
RoboCop powraca za sprawą gry komputerowej. Głos pod głównego bohatera podkłada Peter Weller, który jako pierwszy wcielił się w postać robo-gliny. Film pokazał, do czego prowadzi ostateczna władza korporacji.
Od jakiegoś czasu w sieci krąży taki meme z opisem: "Pamiętacie, gdy w filmie »RoboCop« Ameryka była rządzona przez korporacje i zaczęła wspierać uliczne zamieszki, żeby obniżyć wartość nieruchomości, by móc je później wykupić przy jednoczesnej prywatyzacji policji. Ha, filmy science-fiction – one są takie dziwne".
To oczywiście wciąż jedynie opisywanie fikcji, ciężko jednak nie doszukać się tu pewnej ironii. Takiej, która traktuje o świecie, gdzie nie ma superbohaterów, ale nie brakuje w nim potężnych złoczyńców – nie noszą jednak peleryn, wolą drogie garnitury.
W dobie prób wielkich korporacji, które szukają sposobów na wykorzystanie sztucznej inteligencji kosztem ludzkiej pracy – historia "RoboCopa" sprzed 36 lat zdaje się nie tracić na aktualności.
Mroczne czasy późnego kapitalizmu zdają się pasującym tłem dla nowej gry "RoboCop: Rogue City", który zabiera graczy w świat przedstawiony w wizji holenderskiego reżysera Paula Verhoevena (oraz w późniejszych kontynuacjach już innych filmowców).
Co ciekawe gra jest tworzona przez Teyon, polskie studio odpowiedzialne m.in. za "Terminator: Resistance" oraz "Rambo: The Video Game" – tytuł, który spotkał się z dużą falą krytyki.
"RoboCop: Rogue City" to pierwszoosobowa strzelanka, gdzie oczywiście wcielamy się w tytułowego robo-glinę. Warto dodać, że głosu postaci użycza Peter Weller, aktor występujący w dwóch pierwszych częściach serii.
To niekoniecznie może jednak działać na korzyść efektu końcowego. Aktor w czerwcu skończył 76 lat, co momentami daje się usłyszeć w wypowiadanych przez niego kwestiach.
W sieci można już zobaczyć 16 minut "RoboCop: Rogue City", które w chyba niekoniecznie zamierzony sposób mogą wywołać u widzów poczucie... nostalgii, jakby mieli do czynienia ze znacznie starszą grą, niż w rzeczywistości.
"Wygląda fajnie! Ma klimat gier z początku lat 00." oraz "To oldschoolowy film i taki klimat ma też ta gra. To w pewien sposób pasuje, ma ten urok. Przypomina mi strzelanki/przygodówki z ery PS1. Być może tylko urodzeni w latach 90. zrozumieją to uczucie" – to tylko niektóre z komentarzy pod udostępnionym wideo.
Warto przypomnieć, że pierwsze informacje o jej powstawaniu pojawiły się w 2022 roku.
Nie zmienia to jednak faktu, że jest w tym coś przerażającego, że historia będąca niejako popkulturowym komentarzem na erę Ronalda Reagana w Stanach Zjednoczonych, tak dobrze koresponduje z dzisiejszymi niepokojami społecznymi.
"RoboCop", co to za nazwa?
"Napisałem tę historię, gdy miałem już dość pracy w Univeral Pictures" – powiedział jeden ze scenarzystów filmu Edward Neumeier. Co ciekawe, historia zatytułowana "RoboCop" była odrzucona przez całą masę reżyserów – wszyscy uważali, że już sam tytuł był głupi.
W pierwszej chwili tak samo potraktował historię Paul Verhoeven. Holenderski reżyser miał przeczytać tytuł scenariusza i dosłownie rzucić nim o ziemię. Dopiero jego żona podniosła tekst z ziemi, zapoznała się z tekstem i zwróciła mu uwagę, że fabuła ma wiele warstw. Miała rację.
Po skończonej lekturze Verhoeven zdecydował, że wyreżyseruje "RoboCopa". Odtwórcą głównej roli został Peter Weller, który spodobał się w szalonym filmie "Przygody Buckaroo Banzai. Przez ósmy wymiar".
Na korzyść Wellera działała też jego drobna budowa ciała – miał przecież nałożyć się siebie strój imitujący współczesną zbroję.
Człowiek w maszynie
Zakładanie stroju RoboCopca miało trwać około 11 godzin. Podobno gotowy model przybył na plan w dniu, w którym miały zacząć się zdjęcia, więc nie było czasu na przygotowania. Weller był wściekły. Wszyscy byli, atmosfera podczas kręcenia tego filmu nie należała do najlepszych.
Na domiar złego – wszystkie wcześniejsze przygotowania Wellera do roli, sposób poruszania się, nie miały racji bytu w gotowym stroju. Aktor musiał wymyślić wtedy tę postać na nowo. Efekt finalny okazał się fantastyczny.
Na oklaski zasługują też efekty specjalne, które pomimo upływu czasu nie rażą aż tak bardzo – to zasługa mistrza miniaturowych modeli i animacji poklatkowej Phila Tippetta.
Zapadającą w pamięci ścieżkę dźwiękową (w tym charakterystyczny motyw przewodni bohatera) skomponował Basil Poledouris, autor też soundtracków do "Conan Barbarzyńca" i "Polowanie na Czerwony Październik".
Zabili go, a i tak musiał iść do pracy
Dla osób, które nie widziały lub nie pamiętają pierwszego filmu, poniżej krótki opis przedstawionej w nim historii pewnego policjanta.
