Deszcz meteorytów w Rosji ranił kilkaset osób, wkrótce tuż obok Ziemi przeleci potężna planetoida DA14. Zauważył ją tylko astronom-hobbysta, hiszpański stomatolog Jaime Nomen. Setki jemu podobnych pasjonatów od lat ostrzegają, że na kosmos trzeba uważać nie mniej, niż na ziemskie żywioły. Pasjonaci kosmosu to na pewno nudziarze i szaleńcy? - Astronomia jest wyjątkowa. Amatorzy mogą wciąż odgrywać w niej ważną rolę - zapewnia dr Stanisław Bajtlik z Centrum Astronomicznego im. Kopernika.
Co wieczór kilkaset tysięcy ludzi na całym świecie siada w oknach swoich domów i okiem teleskopu godzinami obserwuje ruch gwiazd i planet. Wielu ich bliskich i przyjaciół, twierdzi, że marnują więc czas. Bo pasjonaci astronomii rzadko są bohaterami masowej wyobraźni. Przeciętnemu nastolatkowi, który zna na pamięć całą mapę nieba trudno zaimponować wśród przyjaciół, gdy dokoła pełno podwórkowych sportowców, czy domorosłych wirtuozów gitary. Z tym, że tacy, jak on często mają już na swoim koncie mniej, lub bardziej poważne odkrycia naukowe.
Dziś wiarę w to, że ta pasja ma sens wielu przywracają nie tylko sensacyjne wydarzenia z rosyjskiego Czelabińska, gdzie w piątek spadł deszcz meteorytów, ale i oczekiwane w nocy z piątku na sobotę przejście tuż obok Ziemi planetoidy zwanej DA14. Minie ona naszą planetę tak blisko, że niektórzy obawiają się, iż astrofizycy pomylili się w obliczeniach i na pewno czeka nas katastrofa, że ciało niebieskie wielkości połowy boiska piłkarskiego z Ziemią się zderzy. Bo czarnowidze podkreślają, że DA14 nawet nie zauważyli naukowcy z wielkich ośrodków astronomicznych, a amator.
Pierwszy zauważył ją bowiem Jaime Nomen. Hiszpański chirurg-stomatolog przypadkowo na zdjęciach, które w internecie opublikowało małe hiszpańskie obserwatorium La Sagra, wypatrzył zmierzający w kierunku niebieskiej planety inny obiekt kosmiczny. Zauważył to, czego nie zauważyli zawodowcy z całego świata. Potencjalne zagrożenie dla Ziemi odkrył na swoim laptopie, bawiąc w tym czasie na jachcie na Morzu Śródziemnym. Dopiero astronom-hobbysta poinformował więc o potencjalnym zagrożeniu dla Ziemi Minor-Planet Centre w Stanach Zjednoczonych i wtedy na planetoidę nagle teleskopy skierowano na całym świecie.
Nomen swoje astronomiczne pasje rozwinął zresztą niezwykle mocno. Hiszpański dentysta nie poprzestał na dobrej klasy teleskopie do domowego użytku. Od wielu lat aktywnie działa we wspominanym wcześniej obserwatorium La Sagra położonym na południu Hiszpanii. Planetoidy DA14 nie udałoby się mu zauważyć, gdyby w 2010 roku obserwatorium nie wsparła zrzeszająca pasjonatów kosmosu organizacja The Planetary Society. To za otrzymany od niej grant grupa Jaime Nomena mogła kupić niezwykle czuły teleskop, dzięki któremu zauważono zbliżającą się planetoidę.
Za dnia dentysta, nocą astronom. Na swoim koncie ma znacznie więcej mniejszych odkryć i dzięki wsparciu innych pasjonatów nauki o kosmosie zapowiada, że wkrótce może wpisać ich do swojego życiorysu jeszcze więcej.
Astronomia należy do amatorów?
W rozmowie z naTemat dr Stanisław Bajtlik z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika Polskiej Akademii Nauk podkreśla, że wpływ takich pasjonatów, amatorów na rozwój astronomii jest niebagatelny. - Astronomia jest pod tym względem zupełnie wyjątkową nauką. Istnieje bowiem niezwykle rozbudowany ruch miłośniczy. Nie ma takich, jak astronomiczne towarzystw miłośników chemii, czy matematyki. Można to tylko porównać do ornitologii, której pasjonaci są równie aktywni i np. to zwyczajny duński nauczyciel wymyślił system obrączkowania ptaków. Także w astronomii amatorzy mogą wciąż odgrywać ważną rolę - zapewnia.
