Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek zadebiutowali w środę w nowej reklamie firmy Opel. To pierwszy raz od kilku lat, kiedy Polacy reklamują w Niemczech tamtejszy produkt. Przed trójką z Borussii Dortmund byli m.in. bokser Dariusz Michalczewski i skoczek narciarski Adam Małysz. Polscy sportowcy muszą się jednak ciężko napracować, aby trafić na ekrany niemieckich telewizorów.
Trzech Polaków z Borussii Dortmund czeka w szatni na mecz. „„Piszczu” z prawej, „Lewy” z tyłu. Kuba – dziś ty prowadzisz” – mówi trener. Lewandowski jest zdziwiony, próbuje protestować, ale nic z tego. Po chwili dobiega do nowego modelu Opla, w którym siedzą już jego klubowi koledzy. „Ej, panowie” – próbuje protestować, ale bez skutku. Zadowala się miejscem z tyłu i poirytowany mówi: „Jeszcze jeden taki numer i z wami nie gram” – to najnowsza reklama niemieckiej firmy motoryzacyjnej Opel, która zaangażowała trzech Polaków do swojej kampanii reklamowej.
To pierwszy raz od lat, kiedy polscy sportowcy będą namawiać niemieckich klientów na zakup niemieckiego produktu. „Niemiecka jakość prosto z Polski” – głosi hasło kampanii modelu Astra Sedan, produkowanego w Gliwicach. Przed nimi nieliczni zdobywali uznanie na tamtejszym rynku reklamowym – byli to Dariusz Michalczewski i Adam Małysz.
Polskim reklamodawcom jest dziś bardzo ciężko przekonać najpopularniejszych piłkarzy reprezentacji Polski do promowania swoich produktów. Lewandowski firmował do niedawna trzy wielkie, światowe koncerny – Coca-Colę, Gillete i Nike. Podobnie Kuba Błaszczykowski, który jest twarzą Nike, McDonald’sa i Hugo Bossa. Mniej aktywny na rynku reklamowy jest Łukasz Piszczek, dla którego występ w spocie Opla był debiutem. Ale na przykład inna, biało-czerwona gwiazda – Wojciech Szczęsny z Arsenalu, związał się przed Euro kontraktami z markami Pepsi i Lay’s.
Niemcy mieli więcej atutów do przekonania trójki z Borussii do występu w ich reklamie. Po pierwsze pieniądze – na tamtejszym rynku można otrzymać kwotę dwa razy wyższą niż w Polsce. Najlepsi mogą liczyć na naprawdę królewskie gaże i oczywiście samochody (wypożyczane, oddawane w barterze lub sprzedawane z nawet 50-proc. rabatem). Poza tym Niemcy są wciąż rynkiem nieodkrytym dla Polaków, ale i takim, który może przynieść więcej zysków.
- Popularność Roberta w Niemczech jest bardzo duża, ale polskiemu piłkarzowi bardzo trudno jest się przebić na tamtejszym rynku reklamowym. Tam królują zawodnicy reprezentacji Niemiec. Dlatego trzeba docenić zainteresowanie Opla Robertem. Ile „Lewy" zarobił za tę reklamę? Kontrakt zabrania nam ujawniania kwot – mówi menedżer Lewandowskiego Cezary Kucharski.
Wiadomo tylko tyle, że „Lewy” oplem jeździć nie będzie. W swojej stajni ma m.in. audi Q7 i audi RS5. Również Błaszczykowski na co dzień poruszający się wyścigową wersją Nissana GT-R raczej nie skorzysta z usług Opla. – Są jednak pewne ustalenia kontraktowe i trzeba je wypełniać – mówi Kucharski.
