
"Piszę w imieniu mojej nieśmiałej 28-letniej córki Basi [...]. Jest Pan dla niej świetnym kandydatem na męża" – to fragment e-maila, jakiego otrzymał Adrian Furgalski. Wiadomość, którą zacytował na swoim facebookowym profilu, zebrała setki komentarzy i polubień. Żarty czy tęsknota za swatami?
REKLAMA
"Szanowny Panie Adrianie. Piszę w imieniu mojej nieśmiałej 28-letniej córki Basi. Ogląda każdy program z Pana udziałem. Jest Pan dla niej świetnym kandydatem na męża. […] Proszę o adres prywatny, wyślę CV i zdjęcia" – e-mail o takiej treści dostał na swoją służbową skrzynkę Adrian Furgalski, członek Zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR i bloger naTemat.
Blog Adriana Furgalskiego w naTemat.pl
Osoba, która napisała wiadomość, poinformowała, że jest mieszkanką Kętrzyna. W e-mailu zapewniła jednak, że Furgalski nie musi jechać aż tam, żeby poznać "przyszłą żonę", bo ona i Basia przyjadą do Warszawy.
Choć cała sprawa brzmi żartobliwie, e-mail, jaki otrzymał Adrian Furgalski wydaje się być najzupełniej poważny. I choć zdziwił on wielu internautów, którzy obserwują jego facebookowy profil, nie jest przecież niczym nadzwyczajnym. Dawniej swaty były przecież zupełnie normalną formą łączenia się w pary. Dziś wracają w wydaniu drugim, poprawionym.
Niearanżowane
Małżeństwa aranżowane wyłącznie przez starszych – wujów, ciotki i rodziców, na podstawie przesłanek przede wszystkim ekonomicznych. Najpierw zapoznanie młodych, później wysłanie "swatów", czyli matrymonialnych negocjatorów przez rodzinę mężczyzny. Tak zawieranie związków wyglądało jeszcze w pierwszej połowie XX wieku.
Małżeństwa aranżowane wyłącznie przez starszych – wujów, ciotki i rodziców, na podstawie przesłanek przede wszystkim ekonomicznych. Najpierw zapoznanie młodych, później wysłanie "swatów", czyli matrymonialnych negocjatorów przez rodzinę mężczyzny. Tak zawieranie związków wyglądało jeszcze w pierwszej połowie XX wieku.
Dziś, choć sprawa znacznie się skomplikowała, a o związkach częściej niż pieniądze decyduje uczucie, zwyczaj swatania wcale jednak nie zginął. Zmieniła się tylko forma: rolę rodziców przejęli przedsiębiorczy znajomi.
– Swaty się zmieniły, bo już nie jest to działanie pod presją ekonomiczną. Chodzi raczej o zaspokajanie potrzeby bliskości z drugą osobą – mówi dr Julita Czarnecka, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego i współpracownica serwisu Sympatia.pl. Jak przyznaje, ona sama została potajemnie wyswatana. – Ludzie swatają dziś z dobrymi intencjami, częściej robią to przyjaciele, rzadko już rodzice. Bardziej delikatna jest także forma – przekonuje.
Swaty faktycznie nie są już instytucją samą w sobie. Jak zapewnia socjolog, częściej polegają na tym, że znajomi zapraszają dwie osoby na wspólną kolację albo wypad na weekend.
– Tak poznałam się ze swoim chłopakiem – mówi Katarzyna. – Przyjaciele zaprosili mnie i mojego przyszłego partnera na spotkanie w domu pod Warszawą. W planie była kolacja, gry planszowe, pieczenie sernika. Oczywiście ani słowa o swataniu. Plan został jednak zrealizowany – śmieje się.