Amatorzy są bowiem okiem swego domowego teleskopu wszędzie tam, gdzie nie mają czasu kierować się zawodowcy. - Niebo jest ogromne i profesjonalne teleskopy obserwują nieustannie tylko niedużą część powierzchni nieba. Miłośników astronomii jest tymczasem bardzo wielu i choć może mają znacznie mniej czułe instrumenty, obejmują duże fragmenty nieba. Dlatego są w stanie zauważyć to, co zdarza się rzadko. Są też w stanie skupić się na takich rzeczach, które nie interesują zwykle zawodowych astronomów - wyjaśnia dr Bajtlik. To właśnie w amatorski sposób odkryto dotychczas większość komet. Także planetoidy najczęściej zauważane są przez hobbystów, a nie wielkie obserwatoria.
Tacy hobbyści często mówią też, że zagrożenie z kosmosu jest dla nas tak samo realne, jak ziemskie żywioły. Stąd nawet najbliżsi biorą ich czasem za ludzi nieco szalonych. Piątkowe wydarzenia z Czelabińska w Rosji, gdzie mówi się nawet o kilkuset rannych w wyniku deszczu meteorytów, udowadniają jednak, że kosmiczne zagrożenie naprawdę istnieje. Nie każde ostrzeżenie należy więc wkładać między przepowiednie Majów o końcu świata, który miał nastąpić w ubiegłym roku.
Nie każdy, kto ostrzega przed kosmosem to wariat
- Jesteśmy częścią kosmosu, żyjemy w kosmosie. W związku z tym, tego typu wydarzenia , do których doszło w Rosji nie są wcale niczym wyjątkowym na naszej planecie. To zdarza się średnio raz na rok. Z tym, że większość powierzchni Ziemi jest pokryta przez morza i oceany. Zatem bardzo często nikt nawet nie zauważa takich zdarzeń. Także z tego powodu, że większa część lądów również jest niezamieszkana, lub zamieszkana słabo. Rzadko ktoś jest więc w stanie takie wydarzenie zarejestrować - wyjaśnia Stanisław Bajtlik.
Naukowiec podkreśla, że mnóstwo nagrań deszczu meteorytów z Rosji zawdzięczamy dziś głównie temu, że Rosjanie ostatnio powszechnie montują w swoich autach małe kamery. Tym razem naszą wyobraźnię oczywiście pobudziło także to, że wszystko wydarzyło się w ponad milionowej aglomeracji jaką jest Czelabińsk i odnotowano tam sporą liczbę rannych.
Czy to oznacza, że teraz musimy ze strachem patrzeć w niebo, bo na pewno kolejny deszcz meteorytów może uderzyć w Warszawę, Kraków, albo Trójmiasto? - Tego się nie da przewidzieć - przyznaje dr Bajtlik. - Prawdopodobieństwo nie jest natomiast duże. Jeżeli takie zdarzenia dzieją się raz do roku i obejmują obszar kilku kilometrów, łatwo zestawić to z powierzchnią Ziemi, a tym bardziej obszarów gęsto zaludnionych. Szansa jest zatem nieduża. Oczywiście nie oznacza to, że coś takiego nie może się kiedyś wydarzyć - mówi astrofizyk. Stanisław Bajtlik uspokaja jednak, że naprawdę katastrofalne zagrożenie z kosmosu jak to, które dotknęło obszar nad rzeką Tunguska na Syberii przed laty, spotyka się tylko raz na kilka tysięcy lat. Taka katastrofa kosmiczna, jak ta, która miała doprowadzić do wyginięcia dinozaurów zdarza się tymczasem raz na wiele milionów lat.
Na wszelki wypadek, by nie zostać nią zaskoczonym warto więc czasem spędzić parę chwil nawet przy zwykłym, domowym teleskopie. A przynajmniej nie śmiać się z tych, którzy tej dość monotonnej wydawałoby się pasji poświęcają tyle, co Jaime Nomen, dzięki któremu wiemy, że dzisiejszej nocy na zaledwie 28 tys. km minie nas całkiem spora planetoida.
Astronomia jest pod tym względem zupełnie wyjątkową nauką. Istnieje bowiem niezwykle rozbudowany ruch miłośniczy. Nie ma takich, jak astronomiczne towarzystw miłośników chemii, czy matematyki. Można to tylko porównać do ornitologii, której pasjonaci są równie aktywni i np. to zwyczajny duński nauczyciel wymyślił system obrączkowania ptaków. Także w astronomii amatorzy mogą wciąż odgrywać ważną rolę