
Prawica szaleje, że radna PO ma na sumieniu księdza. Druga strona – że nikt normalny nie onanizuje się na plaży. Sprawa podzieliła Polskę, a burza, jaka rozpętała się po śmierci ks. Piotra ze Szczecina, przybrała tak niewyobrażalne, polityczne, rozmiary, że włos jeży się na głowie. – Jako społeczeństwo zdziczeliśmy – ocenia mieszkanka szczecińskich Gumieniec, której dzieci uczył ks. Piotr. Złego słowa o nim nie powie, ale dla czynu, za który dostał mandat, nie ma żadnego usprawiedliwienia. – Jego relacja wydarzeń nie potwierdza tego, co opisują media. W piątek miał odwołać się od mandatu, ale nie wiem, czy zdążył – twierdzi rzecznik Inspektorii Pilskiej.
Sprawa i śmierć 57-letniego księdza ze Szczecina przyćmiła w weekend wszystko. Sieć szaleje.
Prawica wpadła w polityczny amok. Nie widzi zdarzenia na plaży, nie pyta o dzieci, nie pyta o to, co się stało. Widzi tylko nagonkę, lincz i szczucie, oskarża radną PO, która pokazała jego zdjęcie, obrzydliwie gra sprawą syna Magdaleny Filiks. Pytanie, czy reakcje byłyby takie same, gdyby nie chodziło o księdza, a np. o polityka opozycji?
Z drugiej strony jest atak na duchownego, dyskusje o celibacie i argumenty, że radna PO miała rację, bo zło trzeba piętnować. Ludziom po prostu nie mieści się w głowie takie zachowanie.
W sieci trwa nieprawdopodobna burza i osądzanie winnych, które przeradzają się w polityczny cyrk. Choć w sprawie księdza, który stał się bohaterem skandalu na plaży w Świnoujściu, są też rozbieżności.
– Ks. Piotr zabrał to ze sobą do grobu i niektórych rzeczy już się nie dowiemy – zauważa ks. Krzysztof Rudziński SDB, rzecznik prasowy Inspektorii św. Wojciecha z siedzibą w Pile.
Jaki był?
– Cichy, spokojny, życzliwy, nie przeszedł obojętnie koło żadnej osoby. 34 lata życia w zakonie, 26 lat kapłaństwa. Cieszący się uznaniem wszędzie tam, gdzie pracował. Piotr miał wiele pasji, które realizował i które były zawsze skierowane na służbę drugiemu człowiekowi. Od elektroniki, którą lubił montować, przez rzeczy z drewna, z którego przygotowywał dekoracje do kościoła, czy dla dzieci na adwent – odpowiada.
– Rozmawiałem wczoraj ze współbratem, który ostatnio z nim pracował. Powiedział, że zawsze czekał, kiedy współbrat wracał z jakiejś akcji, z wyjazdu. Czekał na niego, pytał, czy wszystko się udało. Był dobrą, cichą, spokojną osobą. Nie narzucał się ze swoim zdaniem, temperamentem. Cieszył się nieposzlakowaną opinią i wśród współbraci i w placówkach, w których pracował. Nigdy nie było na niego żadnych skarg. Ludzie pamiętają go jako tego, który wiedział, co chce zrobić i konsekwentnie to realizował, zostawiając po sobie wiele dobra – dodaje.
"Nie mogę patrzeć na ten ściek w komentarzach"
Wydaje się, że na szczecińskich Gumieńcach bardzo wielu go znało. To mała dzielnica. Słychać, że ludzie są w szoku. A na Facebooku bardzo wielu wylewa ogólny żal na Kościół.
– Jest taka narracja, że to na pewno pedofil. 80 proc. komentarzy jest takich – ocenia jedna z mieszkanek. Ona też zachowania księdza nie broni, ale patrzy rozsądnie.
– Jest mi bardzo przykro, że do takiego nieobyczajnego aktu doszło. Nie bronię go za to, co stało się na plaży, bo to nie jest dla mnie normalne. Jeżeli doszło do takiego zdarzenia, to informacja o tym powinna trafić do szkół, być wyjaśniona i niezamieciona pod dywan, a ksiądz powinien być odsunięty od pracy z dziećmi, bo dzieci absolutnie trzeba chronić – reaguje.
Mieszkanka Gumieniec
o aferze z księdzem
Ks. Piotr uczył jej dzieci w szkole i w przedszkolu. Jedno z nich przygotowywał do komunii świętej.
