Andrzej Chyra powspominał Romana Polańskiego w 90. urodziny reżysera i wywołał burzę. Post na Instagramie błyskawicznie stał się miejscem kłótni o kontrowersyjną przeszłość autora "Dziecka Rosemary" i "Pianisty". Aktor stanął w jego obronie oraz skrytykował "wojujące bez pardonu feministki". Napisał kilka komentarzy, których nie zamierza kasować, by zostały dla potomnych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
18 sierpnia Roman Polański świętował swoje 90. urodziny. W polskiej sieci wielu filmowców i kinomanów oddawało hołd wybitnemu reżyserowi, co spotkało się ostrą reakcją części internautów, którzy przypominali, że reżyser uprawiał seks z 13-latką i nigdy nie poniósł za to wystarczającej kary.
Andrzej Chyra podziwia i broni Romana Polańskiego. Częśc internautów go za to zaatkowała
Jednym z aktorów, którzy wspominali w ostatnich dniach Polańskiego, był Andrzej Chyra. Na Instagramie zamieścił post ze zdjęciami związanymi z twórczością podziwianego reżysera. Nie wszystkim to się spodobało. Jedna z internautek napisała w komentarzu, że "gdyby był księdzem, to już dawno wylalibyście na niego wiadro pomyj... Hipokryci żałośni...".
Aktor nie pozostawił tego bez odpowiedzi. Uważa, że to aktorzy i aktorki, którzy kiedyś grali u Polańskiego, a teraz go "ganią", są hipokrytami. "Nie znam akt, nikogo nie zabił, zostało mu wybaczone, ale jak sobie można poprawić samopoczucie ganiąc jednego z największych reżyserów w historii kina. Hipokryzja i dewociarstwo".
Andrzej Chyra w kilku kolejnych komentarzach pod swoim postem napisał, że "Polańskiego ceni, uczy się na nim, podziwia filmy, wyobraźnię i wrażliwość". "Warto poznać jego historię. Dziś tak znamy się na psychologii, tam jest ciekawe pole do nauki i próby rozumienia natury człowieka" – stwierdził.
Postanowił wyrazić swoją opinię o feministkach. Uważa, że "tabloidowe patrzenie na twórców przez życiowe potknięcia i upadki" to właśnie ich domena. Podkreślił, że jest za feminizmem, ale nie "dewociarstwem" (napisał, że to "feminatyw od dziaderstwa"), które jest za "kasowaniem wszystkiego, czego nie akceptują te wojujące bez pardonu feministki i tworzeniem wykluczających narracji". W końcu postanowił zakończyć dyskusję, ale nie zamierza usuwać komentarzy, by zostały "na wieki wieków".
Nie wszyscy internauci najechali na Andrzeja Chyrę. Część mu dziękowała za obronę "najwybitniejszego polskiego artysty filmowego przed jaczejką pseudomoralistów bardziej gorliwych od samej ofiary, która w tej historii została całkowicie uprzedmiotowiona".
Inny internauta napisał m.in., że "Fakt jest taki, że owszem Pan Polański popełnił czyn zabroniony, ale nie zmienia to faktu, że takie czy inne czyny są popełniane przez wielu ludzi na świecie. Pan Polański jest i będzie winny tego, co zrobił do końca życia, ale jeden zły czyn nie może przekreślać całego człowieka. Jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy, ważne, żeby wyciągnąć wnioski i nie popełniać tych czynów ponownie". Andrzej Chyra podziękował za ten komentarz.
O co chodzi w całej aferze z Romanem Polańskim?
Roman Polańskizostał oskarżony w 1977 roku o szereg zarzutów: zgwałcenia z użyciem narkotyków, perwersji, nienaturalnego stosunku seksualnego, lubieżnego i nieprzyzwoitego aktu płciowego z dzieckiem poniżej 14. roku życia, podania osobie niepełnoletniej niedozwolonej substancji oraz sprzecznego z prawem stosunku seksualnego z osobą nieletnią.
Jego ofiarą była 13-letnia modelka Samantha Gailey (później zmieniła nazwisko na Geimer), której robił nagą sesję do magazynu "Vogue Hommes" w jacuzzi w willi Jacka Nickolsona (aktor udostępnił posiadłość przy Mullholland Drive, gdy był na wczasach). Odurzył ją, uprawiał z nią seks, a po wszystkim odwiózł do domu. Polski reżyser nie przyznawał się do zarzutów. Razem z adwokatem zaproponowali sędziemu Laurence'owi J. Rittenbandowi ugodę, w której przyznałby się do najlżejszych oskarżeń.
Prawnik dziewczyny zgodził się, ale sędzia pod presją opinii publicznej zdecydował się na osadzenie reżysera w więzieniu. Za kratkami spędził 42 dni. Po wyjściu na wolność dowiedział się, że Rittenband zamierza przedłużyć karę o kolejne 48 dni i wydali go z USA. Sędzia chwalił się też w mediach, że wsadzi go na "100 lat" za kratki. Polański nie czekał na wyrok, tylko uciekł z kraju i już nigdy do niego nie wrócił, bo wciąż grozi mu tam więzienie.
Przez lata nie udało się też dokonać ekstradycji, a sprawa do tej pory nie została umorzona. Geimer w późniejszych wywiadach broniła reżysera (miał jej też zapłacić pół miliona dolarów odszkodowania). – Wszyscy powinni już wiedzieć, że Roman odsiedział swój wyrok. (...) Nikt z mojego otoczenia nie chciał, żeby poszedł do więzienia (...). Spłacił już swój dług wobec społeczeństwa. I tyle. Zrobił wszystko, co miał zrobić, aż sytuacja zrobiła się szalona i nie miał innego wyjścia, jak uciec. Każdy, kto twierdzi inaczej i kto uważa, że jego miejsce jest w więzieniu, jest w błędzie – mówiła w "Le Point".
Przyznała też, że nie czuła się dzieckiem w wieku 13 lat. – W tamtych czasach cała masa nastoletnich dziewcząt marzyła o wylądowaniu w domu Jacka Nicholsona i uprawianiu seksu z pierwszym facetem, jakiego zobaczą – stwierdziła. Zdaniem Samanthy Geimer, "nie każdy biedak, który patrzy lubieżnie na młodą dziewczynę, jest pedofilem".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.