Plotka w kolorowej prasie. Nieważne, czy będzie prawdziwa, ważne, że sprzeda okładkę?
Plotka w kolorowej prasie. Nieważne, czy będzie prawdziwa, ważne, że sprzeda okładkę? Shutterstock
Reklama.
Polski internet wreszcie rozkwita? Będzie pełen jakościowych treści? Taką nadzieję mogli mieć wszyscy, którzy wzięli do ręki ostatni numer dwutygodnika Grazia. Kuba Wojewódzki zapowiedział na jego łamach, że szykuje własny serwis internetowy, który ma przypominać naTemat, ale będzie w sposób zabawny i ironiczny komentować polską rzeczywistość. No właśnie, czy na pewno zapowiedział?
Zanim zdążyliśmy sobie wyobrazić jego portal, internetowy odpowiednik działu "Mea Pulpa", który Wojewódzki prowadzi w "Polityce", celebryta informację zdementował. W serwisie wirtualnemedia.pl nie tylko przekonywał, że nie będzie tworzył internetowego projektu, ale także, że nigdy nie rozmawiał na ten temat z dziennikarzami "Grazii". "To informacyjna pornografia" – powiedział Wojewódzki.
Sami dziennikarze tygodnika dementują jednak słowa Wojewódzkiego. W oświadczeniu na Facebooku napisali: "Redakcja magazynu GRAZIA informuje, że opublikowana w magazynie rozmowa z panem Wojewódzkim została odpowiednio udokumentowana i wynika z niej jasno, że prowadzi on prace nad nowym portalem internetowym."
Ferie, których nie było
Wątpliwe newsy wydają się być dla kolorowych magazynów chlebem powszednim. Kilka dni temu o podobnej sytuacji na swoim blogu w naTemat pisała Hanna Lis:

Przed chwilą z telewizyjnej reklamy dowiedziałam się, jakobym zrezygnowała z wyjazdu na ferie z dziećmi. Że jak? Zbliżam się do ekranu telewizora i czytam (na reklamowanej okładce), że w tej "trudnej decyzji" "wspierają mnie mąż i córki". CZYTAJ WIĘCEJ


Dziennikarka opisała, jak dziennikarz tygodnika "Party" dzwonił do niej kilkakrotnie podpytując o to, co dzieje się w jej życiu prywatnym. Nie dał się zbyć krótkim "nic" i po kolejnym telefonie oznajmił, że napisze o tym, że Hanna Lis odkłada kolejną ciążę ze względu na pracę. I choć udało się przekonać go, by tekstu z taką tezą nie publikowano, nie odpuścił. Hanna Lis tak relacjonuje kolejny telefon:

A może jednak coś słychać? NIE. A może na ferie z dziećmi Pani jedzie? NIE. A dlaczego nie? BO CÓRKI JADĄ ZE SWOIM TATĄ. A dlaczego jadą ze swoim tatą? BO CO DRUGI ROK JEŻDŻĄ ZE MNĄ, A CO DRUGI Z TATĄ. Aha - a kiedy Pani pojedzie z nimi gdzieś? W MAJU. A dokąd? MOŻE NA SYCYLIĘ. CZYTAJ WIĘCEJ


Co ciekawe, dziennikarz miał odpowiedzieć, że żaden z tego news i nie napisze z niego tekstu. Po kilku dniach Hanna Lis dostała jednak do autoryzacji materiał o tym, jak rezygnuje z ferii z dziećmi, bo w pracy jest napięta atmosfera. Kiedy zapytała autora, dlaczego, ten miał odpowiedzieć rozbrajającym: "trzeba było podkręcić tekst".
Ballady i romanse
Podobne teksty na blogach w naTemat publikowała też Magda Gessler, która na kilka miesięcy przed ślubem dementowała plotki na temat własnego romansu. Oraz Monika Richardson, która pisała:

