Warszawa podkupiła Wrocławiowi koncert Beyonce? Taką tezę stawiają urzędnicy na łamach "Gazety Wrocławskiej". To nie jedyna impreza, co do której mają zastrzeżenia. Rzecznik miasta zarzuca stolicy także próbę przejęcia organizacji walki Tomasza Adamka. – Nie ma wątpliwości, że rywalizacja między stadionami istnieje i będzie coraz bardziej zaciekła – komentuje rzecznik prezydenta Poznania, gdzie po Euro również został duży i nowoczesny stadion.
"Beyonce miała zagrać u nas. Było bardzo blisko podpisania umowy. Ale w ostatniej chwili do gry włączył się Stadion Narodowy i przebił naszą ofertę. Tak się nie robi, to nie fair" – powiedział w rozmowie z "Gazetą Wrocławską" wysoko postawiony urzędnik wrocławskiego magistratu. Jego zdaniem koncert amerykańskiej piosenkarki w Polsce był pomysłem wrocławskim, który Warszawa podstępem przejęła. I choć władze stołecznego stadionu zaprzeczają, takie wypowiedzi to zdaniem zarządców innych obiektów dowód, że rozpoczyna się zaciekła walka o utrzymanie stadionów wybudowanych lub zmodernizowanych na okazji Euro 2012.
Walka o walkę
Mikołaj Piotrowski, rzecznik spółki PL.2012+, która zarządza Stadionem Narodowym, pytany o sprawę koncertu Beyonce, wydaje się być zdziwiony takimi zarzutami. – Nie mogliśmy podkupić gwiazdy choćby dlatego, że to nie my organizujemy jej koncert. Na Stadion Narodowy przeniesiony został w tym roku Orange Warsaw Festiwal. To jego gwiazdą została amerykańska piosenkarka, za ściągnięcie jej do Polski odpowiadają organizatorzy, czyli firma Roch Star – mówi. – Nie ukrywam oczywiście, że nas to cieszy, bo pomaga w budowaniu marki Stadionu jako miejsca imprez tego formatu – dodaje i przekonuje, że spółce zależy jednak nie tylko na marce, ale też na transparentnych zasadach konkurencji z innymi miastami.
Co innego warszawiakom zarzuca jednak rzecznik wrocławskiego magistratu, Paweł Czuma. – Warszawa chciała nam też odebrać walkę Tomasza Adamka. Przez długi czas to my negocjowaliśmy w sprawie tego wydarzenia, a kiedy już byliśmy niemal gotowi, do gry włączył się Stadion Narodowy. Prawdopodobnie walkę uratowało to, że obiekt nie był jeszcze wtedy gotowy – mówi.
Mikołaj Piotrowski nie chce odnosić się do tego wydarzenia, bo wówczas stadionem zarządzał kto inny.
Spór między Warszawą a Wrocławiem dowodzi jednak, że walka o utrzymanie obiektów wybudowanych na Euro 2012 rozpoczęła się na dobre i będzie coraz bardziej zaciekła. Skończył się czas dokładania.
Agresja rośnie
– Media coraz uważniej patrzą nam na ręce. Zaraz po Euro obiecaliśmy pod ich naciskiem, że stadiony szybko zaczną zarabiać, zignorowaliśmy to, że zawsze pierwszych kilka miesięcy działania takich obiektów musi być obliczone na budowanie marki i pozycji na rynku. Od nas natychmiast po mistrzostwach zaczęto wymagać rentowności – mówi nam anonimowo jeden z wrocławskich urzędników, dobrze zorientowany w sprawach stadionowych.
Michał Brandt, rzecznik gdańskiej PGE Arena, przypomina, że rywalizacja zaczęła się jeszcze przed Euro. – Na przykład, kiedy Wrocław i Gdańsk ścigały się o półfinał – mówi.
Zdaniem Pawła Marciniaka, rzecznika prezydenta Poznania, dopiero jednak w tej chwili kształtują się reguły prawdziwej międzystadionowej rywalizacji. – Są różne opinie, jak to robić. Każdy chce, by jego stadion żył – mówi.
Eksperci od promocji miast przewidują, że walki będą coraz bardziej agresywne. Stadiony muszą zapraszać takie gwiazdy, które zagwarantują wysoką frekwencję i "wychodzenie na plus". W Gdańsku koncertowała już Jennifer Lopez, a miasto podpisało umowę z Bon Jovi (o którym wcześniej myślał też Wrocław). Poznań na otwarcie stadionu zaprosił Stinga, a w Warszawie zagrała Madonna (wywołując zresztą skandal na tle religijnym – koncert odbył się w święto Matki Boskiej Zielnej). Jak podała "Gazeta Wrocławska", miasto jest z kolei w trakcie negocjacji w sprawie koncertu Paula McCartneya.
– Liczy się szybkość i kreatywność – nie ma wątpliwości Paweł Marciniak. – Kiedy negocjowaliśmy ze Stingiem, zdawaliśmy sobie sprawę, że to pierwszy raz, kiedy może przyjechać do Polski z tak unikalnym koncertem (towarzyszyła mu orkiestra symfoniczna – red.). Musieliśmy nie tylko negocjować szybko, ale też zaproponować mu warunki, których nie przebije żadne inne miasto. Jeśli ktoś w tym samym czasie myślał o tym koncercie, to trudno. Byliśmy pierwsi – dodaje.
Kto za to zapłaci?
Michał Brandt zdradza, że myśląc o organizacji wydarzenia, miasto zastanawia się przede wszystkim, ile osób może przyciągnąć gwiazda czy wydarzenie. Robi kalkulacje opłacalności. – Później negocjuje się wolne terminy z menedżerami i podpisuje umowę. Im szybciej, tym lepiej – mówi i dodaje, że w niektórych przypadkach zapisywany jest nawet zakaz konkurencji. Kiedy? Rzecznik tego nie zdradza, bo większość umów objętych jest klauzulą poufności.
– Współzawodnictwo między miastami jest jeszcze w fazie, gdzie reguły są jasne, ale to nowa forma i dopiero pierwszy etap. Myślę, że etap podkupywania gwiazd i wydarzeń mamy jeszcze przed sobą, moim zdaniem to zacznie być widoczne za rok, może trochę później – mówi szczerze.
Wrocławski urzędnik, z którym rozmawialiśmy o stadionach, przekonuje jednak, że takie chwyty tylko zaszkodzą miastom. – Jeśli zaczniemy windować stawki gwiazd, jedynymi osobami, które na tym skorzystają, będą agencje menedżerskie – mówi. – Ale ktoś, kto zarządza publicznymi pieniędzmi, łatwiej wyda dodatkowy milion. Pytanie tylko, czy to potrzebne?