Ze względu na urodę (ciemną oprawę oczu i niemal czarne włosy) mnóstwo osób zastanawia się, czy naprawdę jest Romką. O gwieździe serialu "Infamia", czyli wcielającej się w Gitę Zofii Jastrzębskiej, nie wiadomo wiele.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zofia Jastrzębska urodziła się 7 grudnia 1998 roku, a w 2022 roku ukończyła Akademię Sztuk Teatralnych w Krakowie. Poza "Infamią", dzięki której zaczęła zyskiwać popularność, zagrała także m.in. w "Warszawiance" z Borysem Szycem , innym serialu Netfliksa "Dziewczyna i kosmonauta" oraz "Na dobre i na złe".
Dużo więcej na jej temat nie da się znaleźć w sieci, z czego sama aktorka jest zadowolona. – Nic o mnie nie wiadomo i nawet mnie to cieszy. Uważam, że dopóki aktor owiany jest tajemnicą, dopóty ma większe pole do odgrywania różnorodnych ról, bo jest nieokreślony. Rolą aktora nie jest bycie celebrytą – stwierdziła na łamach "Vogue'a".
W rozmowie z "Wysokimi obcasami" zdradziła jednak, że już od dziecka pragnęła zostać aktorką. – (...) czułam, że mam w sobie dużo emocji, za dużo na jedną osobę, i odgrywanie różnych postaci było dla mnie wentylem. Od dziecka wiedziałam, że chcę być aktorką, mimo że w mojej rodzinie nie ma nikogo, kto by zajmował się artystycznym zawodem – opowiadała.
– To zresztą czasami dla mnie trudne, że mam w sobie siłę, która pcha mnie na scenę, przed kamerę, bo jednocześnie jestem raczej introwertyczką i bywam nieśmiała. Ale chciałam mieć głos. I myślę, że również dlatego chciałam być aktorką, by podejmować tematy, które mnie poruszają – dodała.
Jastrzębska już wcześniej próbowała wejść na artystyczną ścieżkę. Wtedy jednak jej się to nie udało. – Śmieszną ciekawostką jest to, że chciałam pójść do podstawówki do szkoły muzycznej i wtedy mnie nie przyjęto, bo nie wpisywałam się w klimat. Byłam takim wulkanem energii, który nie potrafił usiąść i skupić się na jednym. Ja musiałam latać. Później, już w trakcie studiów aktorskich, też postrzegano mnie jako "tą mniej śpiewającą" – powiedziała w wywiadzie opublikowanym na stronie eska.pl.
Do szkoły aktorskiej Zofia dostała się jednak za pierwszym razem. Było to jednak okupione pewnymi wyrzeczeniami. – W klasie maturalnej nie poszłam na ani jedną osiemnastkę. Zerwałam z chłopakiem, którego wtedy kochałam. Uważałam, że muszę skupić się na sobie, iść i walczyć o swoje marzenia. Jeżeli ja nie zawalczę, nikt tego za mnie nie zrobi – wspominała na łamach "Vogue'a".
Tak szybkie przyjęcie do krakowskiej akademii kształcącej aktorów miało, jak sama przyznała, "swoje zalety i wady".
– Wady są takie, że byłam bardzo młoda, miałam 18 lat i niewiele wiedziałam o świecie i o sobie. Zresztą nadal każdego dnia odkrywam nowe kolory w sobie i we wszystkim dookoła. Myślę, że jako osoba bardziej dojrzała wyciągnęłabym z tego więcej. Trudne było dla mnie też to, że nie chciano czerpać z mojej empatii, z mojej niewinności, tylko wkładano mnie w role, których nie rozumiałam – tłumaczyła Paulinie Reiter z "Wysokich obcasów".
Przez te doświadczenia miała nawet wątpliwości, czy zdecydowała się na dobrą ścieżkę karierę. – Szybko musiałam dojrzeć. Bardzo dużo zawdzięczam pedagogom oraz kolegom z roku, natomiast nauczyłam się, że nie mogę brać wszystkiego, co mi mówią, co mi doradzają, za pewnik – mogę czerpać z wiedzy osób doświadczonych, ale przede wszystkim muszę ufać sobie, swojej intuicji i przekonaniom. Udało mi się ukończyć akademię bez zatracenia siebie – dodała w tej samej rozmowie z Reiter.
W co wierzy gwiazda "Infamii" Netfliksa?
Jak wspomnieliśmy wcześniej, w rozmowie z Anną Tatarską na łamach "Vogue'a" Jastrzębska zdradziła, że chciała zostać aktorką również po to, by "podejmować tematy, które ją poruszają". Wśród nich są m.in. wolność osobista oraz prawa zwierząt.
– Jeśli kiedyś stanę się rozpoznawalna, chciałabym to wykorzystać do naświetlania właśnie takich spraw. Móc dać głos tym, którzy głosu nie mają. Może fundacja, może nagłaśnianie idei wolontariatu. Nie mówienie o tym, jak wstaję rano i piję kawkę, bo to robi każdy – opowiadała w rozmowie z Tatarską.