Przyjęłam propozycję wzięcia udziału w “Tańcu z gwiazdami”. Na początku moich zmagań udzieliłam wywiadu tabloidowi mówiąc, że to szansa dla kobiety przed czterdziestką i z dwójką dzieci, żeby pokazać, że całkiem jeszcze jestem dziarska, że wyglądam oraz ruszam się do rytmu. Po paru dniach przeczytałam wywiad pod tytułem: “Nie jestem starym próchnem”. Potem zaczęto jeździć za mną i za Krzyśkiem Hulbojem, z którym tańczyłam. Po miesiącu dojrzały był już “skandal” z naszym domniemanym romansem. Po dwóch miałam jakoby galopujący kryzys w małżeństwie. Potem okazałam się zarozumiałą lalą, bo powiedziałam, że jestem w tym programie, żeby wygrać. Następnie okazało się, że jestem łamagą i dnem, bo jednak nie wygrałam. Niedługo potem dowiedziałam się, że się skończyłam. CZYTAJ WIĘCEJ


Podobne historie dobrze obrazują sposób, w jaki prasa kolorowa tworzy informacje dla swoich czytelników. Dobrym studium przypadku były teksty o rzekomym związku Anny Dereszowskiej i Kamila Durczoka. Początkowo kolorowa prasa snuła domysły na temat stanu, w jakim znajduje się małżeństwo aktorki. Później zaczęła publikować materiały, w jaki sposób dziennikarz TVN zaczyna "młodnieć". Wszystko okraszone jest określeniami: "środowisko aktorskie aż huczy od plotek…", "zdradza nasz informator", "przyjaciel aktorskiej pary mówi".

Plotka, którą początkowo żyły tylko kolorowe gazety, zyskała własne życie i, zataczając coraz szersze kręgi, dziś trafiła na stronę główną np. serwisu gazeta.pl. I to pomimo że dziennikarze kolorowych pism zbudowali ją na podstawie: wnikliwych obserwacji (Grabowski jest sam na konferencji, Dereszowska jedzie sama na wakacje), zdjęć nadesłanych przez życzliwych czytelników (Durczok na Harleyu), materiałów prasowych, które mówią zupełnie o czym innym (okładka "Newsweeka", na której Durczok i Dereszowska przyznają, że są ze Śląska, program "Szymon Majewski Show") i wielu pytań pozostawionych bez odpowiedzi. CZYTAJ WIĘCEJ


Zwiastun upadku
Mimo że za zmyślone newsy grożą pozwy, wydawcy kolorowej prasy nie odpuszczają. Walka o czytelnika w tym segmencie jest zacięta, a nakłady do sprzedaży, jak na warunki polskiego rynku – ogromne. Według raportu opublikowanego przez serwis wirtualnemedia.pl, w listopadzie "Party" sprzedało się w nakładzie ponad 370 tys. egzemplarzy, "Show" – 360 tys., a "Grazia" 298 tys. Wszystkie magazyny zanotowały jednak spadek sprzedaży.
Prof. Wiesław Godzic, medioznawca z SWPS przyznaje, że kiedy na łamy wkraczają zmyślone newsy, to sygnał, że w czasopiśmie coś jest nie tak. – Produkcja newsów, które potem są natychmiast dementowane, są oznaką klęski. Tylko wtedy czasopismo ma sens, kiedy jest w stanie publikować własne treści. Często uciekanie się do zmyślania to ostatni moment przed agonią. Ona polega na tym, że nie znajdujemy żadnych wiadomości, które pozwalałyby sprzedać produkt – mówi. – "Grazia", która dopiero niedawno weszła na rynek próbowała najwyraźniej zagrać va banque, usytuować się, zagrać newsem.
Prof. Godzic przyznaje jednak, że o ile celebryta nie wytoczy pismu procesu, nie poniesie ono dotkliwych, wymiernych strat, bo wierny czytelnik i tak kupi najnowszy numer. – Czytelnik nie przeczyta dementi zamieszczonego przez bohatera zmyślonego newsa. Chyba, że zostanie ono wydrukowane dokładnie w tym samym miejscu i tak samo wyeksponowane zdjęciami, jak pierwotna wiadomość.