W Niemczech w latach 90. wielki potencjał reklamowy miał Dariusz „Tiger” Michalczewski. Bokserowi pomagał fakt, że choć urodził i wychował się w Polsce, to na początku swojej zawodowej kariery walczył w barwach niemieckich. Dopiero po latach, kiedy Michalczewski wrócił pod biało-czerwoną banderę, zaczęły interesować się nim rodzime firmy. Wcześniej jednak aktywnie działał na reklamowym rynku u naszych zachodnich sąsiadów. Michalczewski był m.in. twarzą domu mody znanego niemieckiego projektanta Otto Kerna. Na mocy tej umowy Tiger zainkasował 600 tys. euro. – Kerna znałem osobiście i raz, w 1995 roku w Düsseldorfie zaprosił mnie na swój pokaz mody. To był wielki show, wnosiłem tam na rękach jakąś dziewczynę. Innym gościem była sama… Tina Turner – mówi naTemat.pl Dariusz Michalczewski.
„Tiger” latami bronił tytułu mistrza świata federacji WBO, WBA, IBF, co nie pozostawało bez odzewu ze strony niemieckich firm. Polak promował na przykład jedno z najpopularniejszych na tamtejszym rynku alkoholowym piwo Hasseroder oraz markę odzieżową New Yorker. Na obu kontraktach zarobił po kilkaset tysięcy euro. – Wtedy praktycznie nie brałem małych reklam. Cena za znaczek na spodenkach wynosiła 150 tys. euro, za szlafrok jeszcze więcej. A dla mnie, przy gażach za moje walki, były to jakieś drobne pieniądze. Nie każdego było stać na Michalczewskiego – wspomina.
Pytamy, czy dla Niemców nie było problemem to, że Michalczewski jest Polakiem. – Na początku reklamowałem te produkty jako Niemiec, przecież wtedy walczyłem pod niemiecką flagą. Dopiero New Yorkera robiłem jako Polak. Ale Niemcy nigdy nie okazali mi niechęci, tylko dlatego, że jestem Polakiem. Ja interesowałem ich jako Dariusz Michalczewski, produkt marketingowy, który można było dobrze sprzedać i na którym można było zarobić. To było czysto biznesowe spojrzenie – tłumaczy nam „Tiger”.
Gołota mógł zarobić 100 mln dolarów
Niezłą karierę w reklamie zrobił także Adam Małysz. Najlepszy polski skoczek w historii miał podpisanych kilka umów z tamtejszymi firmami, głównie dzięki rywalizacji, którą w swoich najlepszych latach rozpalał narciarskie skocznie. Pojedynki Małysz vs. Martin Schmitt i Małysz vs. Sven Hannawald podobały się zarówno Polakom, jak i Niemcom. Ich potencjał szybko dostrzegli specjaliści z Berlina. Pierwszym, dużym kontraktem Małysza była co prawda nie niemiecka, ale austriacka firma Red Bull. Czerwony byk zresztą do dziś dodaje Adamowi skrzydeł.
– Przez wiele lat sponsorem Małysza była także firma Loos oraz herbata Tekane, która dopiero niedawno pojawiła się na Polskim rynku, ale nie jest firmą Polską – mówi nam aktualny menedżer Małysza Marcin Biernacki.
W 2008 roku Małysz został natomiast ambasadorem reklamowym koncernu motoryzacyjnego Audi. Dla byłego skoczka, a dziś kierowcy rajdowego, było to idealne rozwiązanie. To właśnie Audi jest jego ulubioną marką.
Natomiast największą – choć nie w Niemczech, a w Ameryce – umowę sponsorską miał do podpisania przed laty Andrzej Gołota. Przed walką z Lenoxem Lewisem Andrew miał gotowy kontrakt z jedną z najbardziej znanych marek na świecie – Louis Vuitton – której miał być twarzą w wielkiej, światowej kampanii reklamowej. Deal był uzależniony od wygranej Gołoty. Walkę niestety przegrał, już w pierwszej rundzie. Gołota szacował, że cały kontrakt z LV dałby mu zyski na poziomie 100 mln dolarów! Polak i tak jednak nie próżnował, biorąc udział m.in. w amerykańskim spocie nawołującym do udziału w tamtejszym spisie powszechnym.
Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek z pewnością nie zarobią aż tyle na umowie z Oplem, ale i tak należy się cieszyć, że pierwsi sportowcy od czasów Michalczewskiego i Małysza reklamować będą w Niemczech niemiecki produkt, dla niemieckiego klienta.