Przez niego zmarło pięć osób. Teraz "Król dopalaczy" idzie siedzieć
Dominika Stanisławska
03 października 2023, 14:48·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 03 października 2023, 14:48
Warszawski Sąd Okręgowy skazał "króla dopalaczy" Jana S. na 12 lat pozbawienia wolności oraz zobowiązał go do zapłacenia grzywny w wysokości 225 tys. zł. Mężczyzna został oskarżony o kierowanie grupą handlującą dopalaczami. Pięć osób, spośród 16 tys. narażonych na utratę życia i zdrowia, zmarło.
Reklama.
Reklama.
W marcu 2021 roku rozpoczął się proces przeciwko Janowi S., Jackowi S. (ojciec "króla", z zawodu adwokat), Paulinie C. (partnerka Jacka S.) i jeszcze jednemu mężczyźnie, który na Słowacji zarejestrował spółkę handlową oraz zakładał konta bankowe służące do prania pieniędzy.
Prokurator oskarżył Jana S. o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ponad 16 tysięcy osób, wprowadzenie do obrotu ponad 350 kilogramów dopalaczy, nabycie znacznej ilości substancji psychotropowych, pranie brudnych pieniędzy, nakłanianie do pośrednictwa w obrocie dopalaczami, a także zmuszanie lub pomocnictwo w posługiwaniu się fałszywymi dokumentami tożsamości.
5 osób zmarło po zażyciu dopalaczy
12 lutego 2018 roku w Rugby w Wielkiej Brytanii znaleziono ciała Mateusza i Krystiana, którzy zażyli dopalacze. Jan S., pośrednio przyczynił się także do śmierci 16-letniego Filipa z Warszawy, 15-letniego Damiana z Biłgoraju, 23-letniego Artura z Radomia.
18-letni Bartka ze Świdnika i Anię ze Strzelec Opolskich udało się uratować. Wszyscy zatruli się fentanylem zawartym w jednym ze sprzedawanych środków.
"Król dopalaczy" ukrywał się głównie w Holandii. W maju 2018 roku został zatrzymany, ale holenderski sąd nie zgodził się na jego aresztowanie i wyznaczył kolejny termin posiedzenia. W tym czasie Jan S. zniknął.
W 2020 roku został zatrzymany w Milanówku, skąd pochodzi. Przez ostatnie 3 lata siedział w areszcie śledczym. Był m.in. objęty Europejskim Nakazem Aresztowania.
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczy się też inny proces, Jan S. odpowie za podżeganie do zabójstwa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz prokuratora i policjantów, którzy rozbili grupę handlującą używkami.
Jan S. zaprzeczył, że jest "królem dopalaczy"
Z kolei Jan S. zaprzeczył, że jest "królem dopalaczy". Podkreślił, że jego proces to polityczna zagrywka, a działania prokuratora są stronnicze. – Nie jestem przestępcą. Nie jestem żadnym "królem dopalaczy", mimo że niektórzy chcą, bym nim był – powiedział podczas mowy końcowej Jan S.
Podkreślił, że był młody i jak każdy młody człowiek myślał o lepszym życiu. Dodał, że każdy z jego biznesów oraz produkty, które oferował, były legalne.
– To, że komuś się zmieniło postrzeganie prawa i chce na tym budować swoją karierę, czy politykę, to jeszcze nie jest powód, czy dowód, by usadzić mnie na czele jakieś grupy, postawić zarzuty, ale tak naprawdę próbować mnie ugrillować – mówił przed sądem.
Mecenas Antoni Kania-Sieniawski, pełnomocnik Jana S. powiedział, że każdy zasługuje na sprawiedliwy proces tak, by każda biorąca w nim udział osoba nie miała zastrzeżeń do pracy prokuratora czy policji. Potem wniósł o jego uniewinnienie.
Adwokaci pozostałych oskarżonych także wnieśli o uniewinnienie swoich klientów.