Matka dzieci, których ciała znaleziono w Opolu kilka dni temu, usłyszała zarzuty. Informację przekazała naTemat prokuratura. Podejrzaną jest 34-letnia Krystyna Sz. Kobieta może trafić do aresztu, ale nie zapadła jeszcze w tej sprawie decyzja.
Reklama.
Reklama.
– Pół godziny temu kobieta została doprowadzona do prokuratury rejonowej w Opolu, celem przedstawienia jej dwóch zarzutów zbrodni zabójstwa, pozbawienia życia swoich dzieci. W zarzucie przyjęto, że kobieta działała z zamiarem bezpośrednim, że chciała pozbawić życia dzieci, a posłużyła się w tym celu nożem tapicerskim, zadając dzieciom rany cięte szyi, które były dla nich śmiertelne – powiedział prok. Stanisław Bar w rozmowie z naTemat.
– Te czynności trwają. Po ich wykonaniu zostanie podjęta decyzja o skierowaniu wniosku o tymczasowym aresztowaniu kobiety – dodał. Matką ma być 34-letnia Krystyna Sz.
Zabójstwo dzieci w Opolu
Do tragicznych wydarzeń doszło w Opolu-Czarnowąsach we wtorek po południu. Przed godziną 17:00 w jednym z mieszkań dziadkowie mieli znaleźć na podłodze zwłoki swoich dwojga wnucząt:4-letniej dziewczynki i o rok młodszego chłopca. Dzieci miały rany cięte gardła. Obok ciał miała leżeć z licznymi ranami kłutymi ich 34-letnia matka. Kobietę przewieziono do szpitala.
Służby zabezpieczyły nóż do cięcia tapet. Jak ustaliło RMF FM, ojciec dzieci przebywał w tym czasie w pracy. Nieoficjalnie wiadomo, że w ciągu ostatnich trzech lat nie odnotowano interwencji pod tym adresem. Informację o tej sprawie jako pierwszy podał Polsat News.
Inna tragedia w tej rodzinie
Według ustaleń "Faktu" to nie jedyna tragedia, która dotknęła tę rodzinę na przestrzeni ostatnich lat. Niecałe półtora roku temu spłonął jej dom, a wraz z nim cały dorobek jej życia.
– Usłyszałam takie bum. To nie był duży wybuch, ale hałas. Poszłam do męża i mówię, że jest pełno dymu. On wyszedł i zaraz jak wrócił do domu, to wrócił ze strażakiem, który nas od razu ewakuował. Zapaliło się u sąsiadki, która miała opiekuna prawnego, bo nie była w pełni władz umysłowych – relacjonowała Radiu Opole kobieta.
Budynek nie nadawał się do zamieszkania, więc rodzina musiała przenieść się do lokalu zastępczego zagwarantowanego przez MOPR.
– Rodzina została zupełnie bez niczego, wyszła w tym, w czym stała. Są to ludzie bardzo pokorni i wspaniali. Nie prosili o żadną pomoc, ale my zareagowaliśmy od razu i rozpoczęliśmy zbiórkę. Nasza szkoła mieści się niedaleko i widząc zadymione ulice, sprawdziliśmy, kto mieszka w tym budynku i okazało się, że jest to rodzina naszej uczennicy – opowiadała z kolei "Gazecie Wyborczej" dyrektorka lokalnej podstawówki.
Szefowa MOPR przekazała, że rodzina opuściła lokal zastępczy kilka miesięcy temu. Sprawę śmierci 3-latka i 4-latki bada prokuratura.