– Dzieci go lubiły. W jego zachowaniu nie było dla mnie nic niepokojącego. Nie mogę nic złego o nim powiedzieć. Jeśli były sytuacje, które budziły niepokój rodziców, to powinny być zgłoszone. Jeśli ktoś zrobił coś złego, powinien ponieść karę. Ale to nie oznacza, że przez całe życie był złym człowiekiem. Natomiast nie mogę teraz patrzeć na ten ściek, jaki nastąpił w komentarzach. To jest coś strasznego. Mam wrażenie, że my jako społeczeństwo dziczejemy. Jestem przeciwna linczowaniu kogokolwiek w ten sposób, to poszło już za daleko. Myślę, że nikt nie poradziłby sobie z taką falą hejtu, która po tym zdarzeniu nastąpiła – uważa.
Ks. Piotr należał do parafii Matki Bożej Różańcowej na Gumieńcu, ale tu nikt o nim nie porozmawia. Słyszymy, że jest zakaz. W ogłoszeniach parafialnych podano jedynie krótko, że w związku z zaistniałą sytuacją w parafii odwołano półkolonie i wyjazd ministrantów. I że codziennie o godz. 18.00 będzie za niego różaniec.
Informację o śmierci ks. Piotra w ogłoszeniach parafialnych podała też parafia Kawnice, gdzie wcześniej był proboszczem.
W szkole i przedszkolu również nikt nie chce rozmawiać. Dwie lokalne komendy policji także nie zareagowały na nasze zapytanie. A chcieliśmy rozwiać tylko rozbieżności wokół sprawy i zapytać m.in. o dokładną godzinę interwencji na plaży i wypadku na torach.
Ksiądz: "Zapowiedział, że odwoła się od mandatu"
Przypomnijmy, sprawa wybuchła za sprawą wpisu, który udostępniła szczecińska radna PO Dominika Jackowski. Autorka wpisu opisała zdarzenie, do którego doszło na plaży w Świnoujściu 17 sierpnia ok. godz. 16.00. Radna zapewniła, że jest w kontakcie z kobietą, której dziecko miało być świadkiem zajścia.
"Masturbował się przy mojej córce. Rodzice, bądźcie czujni. Policji powiedział, że podniecał się na widok morza" – informowała kobieta. Zamieściła zdjęcie księdza i nazwała go pedofilem. Policja nie potwierdziła jednak, że na miejscu były dzieci. Ale potwierdziła, że czyn miał miejsce. I to jest fakt.
– Interwencja została zakończona postępowaniem mandatowym w związku z art. 140 Kodeksu Wykroczeń – potwierdził nam w poniedziałek st. sierż. Kamil Zwierzchowski, rzecznik świnoujskiej policji.
Przepis ów brzmi:
Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1.500 złotych albo karze nagany.
W prawicowych mediach szybko jednak pojawiła się narracja, że ksiądz "tylko trzymał rękę w kieszeni". Zaczęło się usprawiedliwianie i atak na radną PO.
– Nikogo z nas tam nie było, więc trudno się do tego odnieść. Aczkolwiek mamy różne relacje. Jego relacja wydarzeń nie potwierdza tego, co opisują media. Wskazuje raczej na to, że znalazł się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Mandat przyjął dla świętego spokoju, bo sytuacja, która została tam wywołana, była prawie publicznym linczem. Zapowiedział, że jak wróci do domu, to się od niego odwoła. Miał takie prawo. Miał to zrobić w piątek, ale nie wiem, czy zdążył – mówi ks. Krzysztof Rudziński.
Jak wyglądało to zdarzenie ze strony ks. Piotra?
Ks. Rudziński chwilę milczy, szuka odpowiednich słów. Mówi, że z relacji księdza wynikało, że na miejscu było więcej świadków, np. osoba, która siedziała obok niego na ławce. Nieopodal byli też ratownicy.
– Trudno nam się odnieść do sytuacji, w której nie było nas fizycznie. Według mojej wiedzy i relacji, którą ksiądz Piotr jeszcze zdążył przekazać osobom najbliższym, z którymi jeszcze zdążył porozmawiać, nie doszło tam do takiego czynu, za który dostał mandat – mówi.
Dlaczego według niego ks. Piotr miał przyjąć mandat dla świętego spokoju?
