Nie zastanawiamy się, o czym ten film tak naprawdę jest, tylko wyobrażamy sobie w głowie nasz konflikt, którym żyjemy od tylu lat. I próbujemy wokół tego rozniecać emocje i mówić o tym, czy jest przeciwko rządowi – tak Maciej Stuhr w rozmowie z naTemat.pl komentuje nagonkę prawicy na "Zieloną granicę". Film, który jeszcze nawet nie miał swojej premiery.
Reklama.
Reklama.
Napięcie w okół "Zielonej granicy" Agnieszki Hollandnie traci na sile. Pisaliśmy już o tym, że Filmwebzablokował możliwość oceniania filmu – Polacy masowo dawali mu ocenę 1/10, chociaż jeszcze go nie widzieli – film ma swoją premierę 22 września.
"Propagandą" natomiast określili działania Holland Stanisław Żaryn,sekretarz Stanu w KPRM i Pełnomocnik Rządu ds. Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej, oraz minister sprawiedliwości i jednocześnie prokurator generalny Zbigniew Ziobro (szefSuwerennej Polski nawiązał w swoich słowach nawet do III Rzeszy).
Negatywnie o filmie piszą też związkowcy z Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. W ich oświadczeniu z tytułem "Tylko świnie siedzą w kinie" możemy przeczytać m.in., że film Agnieszki Holland "jest produktem propagandowym, dokładnie dostrojonym do ideologicznej nuty prezentowanej przez środowiska wrogie polskiej racji stanu".
Zdaniem pograniczników film ten "przedstawia państwo polskie, jako niehumanitarną dyktaturę, a polskich Żołnierzy i Funkcjonariuszy, jako bezduszne psy łańcuchowe opresyjnego reżimu". "Jest to działanie nikczemne i jeśli dopuszcza się go polski obywatel, mający pełną świadomość, jak wygląda prawdziwy stan rzeczy, to ściąga na siebie hańbę i najgłębszą pogardę" – dodano.
Natomiast Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Narodowy, który w zbliżających się wyborach parlamentarnych będzie walczył o mandat posła z list PiS-u, poinformował na swoim Facebooku, że kino Oaza w Otwocku nie będzie wyświetlać filmu Holland.
Co jednak ciekawe, wszystkie te głosy oburzenia i sprzeciwów ze strony prawicy zdają się zupełnie nie pokrywać z tym, co rzeczywiście można zobaczyć w filmie. Wiem o tym z pierwszej ręki od osoby, która rzeczywiście widziała film i tak odpowiedziała na moje pytanie, czy "Zielona granica" jest filmem "antypolskim".
Jednym z aktorów, którego będzie można zobaczyć w filmie, jest Maciej Stuhr. Aktor sam podkreśla, że jego rola jest raczej epizodyczna i to występ w rodzaju "gościnnych", ale że bardzo docenia fakt wzięcia udziału w produkcji.
Postanowiłem zadać mu te same pytania będące esencją lęków i powtarzających się zarzutów pod adresem "Zielonej granicy". Stuhr podkreślił, że swoje odpowiedzi może opierać jedynie na samym scenariuszu, jako że na sam seans czeka do momentu premiery.
Czy ten film stawia w złym świetle Straż Graniczną?
Maciej Stuhr: W filmie można zobaczyć trzy albo i cztery perspektywy. Kiedy dowiedziałem się, że jedną z nich jest postać strażnika granicznego, to moja wyobraźnia powędrowała wtedy w stronę różnych historii, o których słyszałem, będąc tam na granicy, ale też w Warszawie, czytając artykuły i książki na ten temat, spotykając się ze znajomymi, którzy pomagali uchodźcom albo którzy mieszkają tam na miejscu w pobliżu strefy. Wiele z nich mroziło krew w żyłach. Dlatego pomyślałem, że ten wątek dotyczący Straży Granicznej pewnie będzie opowiadał o którejś z tych najbardziej drastycznych historii, o których się mówi.
Muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony, że Agnieszka i scenarzyści zdecydowali się poprowadzić ten wątek w inny sposób. Pokazali niezwykle ludzkiego – oczywiście pełnego dylematów – fajnego faceta pracującego właśnie w tej Straży. Pyta się mnie pan, czy film stawia Straż Graniczną w złym świetle. Myślę, że film mógł pokazać ten wątek w takim świetle, że nie byłoby co zbierać. I wydaje mi się, że Agnieszka z całą swoją mądrością, przenikliwością i przewrotnością opowiedziała tę historię z ludzkiej perspektywy. Tak więc nie, to nie jest film wymierzony w Straż Graniczną. To jest film o ludziach.
Czy w takim razie uderza w polski rząd?
Powiem panu, że gdybym nie lubił portalu naTemat, to powiedziałbym, że te pytania są tendencyjne.
Proszę mi wybaczyć, starałem się wydestylować esencję z zarzutów, które padają w internecie pod adresem "Zielonej granicy".
