Słynny wakacyjny kurort, jakim jest Saint-Tropez, zwrócił na siebie oczy wszystkich turystów, poprzez niecodzienne działania funkcjonujących tam restauracji. Właściciele niektórych obiektów postanowili stworzyć swoje własne "czarne listy" klientów, którzy dają zbyt małe napiwki. Znajdowanie się na liście może skutkować odmówieniem rezerwacji przy kolejnej wizycie.
Reklama.
Reklama.
Saint-Tropez, raj dla wielu miłośników wakacji na całym świecie, obecnie skupia uwagę nie tylko dzięki urokliwym plażom i luksusowym obiektom, ale również dzięki niecodziennemu podejściu do napiwków. Wielu turystów może się znaleźć na czarnych listach tutejszych restauracji, jeśli nie spełnią oczekiwań dotyczących hojności napiwków.
Jak donoszą zagraniczne media, restauracje tego kurortu wprowadziły tak zwane "czarne listy" dla turystów, którzy nie są skłonni do pozostawiania hojnych napiwków. Ta kontrowersyjna praktyka może skutkować nawet odmową rezerwacji stolika.
Kto może trafić na czarną listę?
Pracownicy wyselekcjonowanych, ekskluzywnych restauracji w Saint-Tropez mają wolną rękę w tworzeniu tzw. czarnych list klientów.
Na czarnej liście turyści mogą wylądować nie tylko poprzez zostawienie małego napiwku podczas wizyty. Spowodować może to także negatywna ocena ich majętności, która w mało profesjonalny sposób zostaje przeprowadzana przez pracowników restauracji w internecie.
Jeśli dana osoba znajduje się na czarnej liście, podczas próby rezerwacji stolika przykładowo usłyszy, że niestety, ale do końca miesiąca nie ma już wolnych terminów.
Sprawa jest kuriozalna, biorąc pod uwagę fakt, że według obowiązującego obecnie systemu, do rachunków w restauracjach automatyczne naliczanie jest 15-procentowej opłaty serwisowej.
Sprawa dotyczy dużej ilości turystów, ponieważ Saint-Tropez od lat przyciąga ich wielkie tłumy, szczególnie od momentu, gdy reżyser Roger Vadim uwiecznił Brigitte Bardot na plaży w swoim filmie "I Bóg stworzył kobietę" w 1956 roku.
Reakcja władz na działania personelu restauracji
Nowe podejście spotkało się z ostrą reakcją władz miasta. Burmistrzyni Saint-Tropez, Sylvie Sire, określiła tę praktykę jako "wymuszenie" i "haracz". Jej zdaniem, takie działania zdecydowanie przekraczają granice etyki i odbierają klientom swobodę wyboru w kwestii napiwków. Sire stwierdziła, że turyści powinni mieć wolność decydowania o wielkości napiwku według własnych uznawanych standardów.
Nie dalej jak kilka dni temu głośno było o sytuacji w której to kelner jednej z knajp w Saint-Tropez zaczął gonić swojego klienta, ponieważ ten dał mu jedynie 500 euro napiwku, a kelner liczył na co najmniej drugie tyle.
Problemy z napiwkami wydają się być powszechne również w innych luksusowych miejscowościach na Riwiery Francuskiej, takich jak Cannes czy Nicea. Przedsiębiorcy branżowi potwierdzają, że pewne praktyki zaczynają przenikać również do renomowanych restauracji, tworząc problem zarówno dla personelu, jak i gości.