Zakopane zakochane
W PRL, a potem także w latach 90., rolę swatów przejęły ogłoszenia matrymonialne publikowane w lokalnej prasie. "Pani pozna pana", "Rozwiedziony 45-latek z mieszkaniem" – to tylko niektóre przykłady. Dziś większość ogłoszeń przeniosła się do sieci, ale nie wszyscy są na tyle odważni, by wysyłać je na portale. Młodsi polegają więc na serwisach, które dopasowują do siebie profile użytkowników (eDarling, Sympatia, WeDwoje). Starsi chętniej udają się do biur matrymonialnych.
W PRL, a potem także w latach 90., rolę swatów przejęły ogłoszenia matrymonialne publikowane w lokalnej prasie. "Pani pozna pana", "Rozwiedziony 45-latek z mieszkaniem" – to tylko niektóre przykłady. Dziś większość ogłoszeń przeniosła się do sieci, ale nie wszyscy są na tyle odważni, by wysyłać je na portale. Młodsi polegają więc na serwisach, które dopasowują do siebie profile użytkowników (eDarling, Sympatia, WeDwoje). Starsi chętniej udają się do biur matrymonialnych.
– Wśród ludzi wciąż funkcjonuje stereotyp, że nie wypada, że będzie wstyd, jak ktoś zobaczy. Kiedyś miałam biuro w budynku, gdzie były też filie banków i biura rachunkowe. Klienci nie chcieli się ze mną w nim widywać, woleli omawiać sprawy w kawiarni, bo w budynku pracowali ich znajomi – mówi swatka z Zakopanego. – Były też osoby, które pod drzwiami biura stawały po trzy razy, ale nie mogły się przemóc, żeby wejść. Dopiero, kiedy ja wychodziłam do nich, decydowały się na spotkanie – dodaje.
Jak jednak przyznaje pytana przez nas swatka, przełamanie oporu często się opłaca. Szczególnie 50-, 60-latkom, którzy nie mają zbyt wielu innych możliwości na poznanie partnera.
Misja
Jak tłumaczy moja rozmówczyni, pary dobiera na podstawie ankiety, które wypełniają wszyscy korzystający z usług biura matrymonialnego. Nie tylko opisują w niej siebie, ale także wymagania względem potencjalnego partnera. – Panie zwykle zwracają uwagę na stronę wizualną, piszą na przykład, żeby był nieotyły. Dla wielu jest również istotne, aby był samodzielny finansowo, żeby nie trzeba było go utrzymywać – mówi swatka.
Jak tłumaczy moja rozmówczyni, pary dobiera na podstawie ankiety, które wypełniają wszyscy korzystający z usług biura matrymonialnego. Nie tylko opisują w niej siebie, ale także wymagania względem potencjalnego partnera. – Panie zwykle zwracają uwagę na stronę wizualną, piszą na przykład, żeby był nieotyły. Dla wielu jest również istotne, aby był samodzielny finansowo, żeby nie trzeba było go utrzymywać – mówi swatka.
Jak przekonuje, pieniądze jednak nie są najważniejsze. – Zdarzyło mi się kojarzyć taką parę: on miał kilkoro dzieci, plajtującą firmę, więc przed jej upadkiem przepisał wszystko na żonę. Ta szybko wystąpiła o rozwód, zamieszkała z nowym mężczyzną i wysiudała męża z domu. Kiedy przyjechał na Podhale, spał w samochodzie, pracował na targu, zarabiając tysiąc złotych miesięcznie. Ciężko mi było dla niego znaleźć partnerkę, bo miał sprawę w sądzie, alimenty. Pewnego dnia przyszła do mnie pani, której pierwszy mąż był bogaczem. W małżeństwie przeżyła prawdziwy horror, więc powiedziała, że nie chce już drugi raz tego przeżywać. Poznałam ich ze sobą i do dziś są szczęśliwi – wspomina.
Swatka zapewnia, że od wielu skojarzonych par dostaje podziękowania, SMS-y, a nawet zaproszenia na ślub.
– Para: ona 60 lat, on 62, nie pozostają w formalnym związku. Ale dzwonią do mnie co jakiś czas powiedzieć, że jeszcze są razem. Wtedy czuję, że mój zawód ma misję – mówi.

