Donald Tusk nagrał wideo, w którym poruszył problem kolejek do lekarzy. Jak stwierdził, "tak źle jeszcze nie było". Wyznał, że ludzie, którzy czekają na jakąś procedurę czy zabieg w szpitalu, w akcie desperacji piszą do niego wiadomości. Zacytował jedną z nich.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Lider Platformy ObywatelskiejDonald Tusk na początku nowego nagrania czyta wiadomość od internauty. "Za rządów PO do głupiego dentysty na NFZ szło się za parę dni od umówienia wizyty. Dziś czeka się po 1,5 miesiąca" – brzmi jej treść.
– A do mądrego jeszcze dłużej – zażartował w komentarzu do niej polityk. I już całkiem poważnie dodał: – Tak serio, słuchajcie, nie spotkałem głupiego dentysty, natomiast wszyscy wiemy, co to jest bolący ząb.
– Z tymi kolejkami to jest rzecz zupełnie niebywała. Do mnie codziennie ludzie piszą listy. Jeden pan napisał, że ma operację biodra. Ma czekać sześć lat. Tak źle jeszcze nie było – podsumował.
Coraz mniej Polaków korzysta tylko z leczenia na NFZ
Jedna czwarta respondentów (24 proc.) w półroczu poprzedzającym badanie korzystała z usług medycznych wyłącznie w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, a jedna dziesiąta (11 proc.) tylko z usług finansowanych samodzielnie lub dostępnych w ramach abonamentu czy polisy.
Największa grupa – połowa Polaków (51 proc.) – korzystała zarówno z jednych, jak i drugich. Zaś pozostali ankietowani (14 proc.) w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie korzystali w ogóle z żadnych usług i świadczeń zdrowotnych.
CBOS, który przeprowadził sondaż, podkreśla, że "pomijając nietypowy okres dwóch pierwszych lat epidemii koronawirusa w Polsce, obecne zmiany w sposobie korzystania z usług medycznych są kontynuacją trendów, jakie obserwowaliśmy w ostatnim dwudziestoleciu".
Kolejki do lekarzy "na NFZ", jak obiecywał PiS idąc do wyborów jeszcze w 2015 roku, miały zniknąć. Polacy są jednak chyba na nie skazani, bo czas oczekiwania do specjalistów raczej się nie skrócił.
Powodem jest oczywiście brak lekarzy. Ale też fakt, że kierunki lekarskie zaczynają powstawać również na uczelniach o zupełnie innych profilach, które nie mają ani właściwego zaplecza dydaktycznego, ale też miejsca, gdzie studenci medycyny mieliby odbywać zajęcia praktyczne, jak np. prosektorium. Samorząd lekarski alarmuje o pogorszeniu jakości kształcenia przyszłych lekarzy.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.