Powiem panu tak, ja grałem w "Pokłosiu" 12 lat temu i burzę wokół filmów mam przećwiczoną na tamtym temacie. Wydaję mi się, że to, co się dzieje dzisiaj, jest jakimś pokłosiem tamtego "Pokłosia". Po pierwsze: trzeba się chyba cieszyć, że film wciąż może budzić aż tak duże emocje, bo to znaczy, że jest żywy – oczywiście mówię to pół żartem, a pół serio. Po drugie widać tu jednak pewne mechanizmy, które przy okazji "Pokłosia" były "rozdziewiczeniem" naszych sporów i tego, do jakiego stopnia potrafi nas rozgrzać dyskusja wokół filmu i spraw społecznych. Jak bardzo potrafimy się rzucać sobie do gardeł.
Teraz, po tych 12 latach, właściwie wszystko się powtarza i idzie według pewnego scenariusza, który sam się wtedy pisał. Jako uczestnik tamtych wydarzeń mam takie poczucie – i poniekąd tych – że jesteśmy bardzo wyćwiczeni w nienawiści i szukamy tematów do zwady. Pańskie pytania właściwie to potwierdzają. Nie zastanawiamy się, o czym ten film tak naprawdę jest, tylko wyobrażamy sobie w głowie nasz konflikt, którym żyjemy od tylu lat. I próbujemy wokół tego rozniecać emocje i mówić o tym, czy jest przeciwko rządowi. O tym, czy szkaluje Straż Graniczną. O tym, czy jest "antypolski" i tym, czy wpisuje się w propagandę Putina.
Wydaję mi się, że Agnieszka nie chciała do końca o tym zrobić filmu. Ona zrobiła film o dobrych ludziach. Wszyscy ludzie, którzy ten film widzieli, zgodnie to podkreślają. A my w tych dyskusjach wciąż chcemy mówić o nienawiści. Chciałbym przeciwko temu zaprotestować, żebyśmy nie dali za wszelką cenę wpuścić w te maliny – bo sami chcemy się w nie wpuszczać i w tym taplać.
Cała ta afera z podkręcaniem ocen na Filmwebie pokazuje, że nasze działania mają charakter systemowy. Tak jakby nie miało już znaczenia, o czym jest ten film – wiemy, że chcemy walczyć, wiemy, że chcemy sobie przypierniczyć z lewej i z prawej, a sam sens zaczyna nam gdzieś umykać. Zamiast walki i nienawiści moglibyśmy zastanowić się nad problemem, który rzeczywiście istnieje. Nasze kłótnie, nawet te najbardziej zażarte, tego problemu nie rozwiążą.
Rzeczywiście początkowo chciałem zapytać, czy film jest "antypolski", ale myślę, że lepiej spuentować rozmowę pytaniem, czym dla pana jest ten film?
Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że moja rola w filmie jest epizodyczna, mój występ jest "gościnny" – co oczywiście też jest dla mnie zaszczytem. Biorą w nim udział osoby, które jakoś były związane z tematem, nawet po trochu. Odpowiadając jednak na pana pytanie – dla mnie ten film jest dokumentem tego, co się w tych naszych lasach wydarzyło. Cieszę się, że ktoś to sfotografował i że to z nami zostanie. Tak jak zostają z nami filmy i będzie wywoływać dyskusje.
Tak jak w przypadku wspomnianego przeze mnie wcześniej "Pokłosia" – była wtedy straszna burza, dużo nienawiści i hejtu, którego sam doświadczyłem. To wszystko jednak w końcu mija, mniej lub bardziej, ale temat został wtedy poruszony i on przez lata jakoś w ludziach pracował. Jak pojawił się film "Ida" – też byli krzykacze, ale nie było już aż tak dużych emocji, bo wszyscy zdążyli już wcześniej się wypowiedzieć.
Myślę, że podobnie może być z "Zieloną granicą". Myślę, że powstanie jeszcze mnóstwo filmów na ten temat. Sam zresztą nakręciłem jeden ze swoimi studentami do własnego scenariusza. Dlatego wiem, że ten temat zostanie z nami jeszcze na dziesięciolecia. I początki tego są – za przeproszeniem – najbardziej krwawe, ale też niezbędne, byśmy mogli w przyszłości o tym rozmawiać.
Nie, nie jest. Główną ambicją i motorem napędowym historii od początku miał być humanitaryzm. Wartość ludzkiego życia bez znaczenia, jaki kolor skóry ma dana osoba lub z jakiego kraju pochodzi, co przemawia przez wątek z aktywistami. "Zielona granica" uderza w niektóre postawy czy wydarzenia jak wymiar propagandowy całego kryzysu czy systemowa ksenofobia. Niemniej głównym "złoczyńcą" produkcji jest rzecz jasna trudny los uchodźców zgotowany przez Putina oraz droga de facto bez wyjścia, a nie "antypolskość".