Wysłużone krzesła z różnych epok, odsłonięte rury na ścianach, betonowa podłoga, postrzępione plakaty i pomazane toalety. A wszystko spowite ciemnością i... lekką warstewką kurzu. Czy modne, offowe miejsca, zawsze muszą być brudne?
– Nie znoszę tych wszystkich brudnych, offowych, undergroundowych miejsc, udających niby jakąś post-punkową estetykę – mówi bez ogródek Małgorzata Łukasiewicz-Tyczyńska, architektka wnętrz z Warszawy. – Nie chodzi mi o to, że wszędzie ma być sterylnie, elegancko i błyszcząco, ale przydałoby się po prostu więcej porządku i czystości – dodaje.
W ciemnościach brudu nie widać
Nietrudno się jej dziwić, bo każdy, kto bywa czasem w “modnych” warszawskich klubach i knajpach wie, o co chodzi: chaotyczny wystrój oparty na przypadkowo zestawionych starych i “oryginalnych” meblach, odsłonięte rury i wentylatory, zaskakujące udziwnienia, przedmioty z innych epok i miejsc. A wszystko dość zaniedbane, zużyte, a często po prostu... brudne. – Wiele z tych miejsc ratuje się tylko dlatego, że mieszczą się w ciemnych piwnicach, więc tego ogólnego zaniedbania po prostu nie widać – mówi Asia, freelancerka zajmująca się organizacją imprez w warszawskich klubach.
Czytaj też:Syreni śpiew hipsterów. Dyskusja o nowym klubie w Warszawie
– Spójrzmy chociażby na Jerozolimę, nowe miejsce. Każdy, kto tam był przyzna, że w środku panuje totalny syf – mam na myśli zarówno brak pomysłu na wystrój, jak i po prostu brud. A jednak ludzie walą tam drzwiami i oknami, żeby się na maksa upodlić i poddać coweekendowemu resetowi – dziwi się Asia.
– Weźmy takie PKP Powiśle – tę perełkę architektury z genialnym szyldem. Bryła jest świetna, ale w środku – masakra. Ściana ledwo pociągnięta farbą, poza tym bar i alkohol. Zresztą na zewnątrz też nie lepiej – chaotycznie porozstawiane, bezbarwne krzesła. To wszystko można by zrobić lepiej – ocenia z kolei Łukasiewicz-Tyczyńska. Powiślu architektka przeciwstawia natomiast Syreni Śpiew, jej zdaniem urządzony z pomysłem i na poziomie, albo knajpę Charlotte na pl. Zbawiciela.
Tyle że w tym momencie od razu wchodzimy w koleiny odwiecznego sporu o to, co jest jeszcze pożądaną stylowością na poziomie, a co snobistyczną i pustą ostentacją. Pisała o tym w naTemat Hanna Rydlewska, zastanawiając się nad “towarzyskim” sporem o Syreni Śpiew:
Czyżbyśmy więc z definicji byli skazani na dychotomię “offowej siermięgi” i “snobistycznych luksusów”, które są adresowane do zupełnie innej klienteli, tak jak i rzeczone PKP Powiśle i Syreni Śpiew? Bartosz Mindewicz ze Snu Pszczoły twierdzi, że niekoniecznie. Z nostalgią wspomina surrealistyczny wystrój zniszczonego niedawno przez pożar klubu, podkreślając, że był on jednocześnie niekonwencjonalny, jak i schludny, dzięki czemu Sen przyciągał bardzo różnych klientów.
