Marcin Dorociński może już spać spokojnie – jego wątek nie został wycięty z "Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One", choć miał takie obawy. Ba! Nie jest nawet statystą, ale gra duży epizod i jest wymieniony w napisach końcowych. Kim jest jego postać?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One" to najnowszy film z kultowej serii z Tomem Cruisem.
Do kin wejdzie w sobotę 8 lipca, ale w środę 5 lipca w Cinema City Sadyba odbyła się jego polska premiera. M.in. z udziałem Marcina Dorocińskiego.
Aktor już w zeszłym roku ogłosił swój występ w tej produkcji. Teraz w końcu możemy go zobaczyć na ekranie.
"Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One" to siódma odsłona serii filmów szpiegowskich (i pierwsza z dwóch części "Dead Reckoning" - kolejna wyjdzie w przyszłym roku), które zna każdy kinoman. Wystąpienie w niej to marzenie wielu aktorów - udało się je teraz spełnić Marcinowi Dorocińskiemu. Na polskiej premierze w Warszawie sam przyznał, że jakby ktoś mu powiedział w 1996 roku (wtedy wyszła pierwsza część), że kiedyś weźmie w niej udział, toby nie uwierzył. A jednak ta "misja" okazała się możliwa.
Marcin Dorociński starał się o rolę w "Mission: Impossible" przez 10 lat. Wreszcie się udało
Aktor zagrał niedawno w zagranicznych serialach Netfliksa"Gambit królowej" i wspomnianym spin-offie "Wikingów". Jednak pomimo tego, że przecież brał udział w zdjęciach do "Mission: Impossible - Dead Reckoning", to sądził, że nie trafi do gotowego filmu. Zapytał nawet montażystę, czy przypadkiem nie zostanie wycięty.
"Mając na uwadze troskę mediów i ostatnie nagłówki, zapytałem Eddie’go, czy mnie nie wytnie, ale niech jego odpowiedź pozostanie między nami. Czy tak się stanie? Będziecie musieli przekonać się sami już w lipcu, kiedy film wejdzie do kin. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mogłem być częścią tej wielkiej machiny i wspaniałej przygody. Jestem szczęściarzem" – napisał Dorociński. I dodał zdjęcie z twórcami filmu. W tle widać fragment nowego "Mission: Impossible".
Kogo gra Marcin Dorociński w "Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One"?
Głos Marcina Dorocińskiego to pierwsze, co słyszymy w filmie. Sala w trakcie premiery wybuchła wtedy gromkimi brawami, bo też nikt się nie spodziewał, że polski aktor będzie już na samym początku filmu. Po chwili występuje nie tylko jako narrator, ale już we własnej osobie w sekwencji otwierającej całe widowisko. Tom Cruise pojawia się dopiero później, ale nie mają niestety wspólnej sceny.
Polski aktor, jak można się było spodziewać, gra Rosjanina mówiącego po angielsku z mocnym akcentem. Wcielił się w postać bezimiennego kapitana okrętu podwodnego Sewastopol (w napisach końcowych widnieje jako "Captain"). Przez ułamek sekundy na pokładzie widzimy też... szachy. To raczej przypadkowe nawiązanie do jego postaci z "Gambitu królowej" (przypomnę, że grał tam rosyjskiego mistrza szachowego Wasilija Borgova), bo serial Netfliksa wyszedł mniej więcej w tym samym czasie, co zaczęły się zdjęcia do tego filmu, czyli w drugiej połowie 2020 roku.
Napisałem, że jego postać jest "kluczowa" - to zabawa słowna, ponieważ akcja filmu kręci się w ogół pewnego klucza (nie będę zdradzał więcej), a on, jako kapitan rosyjskiego okrętu podwodnego, ma do niego dostęp. Nie jest też arcywrogiem Ethana Hunta (Tom Cruise). Gra większy epizod, ma dużo linijek dialogowych, ale po prologu, którego jest swoistym głównym bohaterem, już się więcej nie pojawia (jedynie w przebłysku z przeszłości). Trudno powiedzieć, czy będzie też w kolejnej części, ale przecież wszystko jest możliwe (np. w retrospekcjach).
W filmie jest też drugi polski akcent (z naszej perspektywy dość zabawny) związany z bohaterką graną przez Hayley Atwell, którego nie da się przeoczyć, ale jest za dużo do opowiadania i spoilerowania. To trzeba po prostu zobaczyć. Mógł być jeszcze jeden biało-czerwony motyw, ale przystopowała go ogólnoświatowa afera. Mowa o planach wysadzenia mostu w Pilchowicach. Ostatecznie ekipa nakręciła efektowny wybuch w parku narodowym Peak District w Anglii. A jak wypadł sam film? Tego dowiecie się z naszej recenzji "Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Pierwszym castingiem, który otrzymałem od mojej londyńskiej agencji był "Mission: Impossible - Ghost Protocol". Przegrałem. Od tego czasu nagrałem ponad 1200 self tape’ów. I przegrałem je wszystkie. Pierwszy self tape wygrałem w zeszłym roku - po ponad dziesięciu latach żmudnych nagrań, wielkich nadziei i starań. Po 1200 wcześniejszych bolesnych i dotkliwych porażkach. I te dwa wygrane to były "Wikingowie - Walhalla" i "Mission: Impossible - Dead Reckoning". I teraz mogę dzielić się moją radością z Wami. Dlatego wierzcie w swoje marzenia i nie poddawajcie się. Wasz wielki sen, wyczekane marzenia mogą czekać za rogiem. Cierpliwości i odwagi. Szerokości!