublikowanego przez serwis wirtualnemedia.pl, w listopadzie "Party" sprzedało się w nakładzie ponad 370 tys. egzemplarzy, "Show" – 360 tys., a "Grazia" 298 tys. Wszystkie magazyny zanotowały jednak spadek sprzedaży.