Przy produkcji "Oppenheimer" Christophera Nolana podkreślano, że kręcąc scenę wybuchu bomby atomowej nie użyto CGI. W sieci można też zobaczyć, jak naprawdę zrzucono w przepaść lokomotywę w nowej odsłonie "Mission: Impossible". Czy ograniczenie efektów komputerowych stanie się nowym trendem w Hollywood?
Reklama.
Reklama.
Chociaż od premiery najnowszej części "Mission: Impossible" minęło już kilka miesięcy – siódma część słynnej szpiegowskiej serii z Tomem Cruisem w roli głównej miała swoją premierę w lipcu 2023 roku – do sieci wciąż trafiają kolejne nagrania z procesu tworzenia tego filmu.
Nie powinno to jednak nikogo dziwić – w kolejnej odsłonie przygód agenta Ethana Hunta nie brakuje zapierających dech w piersiach scen akcji. Do jednej z nich niewątpliwie należy... strącenie pędzącej lokomotywy w przepaść.
Co jednak warto podkreślić – w trakcie kręcenia tej sceny nie użyto efektów CGI.
Pokazuje to dokładnie nagranie, które niedawno trafiło do sieci, gdzie twórcy filmu zdradzają skalę przygotowań i zaangażowania całej ekipy filmowej i ryzyka, że coś może się nie udać.
– Rozbicie pociągu wiązało się z wieloma trudnościami. Trudno sobie wyobrazić tego skalę. (...) To przerażające, że wcześniej nie mieliśmy żadnej próby. Mierzyliśmy, gdzie mniej więcej pociąg powinien wylądować, za pomocą modelu. Nie dało się przewidzieć, czy kamery przymocowane do pociągu wyjdą z tego cało. Każda z nich była ustawiona na tylko jedno ujęcie. (...) To było niesamowite, że kamery przeżyły razem z materiałem. Mieliśmy najlepszą ekipę na świecie – zdradza w nagraniu Christopher McQuarrie, reżyser filmu, cytowany przez serwis Naekranie.
Warto wspomnieć, że sam Tom Cruise, odtwórca głównej roli, a także jeden z producentów filmu, także nie oszczędzał się przy tworzeniu tej produkcji.
Mający obecnie 61 lat aktor przygotowując się do jednej ze scen, która także znalazła się w filmie, kilkanaście razy skakał motocyklem w przepaść (z góry Helsetkopen w Norwegii o wysokości 1246 m n.p.m.) ze specjalnie zbudowanej rampy.
Zrobił to na samym początku powstawania produkcji, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak i trzeba by wprowadzić poważne zmiany w scenariuszu.
O samym filmie zrobiło się w Polsce też głośno z innego powodu. Polscy fani serii mieli bowiem okazję zobaczyć na ekranie także Marcina Dorocińskiego, który wcielił się w postać rosyjskiego kapitana okrętu podwodnego Sewastopol.
"Mógł być jeszcze jeden biało-czerwony motyw, ale przystopowała go ogólnoświatowa afera. Mowa o planach wysadzenia mostu w Pilchowicach. Ostatecznie ekipa nakręciła efektowny wybuch w parku narodowym Peak District w Anglii" – przypominał w lipcu 2023 roku Bartosz Godziński, autor naTemat.
Tom Cruise jest znany z tego, że lubi sam wykonywać przed kamerą nawet te niebezpieczne sceny, które zazwyczaj są zarezerwowane dla kaskaderów. To właśnie z tego powodu aktor złamał nogę w kostce podczas kręcenia jednej ze scen w poprzedniej części serii.
Jednak rezygnacja z efektów komputerowych na rzecz pirotechniki i tego, co w Hollywood nazywa się "practical effects" pokrywa się również z podejściem, jakie prezentował przy swoim nowym filmie Christopher Nolan – kręcąc jedną z kluczowych scen "Oppenheimera" bez pomocy CGI.
W mainstreamowym kinie rozrywkowym, które ostatnie lata zostały zdominowane przez produkcje o superbohaterach, filmy z "ograniczoną" ilością efektów komputerowych stają się miłą odtrutką i ten powrót do wcześniejszych metod kręcenia... paradoksalnie staje się powiewem świeżości.
Nie wspominając o tym, że jest też doskonałym wabikiem marketingowym. Jako widzowie wiemy dobrze, że przy odpowiednim budżecie twórcy kinowi są w stanie pokazać nam na ekranie wszystko.
Wrażenie staje się większy, gdy wiemy, że nie potrzebowali do tego komputerów, a jedynie ludzkiej wyobraźni.