– To też jest moje marzenie w tym zawodzie, żeby mówić do ludzi i pokazywać im czasami drogę, jaką mogą wybrać. Żeby inspirować innych pewnymi fragmentami mojej twórczości. To dlatego wybrałam ten zawód, żeby mówić i komunikować się z dużą grupą odbiorców – powiedziała z kolei w rozmowie z Eską.
Dla aktorki ważne są też sprawy kobiet. Jak przyznała, z zakorzenionymi w patriarchacie zasadami musiała walczyć nawet na rodzinnym podwórku.
– U nas w domu też (tak jak w serialu "Infamia" - przyp. red.) funkcjonowały niedzielne obiady u babci. I kto donosił do stołu? Kto sprzątał? Kobiety. Byłam młoda, ale już wtedy się buntowałam. Dlaczego facet nie może tego zrobić? Dlaczego mój kuzyn nie może wziąć talerzy, skoro ja jestem bardziej zmęczona? Jestem w moim domu taką osobą, która łamie wiele utartych schematów. Myślę, że to mi pomogło przy pracy nad Gitą – powiedziała Tatarskiej Jastrzębska.
Ludzie zastanawiają się, czy jest Romką tak jak Gita
Jastrzębska m.in. na łamach "Wysokich obcasów" oficjalnie poinformowała, że nie jest Romką. Jej zdaniem fakt, że nie należy do tej społeczności, nie jest jednak z jej punktu widzenia problematyczny.
– (...) uważam, że zadaniem aktora jest wejście w świat przedstawiony, odnalezienie się w danej roli i dzięki swojej wrażliwości, wyobraźni oraz empatii zagranie roli wiarygodnie. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że im dalej aktor jest od postaci, tym ciekawsze wyzwanie stoi przed nim – stwierdziła.
Mało jednak brakowało, a nie dostałaby roli Gity. Produkcji zależało bowiem na aktorach i aktorkach pochodzenia romskiego i takie też mieli plany wobec odtwórczyni głównej roli w serialu. Sama Jastrzębska początkowo nie wierzyła, że uda jej się przejść casting, chociaż bardzo tego chciała.
– Bardzo mi zależało na Gicie, bo odkąd przeczytałam scenariusz, zakochałam się w niej. Ale byłam przekonana, że znajdą na całym globie aktorkę Romkę, która tę rolę dostanie – zdradziła na łamach "Vogue'a".
Aktorka przyznała, że pod pewnymi względami wcielenie się w dziewczynę pochodzącą z romskiej społeczności było dla niej wyzwaniem.
– Trudno jest grać osobę, która łamie zasady, przy osobach, które tak silnie się ich trzymają, i ich nie urazić. Na szczęście przed zdjęciami mieliśmy z aktorami romskimi obóz integracyjny. Dałam im swoje serce, pokazałam, kim jestem. Grająca babcię Tanię Wanda Ranii Kozłowska powiedziała mi w pewnym momencie: "Jesteś nasza". Od tego momentu usłyszałam wiele niesamowitych historii z ich życia – opowiadała Annie Tatarskiej.
Aktorka ostrzega jednak widzów serialu, żeby nie mylili prawdy z fikcją. – Podkreślam jednak, że to nie jest serial dokumentalny. Stworzyliśmy własną historię – dodała Jastrzębska.
Chociaż główna bohaterka "Infamii" i aktorka pochodzą z różnych środowisk, jak się okazuje, mają ze sobą coś wspólnego.
– Dla Gity rap jest wszystkim. Dla mnie muzyka też jest przekaźnikiem emocji. Kiedy chcę poukładać sobie coś w głowie, to zakładam słuchawki i puszczam utwór, który pasuje. Do większości scen miałam stworzony osobny, własny soundtrack. Pod te najbardziej emocjonalne podkładałam sobie romskie utwory, one pomagały mi wydobyć z siebie skrajnie trudne uczucia – zdradziła na łamach "WO".
Gwiazda najnowszego polskiego hitu Netfliksa przyznała także, że rola 17-nastoletniej Romki miała spory wpływ na jej życie.
– Dzięki niej nauczyłam się mówić prawdę o sobie, o swoich potrzebach. Wcześniej byłam zbyt grzeczna. Zostałam wychowana w duchu: uśmiechnij się i uważaj, by nie sprawić nikomu przykrości. Teraz stawiam na siebie i wiem, że jeżeli będę mówiła o swoich potrzebach, to nie zrobię nikomu krzywdy – tylko pomogę innym zrozumieć mnie – tłumaczyła.
Jastrzębska przyznała, że w pewnym sensie cieszy ją, że ludzie zastanawiają się, czy naprawdę jest Romką. – (...) Jeżeli niektórzy po obejrzeniu tego serialu tak pomyślą, to znaczy, że byłam wiarygodna na ekranie i jest to ogromny komplement – stwierdziła.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.