– Trudno się teraz do tego odnieść. Wydaje się logiczne, żeby go nie przyjąć. Ale próbuję sobie wyobrazić sytuację, że ktoś oskarża mnie publicznie na plaży, krzyczy, pojawia się policja... Nie wiem, jakbym sam zareagował – odpowiada.
Wszyscy odebrali to jako samobójstwo
Post matki dziewczynki szybko zniknął z sieci, internauci bezskutecznie poszukują też osoby o takim nazwisku. Na Facebooka nie ma już też postu radnej Jackowski. Internet szuka jednak śladów, tropi, chce udowodnić, co zadziało się najpierw, czy informacja o śmierci księdza pojawiła się przed, czy po jej wpisie.
Na Twitterze zachował się zaś wpis radnej z 19 sierpnia, z godz. 14.32.
Tego dnia, około godz. 14.00 ksiądz Piotr zginął pod kołami pociągu. Nigdzie nie było oficjalnego potwierdzenia informacji, że było to samobójstwo. Choć TVP Info przekazało: "Nie żyje salezjanin ksiądz Piotr Z. Jak informuje Radio Szczecin, duchowny popełnił samobójstwo. Wcześniej o pedofilię oskarżyła go szczecińska radna Koalicji Obywatelskiej Dominika Jackowski".
O której godzinie dokładnie doszło do zdarzenia na torach?
Prokuratura Okręgowa w Szczecinie tak odpowiedziała na nasze zapytanie o to, co się wydarzyło:
Prokuratura Okręgowa w Szczecinie
dla naTemat.pl
Artykuł ten mówi: "Jeżeli następstwem wypadku jest śmierć innej osoby albo ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".
Zdarzenie odebrano jednak jednoznacznie.
– Wykluczono udział osób trzecich. Co się wydarzyło? Może był to nieszczęśliwy wypadek. Nie wiemy, nie mamy takiej informacji. Na miejsce wypadku pojechali dorośli ministranci, ustawili krzyż, zapalili świeczki. To była ich oddolna inicjatywa, potrzeba serca – mówi ks. Rudziński.
"Oczywiście przeżył to bardzo mocno"
Ksiądz Piotr zmarł 19 sierpnia. Co się działo między 17 sierpnia a dniem, gdy doszło do tragedii?
– Po powrocie ze Świnoujścia ks. Piotr zdał relację z sytuacji swojemu przełożonemu, dyrektorowi wspólnoty zakonnej. Został o tym poinformowany również ks. Inspektor, przełożony naszej Inspektorii. Oczywiście przeżył to bardzo mocno. Potem, w rozmowie z dyrektorem powiedział, że już się uspokoił, że jakoś to sobie poukładał, że jakoś sobie z tym radzi. Ale sobie nie poradził. Przerósł go ten publiczny lincz – mówi ks. Rudziński.
Dodaje: – Wydaje się, że wspólnota, w której pracował i przebywał, otoczyła go potrzebną troską i zainteresowaniem.
Jak odbiera burzę wokół tej sprawy?
– Publiczny lincz w internecie jest dziś bardzo powszechny. Ta sytuacja tylko pokazuje, jak można szybko ocenić kogoś i zniszczyć, stawiają na szali życie człowieka. Nawet jeśli próbowałby się bronić, gdyby nawet został uniewinniony, to nikt już nie przywróciłby mu dobrego imienia. Tak działa współczesny świat i internet. To nie internet jest przestrzenią do wydawania wyroków – uważa.
Podając komunikaty na Facebooku Salezjanie Inspektoria Pilska wyłączyli możliwość komentowania. – Zaczęło się od wpisu parafii, pod którym zaczęto dokonywać obraźliwych, skandalicznych wpisów – tłumaczy.
Czy ma żal do tych, którzy ujawnili jego dane? – Myślę, że powinny zająć się tym odpowiednie organy, bo taki publiczny lincz ze zdjęciami i ujawnieniem danych osobowych to wydanie wyroku bez jakiejkolwiek możliwości obrony człowieka. Nawet zakładając, że doszło do jakiegokolwiek czynu, to nawet prokurator nie ujawnia takich danych – odpowiada.
Z radną Dominiką Jackowski nie udało nam się skontaktować. W niedzielę radna wydała oświadczenie, w którym napisała, że udostępniła post matki z danymi księdza, kierując się wyłącznie dobrem dzieci, uczniów Gumieniec.