Alex Murphy w pracy jest uczciwym gliną, a w domu bardzo rodzinną osobą. Nawet na służbie, w wolnych chwilach, powtarza trick z chowaniem pistoletu do kabury, tak jak kiedyś robili to kowboje – chce tym zaimponować swojemu synkowi, który widział tę sztuczkę w telewizji.
Murphy niebawem straci swoją rodzinę i życie, jakie dotychczas znał. Zostanie brutalnie zastrzelony w trakcie próby ujęcia groźnych bandytów. Jego partnerka na służbie Anne Lewis (Nancy Allen) nie zdąży przybyć na czas, by mu pomóc.
To jednak dopiero początek jego historii.
Jego świadomość zostanie uwięziona w maszynie – własności potężnej korporacji Omni Consumer Products z Detroit w stanie Michigan. OCP faktycznie rządzi miastem, ma pod sobą też policję, którą sprywatyzowano.
Jej nadrzędnym celem jest wyburzenie starych budynków i na nich miejscu postawienie nowoczesnego Delta City – swojej własnej metropolii dla ludzi lepszego sortu.
W tym celu OCP planuje stopniowo wprowadzać na ulice własne jednostki porządkowe – zmechanizowane, uzbrojone i niebezpieczne. Oficjalnie działające w ramach zasobów policji.
Ciężko ranne ciało Alexa Murphy'ego zdaje się idealnym kandydatem na eksperymentalny prototyp.
Początkowo RoboCop działa zgodnie z zapisanymi w jego głowie procedurami. Im dłużej to jednak funkcjonuje, do głosu zaczynają dochodzić jego wspomnienia – to, że miał rodzinę, własne życie i był człowiekiem.
"Jezus z karabinem"
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że film jest bardzo brutalny. W pamięci pozostanie z pewnością scena rozstrzelania postaci Murphy'ego. Złoczyńcy z bezlitosnym Clarencem Boddickerem na czele (Kurtwood Smith, znany m.in. z serialu "Różowe lata 70.") czerpią wręcz sadystyczną przyjemność z zadawania bólu bezbronnemu policjantowi.
Verhoeven przyznał w jednym z wywiadów, że chciał w ten sposób nawiązać do tortur i ukrzyżowania Jezusa. Tyle że jego zbawca zmartwychwstaje i jest uzbrojony.
"Nawet w jednej z ostatnich scen Murphy zostaje uchwycony kamerą w taki sposób, jakby szedł po wodzie" – powiedział Verhoeven w dokumencie "Flesh + Steel: The Making of 'RoboCop'".
"Pod koniec był już dla mnie amerykańskim Jezusem, takim, który używa broni" – dodał reżyser, przypominając przy tym słowa samego Jezusa, który miał powiedzieć do apostołów: "Kto nie ma [trzosa], niech sprzeda swój płaszcz i niechaj kupi miecz!" (Łk 22, 36).
Ponura satyra na późny kapitalizm i przesadny konsumpcjonizm
Film zaczyna się od raczej strasznych wiadomości telewizyjnych przekazywanych z pogodą ducha i uśmiechem na twarzy prezenterów. Chwilę później dowiemy się, że nawet główne wydanie serwisu informacyjnego zostaje przerywane reklamami sponsorów.
Bandyci nie czują strachu przed policją. Dochodzi do regularnych strzelanin, gdzie życie i zdrowie tracą kolejni funkcjonariusze. Autorytet munduru należy już do przeszłości. Część stróżów prawa zaczyna głośno mówić o strajku.
"Nie chcę słyszeć o strajku, nie jesteśmy hydraulikami" – krzyczy do nich dowódca, jednocześnie informując o tym, że na służbie życie stracił ich kolejny kolega.
Jednocześnie w szklanych wieżowcu OCP, na jego najwyższych piętrach trwają debaty, w jaki sposób można przyśpieszyć budowę Delta City, przy jednoczesnym wprowadzaniu na ulice zmechanizowanych "stróżów porządku".
Kiedy w trakcie prezentacji jednego z nich – potężnej, dwunożnej maszyny ED-209 – życie traci jeden z pracowników korporacji (zostaje dosłownie poszatkowany przez serię z broni automatycznej), okazuje się, że to tylko "drobne opóźnienie w testach".
Brutalnie zabity pracownik zdaje się niewielką stratą.
To właśnie bezduszny świat RoboCopa, będącego czymś w rodzaju mechanicznego szeryfa i "potwora Frankensteina" w epoce korporacji.
Historia z filmu, chociaż na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie jedynie dystopijnego kina akcji scince-fiction, zdaje się też nieść ze sobą ponadczasowe przesłanie.
Dziś bardziej, niż kiedykolwiek żyjemy w czasach, gdzie coraz bardziej polegamy na technologii i uzależniamy się od maszyn – czy to indywidualnie, czy na poziomie przemysłowym.
RoboCop przypomina, jak ważne jest zachowanie swojego człowieczeństwa.
Film Verhoevena doczekał się wielu kontynuacji – dwie kinowe, animacja dla dzieci, serial telewizyjny, gry, a nawet czteroodcinkowy mini-serial. Wszystko to trochę w myśl idei, że jeżeli coś nawet krytykuje kapitalizm, ale można na tym zarobić, to trzeba to sprzedać.
RoboCop dostał też swoją własną serię komiksów, a także komiksowy cross-over, gdzie starł się z inną słynną maszyną – Terminatorem (wydany też w 1993 roku w formie gry na konsole SNES).
Żadna kolejna produkcja jednak nie była w stanie dorównać sile pierwowzoru.