– To oczywiste, że jedni cenią sobie sterylny, nowoczesny design, a inni surowy industrial, w jakim my urządziliśmy dolną część Snu. Było tam dużo starych przedmiotów, ale ponieważ zawsze przykładaliśmy dużą wagę do jakości, nasi klienci mieli zapewnioną czystość i komfort. Dlatego wszyscy – 20-sto, 30-sto, 40-sto latkowie, którzy u nas bywali, dobrze wczuwali się w klimat – mówi Mindewicz. Podkreśla, że obsługa nawet w czasie największych imprez była w stanie zapanować nad sytuacją i dbać o porządek. Na obronę “recyklingowego” pomysłu na urządzanie knajp i klubów Mindewicz przywołuje też Rewers – bar, w którym cały wystrój oparty jest na przedmiotach wtórnego użytku, co jednak nie odbiera mu elegancji.
“Brud” naszą ucieczką?
Przeciwko przeciwstawianiu sobie amatorów “brudnego offu” i “sterylnego snobizmu” jest też Łukasiewicz-Tyczyńska, która podkreśla, że przecież publiczność eleganckiego, “porządnego” Charlotte, w dużej części bywa także w PKP Powiśle. – Niby tu i tu przychodzą ci sami hipsterzy, a jednak oba miejsca mocno się różnią – mówi.
– To jest właśnie ciekawe. Mam wrażenie, że nieraz ci sami ludzie, którzy oddają się zupełnej degrengoladzie w Jerozolimie, kiedy indziej z zadowoleniem pokazują się w zadbanych, eleganckich wnętrzach np. Sztuk i Sztuczek – mówi Asia. Ma nawet na to swoją teorię.
Jej zdaniem poszukiwanie “brudu” to wyraz chęci ucieczki od porządku i “sterylności” codziennego życia: – Ostatnio w Barometrze na jakiejś imprezie długo gadałam z gościem, który pracuje w korporacji. Przyznał, że jest zafascynowany “brudem” tego miejsca, że zazdrości ludziom, którzy tam są, którzy mają inne życie niż tylko praca. Może to jest klucz do zrozumienia, o co tu chodzi – zastanawia się. – Ludzie mają po prostu dość swojej codziennej, nudnej sterylności, tęsknią za czymś innym, za przekraczaniem granic, dlatego ten klubowy chaos, a nawet brud, ich pociąga – mówi Asia.
Łukasiewicz-Tyczyńska nawołuje do tego, aby nawet proste i surowe wnętrza urządzać ze smakiem, który niekoniecznie wymaga ogromnych nakładów: – Jeśli już tniemy koszty, róbmy to mądrze, jeśli już chcemy odsłaniać w lokalu rury, to niech to będzie sensownie zrobione. Niech one sobie będą gdzieś na ścianie, ale błyszczące, chromowane, albo przynajmniej czyste – apeluje. Jeśli jednak teoria Asi jest prawdziwa, takie kompromisy i półśrodki nie są nam potrzebne. W sobotnią noc do woli nurzajmy się w brudzie. Im brudniej, im później w upojną noc, tym lepiej. W niedzielę rytuału odkupienia dokonamy w którejś z eleganckich knajp śródmieścia, żeby od poniedziałku za biurkiem znów odliczać dni do weekendu.
Czytaj:"Bebech", założyciel Planu B i Placu Zabaw o prowadzeniu klubów w Warszawie: Pani z urzędu nazwała mnie rozrabiaką
Argumenty, które najczęściej wysuwają krytycy Syreniego Śpiewu? 25 złotych za szklankę alkoholu, barczyści ochroniarze przystrojeni w garnitury, kręcący się przy wejściu, przestylizowana przestrzeń, która przywodzi na myśl sesje do magazynów wnętrzarskich, towarzystwo wzajemnej adoracji. Dla innych zabawa w eleganckim entourage'u, zakrapiana luksusowymi trunkami, w doborowym gronie, przy akompaniamencie muzyki na żywo, to okazja do tego, by odpocząć od śmieciarskiej – ich zdaniem – atmosfery większości stołecznych klubów. CZYTAJ WIĘCEJ
Małgorzata Łukasiewicz-Tyczyńska
architektka wnętrz
Nie znoszę tych wszystkich brudnych, offowych, undergroundowych miejsc, udających niby jakąś post-punkową estetykę.